Podobno jedyną stałą rzeczą w życiu jest zmiana. U nas ostatnimi czasy zmieniało się niewiele. Kilka kursów jest, na kolejne są pomysły, ale czasu brak. Jedna książka jest, na kolejne czasu brak. I tak to sobie leciało miesiącami. W te wakacje doszłam do wniosku, że czas wreszcie ruszyć to i owo.
W kwietniu plany były ambitne. Postanowiłam, że czas wziąć się wreszcie za zapowiadaną w zakończeniu kursu Zostań copywriterem część 2. Otworzyłam notes i raz dwa wszystko zaplanowałam: maj — moduł 1, czerwiec — moduł 2, lipiec — moduł 3. No jak nic. Do jesieni będzie gotowe. Akurat — po zapisach na część 1, gdzieś tak w październiku lub w listopadzie, udostępnimy część 2.
Ależ ja to świetnie wymyśliłam! No geniusz po prostu. Strateg nad strategami.
Niestety, strategia sobie, a życie sobie. Zapomniałam o takiej drobnostce, że każdego niemal dnia mam na mailu po 2-3 zapytania o teksty. No ale dobra, w końcu genialna jestem. Napoleon przy mnie wymięka. Ja miałabym nie dać rady? Jaaaa?!
To tak: napiszę tę broszurę dla pana X, bo to wyzwanie pierwsza klasa. Później jeszcze machnę ofertę dla pana Y (fajne produkty, a poza tym obiecałam). I potem to już naprawdę się wezmę.
Ups, zlecenie od coacha. Kuuurczę, lubię te rozwojowe klimaty. Dobra, to jeszcze dla coacha. I dla dietetyka, bo jak z polecenia, to głupio odmówić, ale później…
Co? Coś o korekcie? Jejuuuu, taka miła klientka, no i sentyment do tematu. Biorę, ale to już naprawdę osssstatni.
I tak minął maj, czerwiec, lipiec i nastał urlop.
Wyłączyłam media społecznościowe (poważnie — od 16 lipca do 3 sierpnia ani razu nie zajrzałam ani na FB, ani na Instagram!) i wyruszyłam na wakacyjną wyprawę. Z Mężem i z… Anthonym Robbinsem, którego słowa czytane przez lektora miały mnie nauczyć, jak obudzić w sobie olbrzyma 😉
I właśnie te słowa sprawiły, że dotarło: DECYZJE to jest coś, od czego zależy wszystko. Zdecydować to coś wybrać, a resztę odciąć. To postawić na jedną kartę, a inne możliwości na jakiś czas przynajmniej schować.
A zatem podjęłam decyzję:
Biorę „urlop naukowy”
Taki, jaki biorą czasem wykładowcy na wyższych uczelniach. Na co najmniej rok zawieszam usługi. Nie jest to łatwe. A już najtrudniej jest powiedzieć stałym klientom, że z nami koniec 🙁 Ale jestem dzielna.
Trzy smutne buźki w mailu. Już wciskam „Odpowiedz”, już piszę, że no to może… Nie. Zdecydowałam.
Ktoś prosi, że może jeszcze tylko… No… yyy… Nie. Zdecydowałam.
„Ale to jednak było kilka tysięcy miesięcznie” – myślę sobie. Nie. Zdecydowałam.
Nie pozostawiam klientów z niczym
No ale ludzie są przyzwyczajeni. I wyszukiwarka też. Przysyła do nas chętnych na teksty i jak to tak — zostawić ich z niczym? Znalazłam sposób na to, żeby i wilk był syty, i owca cała.
Przecież ja od prawie 2 lat kształcę copywriterów!
No OK, nie wszyscy, którzy wykupili kurs, go przerobili — wiem to. Nie wszyscy, którzy go przerobili, zrobili to z jednakowym zaangażowaniem — tak. Nie wszyscy wreszcie zdecydowali się na freelance — kilka osób po kursie trafiło do agencji czy redakcji i dobrze im z tym. ALE jest też kilkadziesiąt osób, które uczyły się pilnie, a teraz działają online albo mają zamiar działać. Niektóre zdobyły już jakieś doświadczenie, inne chcą je dopiero zdobyć.
Postanowiłam stworzyć bazę copywriterów, w której znajdą się wyłącznie absolwenci naszego kursu, i to tylko tacy, którzy udowodnili mi (i jeszcze udowodnią na wspólnym blogu), że potrafią napisać dobry tekst. I do tej bazy będę odsyłać ludzi, którzy w poszukiwaniu usług copy trafią na naszą stronę.
EDIT – 2 miesiące później:
Voilà! Baza istnieje, a copywriterzy zapraszają do korzystania z ich usług:
Będzie 2. część kursu Zostań copywriterem
Tak, wreszcie będzie. Teraz już nie planuję i nie opracowuję sprytnych strategii. Marzę sobie po cichu, żeby kurs (lub seria kursów — to się jeszcze decyduje) był najpóźniej na nasze 5. urodziny (w kwietniu).
Co w nim będzie? Tego nie zdradzę. Uczestnicy pierwszej części już dostali mały cynk w ankiecie, którą niedawno wypełnili, i wystarczy. Dla całej reszty świata: niespodzianka.
A w najbliższym czasie?
Już za chwilę otwieramy drzwi do kolejnej edycji Zostań copywriterem
Mam ochotę zapytać: Czekasz?
Wiem, że wiele osób czeka. My (tzn. ja i Paweł, moja druga życiowa i tekstowna połowa) też bardzo czekamy, bo… ech, co tu dużo mówić: ten kurs to nasze oczko w głowie. Przeczytaliśmy o nim tyle miłych rzeczy w mailach, słyszeliśmy o tylu zmianach, które spowodował, że jesteśmy go pewni.
A już najbardziej cieszy nas to, że nasi absolwenci gotowi są do nas wracać. 60% z tych, którzy wypełnili ankietę, twierdzi, że na pewno zapisze się i na 2. część kursu, pozostali uzależniają swoją decyzję od programu bądź własnych możliwości, ale nikt, dosłownie NIKT nie wybrał odpowiedzi „Nie jestem zainteresowany”.
No co tu dużo mówić: jest moc!
***
Podobno najlepszym sposobem na to, żeby wreszcie się wziąć, jest publiczna deklaracja. Check!
No to teraz trzymaj kciuki.
Mam nadzieję, że zapał nie okaże się słomiany, że codzienność mnie nie zgasi (choć nie powiem, robi, co może) i już za chwileczkę, już za momencik naprawdę będzie się działo 🙂
Bardzo, bardzo podziwiam! Jeszcze nie dorosłam do decyzji z pierwszego nagłówka 🙂
Ewa, jak będziesz w moooim wieeeeku… 😉
Bardzo dobry tekst. Tym bardziej, że sam właśnie zorientowałem się, że rozbija mnie… niezdecydowanie. Powinienem już być na finiszu 2-3, co najmniej, projektów, a dalej jestem w czarnym lesie 🙁 Decyzję trzeba podjąć i już! 🙂
Andrzej, przeczytaj sobie rozdział o sile decyzji w książce Tony’ego Robbinsa „Obudź w sobie olbrzyma”. Skoro nawet do mnie przemówił, to jest nadzieja, że i Tobie pomoże podjąć DECYZJĘ z prawdziwego zdarzenia. Trzymam kciuki! 😀
Powodzenia i wytrwałości życzę 😉
Dzięki, Rozalia! 😀
Gratulacje! Myślę, że to dobra decyzja, zwłaszcza, że nie palisz za sobą mostów, tylko podejmujesz ją na razie na rok. A po roku zobaczysz, czy bardzo tęsknisz, czy jednak obecne zaangażowania przynoszą Ci więcej satysfakcji.
Asiu, poczekaj z gratulacjami na efekty 🙂 Na razie trzymaj kciuki!
Przede wszystkim gratuluję bycia już na takim etapie w copywriterskim zawodzie, że możesz odsunąć na bok pisanie dla klientów i zająć się innymi projektami :). To pewnie całe lata świetlne pracy! Podziwiam i mam nadzieję, że kiedyś też uda mi się dojść przynajmniej do 1 maila w skrzynce dziennie ;)).
A za kurs cz. 2 trzymam kciuki!
Jolu, uda Ci się szybciej, niż myślisz. To działa lawinowo: jeden klient, drugi, trzeci, a nagle się okazuje, że czwarty, piąty i szósty przyszli z polecenia. Aż pewnego dnia zastanawiasz się, czy masz jeszcze moce przerobowe, żeby w ogóle pomyśleć o kolejnej współpracy. Zobaczysz, że tak będzie. A okresy „posuchy” też są normalne. I zawsze tak jest, że po dołku przychodzi klęska urodzaju.