Transkrypcja podcastu (lekko zredagowana):
Cześć, z tej strony Ewa Szczepaniak, a to jest kolejny odcinek podcastu Copylogika (nie tylko) dla laika. Odcinek tak w ogóle 17, ale w pewnym sensie pierwszy, bo pierwszy po rocznej przerwie, i tym samym specjalny.
Specjalny jest z jeszcze jednego powodu. Z tego, że nagrywam go z okazji 8. urodzin marki Tekstowni. I będzie to odcinek poświęcony właśnie temu jubileuszowi.
Jeśli:
- chcesz wiedzieć, jak wyglądał świat copywritingu i biznesu online parę lat temu i co się zmieniło przez te ostatnie 8 lata
albo
- chcesz rozwijać swój warsztat tekstowy i chętnie się dowiesz, jak możemy Ci w tym pomóc,
albo
- jesteś częścią naszej wspaniałej społeczności i masz ochotę poświętować z nami,
zachęcam Cię do posłuchania.
Mam zamiar w tym odcinku bardzo szczerze poopowiadać o tym, co marka Tekstowni dała mi osobiście i jaka z tego lekcja dla innych. Mam zamiar też powiedzieć szczerze o trudnościach, które się piętrzą i na które patrzę i zastanawiam się, czy na pewno chcę się z nimi mierzyć.
Taki odcinek słodko-gorzki. Zapraszam.
8 lat… Może to nie jest wyczyn światowy, bo znam osoby, które działają online jeszcze dłużej, no ale dla mnie to jest naprawdę nie lada wyczyn.
Po pierwsze dlatego, że poprzednie działalności nie udały mi się aż tak (z drugiej strony może właśnie dlatego ta mi się udała, że miałam doświadczenie z poprzednich. Tak że nie lekceważ żadnych swoich doświadczeń, bo wszystkie mogą się kiedyś przydać).
Po drugie: Tekstowna działalność dzieje się w świecie online. Jeśli w tym świecie jesteś, działasz, obserwujesz, to widzisz, jak się zmienia krajobraz, jak za szybą pędzącego pociągu. Pojawiają się firmy, pojawiają się trendy, pojawiają się nowe technologie, nowe sposoby działania. Trudno za tym wszystkim nadążyć, trudno w tym wszystkim być, trudno być na bieżąco, odnaleźć się na tyle, żeby się przebić.
Trudno w tym wszystkim trwać, zwłaszcza kiedy jesteś malutką marką, bo prowadzenie takiej malutkiej marki to jest praca na kilku etatach. Oczywiście prowadzę tę markę z Mężem, ale kołem napędowym jestem ja, ja jestem pomysłodawcą, ja jestem twarzą i działem kreatywnym. Odpowiadam też za realizację– za wszystkie materiały, które widzisz w naszych mediach społecznościowych czy w newsletterze, czy na blogu itd.
Mój Mąż jest od spraw technicznych (np. obrabiał to nagranie), którego słuchasz, od spraw papierkowych (księgowość itd.). Tak że oboje tak naprawdę pracujemy przez to na kilku etatach i to jest trudne, bo to jednak wymaga wyrywania czasu z prywatności. Trudno tutaj o jakieś stałe godziny pracy i stałe wolne tym samym.
No i cóż, nic dziwnego, że w takiej sytuacji, kiedy tak się na tym onlajnie żyje, kiedy to jest tak wymagające, no to co chwilę ktoś znika, co chwilę widzę posty pożegnalne, w których ktoś się żegna z onlajnami, pisze, że czas na nowe wyzwania itd.
Można by powiedzieć: „Kurczę, wielu się nie udało, a my ciągle jesteśmy”. No jesteśmy, jesteśmy, co mnie zresztą bardzo cieszy. Jesteśmy już 8 rok. Właściwie kończymy już 8. rok, zaczynamy 9., ale prawda jest taka, że to bycie jest teraz zdecydowanie trudniejsze, niż było kiedyś.
Trudniejsze do tego stopnia, że (już będę tutaj już mówić o sobie, jako że ja ten podcast nagrywam i ja jestem – tak jak powiedziałam – siłą napędową Tekstownych) w zeszłym roku doszłam już, mam wrażenie, do ściany, przy której powiedziałam sobie: „OK, już się na nic nie upieram. Niech się dzieje, co chcę. Robię swoje, a jak długo, to zobaczymy”.
Wiem, że teraz może trochę powiało grozą, że to może zapowiedź końca, rezygnacja itd. Nie, nie, tak źle to jeszcze nie jest. Ale po kolei.
Tak sobie pomyślałam, że ten podcast podzielę na dwie części.
W pierwszej powspominam. Powiem, jak to było, kiedyś, co się zmieniło, co jest trudne i co doprowadza mnie do tych wniosków, o których przed chwilką wspomniałam. Powiem to po to, żeby zarysować kontekst dla tej drugiej części, żebyś wiedział(a), skąd wynikają pewne decyzje.
W drugiej części właśnie opowiem o planach, a te plany oczywiście są. Marzy mi się kilka projektów, jeden nawet naprawdę duży. Będzie powstawał w odcinkach i myślę, że przy jego powstawaniu będzie można sporo skorzystać. Ale to za chwilkę. Zacznijmy od tego, co było.
Chyba powinnam zacząć tak: dawno, dawno temu, bo zaczęło się to wszystko w roku 2016, czyli w czasach, kiedy zapewne wiele ze słuchających mnie dziś osób jeszcze nie było w sieci, a przynajmniej nie było tam zawodowo. Może ktoś jeszcze studiował, może nawet ktoś się jeszcze uczył w szkole, może ktoś zupełnie nie myślał, że kiedykolwiek wyląduje na onlajnach, bo pracował w szkole, w urzędzie czy gdzieś tam, a teraz już w tej rzeczywistości jest.
Ja w tym 2016 roku wyszłam tak no dobre do internetu. Wcześniej też byłam oczywiście, bo przyjmowałam zlecenia online, pracowałam online, natomiast nie prowadziłam social mediów, stronę miałam bardzo prowizoryczną (zresztą takie to chyba były czasy, kiedy jeszcze jakichś superwypasionych stron nie było).
Tak że marka Tekstowni to 2016 rok. Czasy, kiedy podcasty raczkowały, kursy online w Polsce również raczkowały, content marketing był już królem, ale w porównaniu z tym, jakim był królem wówczas, to chyba dzisiaj jest cesarzem.
Zakładałam markę Tekstowni z takim zamiarem, że będzie to stricte pracownia copywriterska, w której się wyłącznie pisze. No ale zderzenie ze światem mediów społecznościowych sprawiło, że na horyzoncie pojawiły się właśnie kursy i poszło to w tę stronę. Zresztą tak trochę naturalnie, bo ja naprawdę lubię uczyć. Jestem po wielkim rozczarowaniu, jakim okazała się szkoła, a tu otworzyły się zupełnie inne perspektywy uczenia: bez tego wszystkiego, czego w szkole nie znosiłam, bez rad, bez papierów, bez dyrektorki nad głową. Na moich zasadach. Tak że poszłam w to.
Tak jak powiedziałam, początki działalności pod marką Tekstowni – Internet w latach 2016-2018 może nawet jeszcze z 2019 roku – to jednak było coś zupełnie innego niż teraz.
Wchodziłam sobie w te media społecznościowe, wchodziłam sobie w to blogowanie naprawdę szczerze… przerażona, a okazało się, że nie ma się czego bać, bo jest fajnie.
Nie wiem czy to był fart, czy specyfika tamtych czasów (jakkolwiek szumnie to brzmi), ale wspominam te pierwsze lata Tekstownych jako czas wielkich odkryć. Jak dużo się nauczyłam, to chyba zabrakłoby mi czasu, żeby to wszystko wymienić.I technologia, i marketing, bo to naprawdę zupełnie inaczej wygląda, kiedy się pomaga w marketingu komuś, np. pisząc mu tekst, ma się dystans do produktu, do firmy. Zupełnie inaczej jest, kiedy robi się ten marketing dla siebie.
Zrobiłam przez ten czas odkrywania wiele szkoleń u innych ludzi, potem też zrobiłam wiele własnych szkoleń. Napisałam dwie książki. Marzyłam oczywiście o napisaniu książki, ale zupełnie innego rodzaju. Trochę ku mojemu zaskoczeniu wyszły mi te dwie książki poradnikowe o copywritingu, ale również oczywiście bardzo się z nich cieszę.
Co jednak najważniejsze: spotkałam dzięki tej Tekstownej działalności mnóstwo ludzi. Mimo że to się wszystko dzieje online, to są to prawdziwe znajomości. Zesztą bardzo mi jest miło, że wiele z tych osób, które poznałam w onlajnach, w ankiecie zaznaczyło, że znamy się osobiście. Tak że rzeczywiście te relacje przeszły na nieco wyższy poziom.
Oczywiście spotkania z ludźmi na onlajnach są różne, zdarzały się i mniej przyjemne sytuacje, ale jednak dobrych jest znacznie, znacznie więcej.
Zaznaczam: zaczynałam tę działalność po bardzo różnych niefajnych wydarzeniach. Już nie chcę ich wymieniać, wymienię tylko doświadczenie wypalenia po poprzedniej działalności, totalnie nieopłacalnej. Przyszłam wypalona, wymęczona taką pracą, jaką miałam.
Zawsze też byłam bardzo nieśmiałą osobą. Taką, co to w szkole siedzi w ostatniej ławce i „zdolna tylko, że się nie odzywa”. Taki typ cichej myszki.
Nie miałam za dużo powodów, żeby jakoś specjalnie w ludzi wierzyć i żeby do nich wychodzić, bo to nie ja. Ale dzięki tej Tekstownej działalności bardzo się to zmieniło. Dostałam mnóstwo, naprawdę mnóstwo serdeczności, tak dużo dowodów sympatii, potwierdzeń sensu tego, co robię, że teraz zupełnie, ale to zupełnie inaczej myślę o pracy z ludźmi.
I tutaj chcę się zatrzymać, bo muszę Ci coś powiedzieć – takie memento z autopsji. Wiem, że wśród absolwentów moich kursów albo jeszcze szerzej, w naszej społeczności, również wśród osób, które nie są naszymi klientami, ale nas obserwują, są w grupie, jest mnóstwo osób, które np. chcą zarabiać napisaniu, bo czują, że im nie po drodze z ludźmi i wolą się schować w domu.
Albo nawet zaczynają z copywritingiem i idą na kurs, ale potem się boją z tym wyjść do ludzi, bo ich ci ludzie zjedzą. Bo tam klienci oczekują samych doświadczonych, a oni jeszcze nie są doświadczeni. Albo jeszcze nie wszystkie rozumy pozjadali itd.
No więc chcę Ci powiedzieć, drogi Słuchaczu, że jeśli Ty tak masz, to mówię Ci to z doświadczenia: nie jest tak strasznie. Naprawdę. Jeden i drugi strach – przed ludźmi w ogóle i strach przed wyjściem do ludzi z czymś tam, z zaproponowaniem swoich usług – przerabiałam kilkakrotnie. Bo przecież najpierw usługi redaktorskie, potem copywriterskie, potem kursy. Też trzeba było mieć odwagę, żeby ludziom powiedzieć: „Zobaczcie, zrobiłam kurs, może ktoś chciałby mi zapłacić za ten kurs pieniądze i z niego skorzystać”. Kiedyś robiłam taki kurs po raz pierwszy i mogłam się tak samo obawiać, że nikt nie będzie chciał się u mnie uczyć.
Ale odważyłam się i z doświadczenia ci mówię: nie jest tak strasznie.
A zatem: jeden i drugi strach przerobiłam na sobie. I w jednym i drugim przypadku ludzie mnie uspokoili. Ludzie mi powiedzieli, że sami nie są straszni, i ludzie mi powiedzieli, że to, co ja robię, jest fajne.
Tylko warunek jest jeden: trzeba tym ludziom dać szansę. Czy my to nazwiemy wychodzeniem ze strefy komfortu, czy robieniem dobrej miny do złej gry, czy fake it, fake it, until you make it… Wiem, że to jest niewygodne, jeżeli w głowie mam czarną wizję i mam teraz wyjść do ludzi, uśmiechnąć się i udawać w jakiś sposób pewność siebie. Ale spróbuj. Może się okazać, że więcej zyskasz, niż stracisz.
Może się okazać, że jeśli jednak porozmawiasz z tym klientem na Skypie albo sam(a) odezwiesz się z propozycją współpracy, albo gdzieś tam zgłosisz się do zlecenia pomimo wszystkich obaw, to zobaczysz, że będzie dobrze, tylko na tym zyskasz. Nic nie stracisz. Zobaczysz, że z każdym razem później będzie Ci łatwiej.
Daj ludziom szansę, żeby Cię przekonali, że przed Tobą są te szersze wody, na które możesz wypłynąć. Ale też daj szansę sobie, żeby na te wody wypłynąć. Bo możesz zrobić ten pierwszy krok w podróży do czegoś lepszego albo możesz pozostać przy brzegu i narzekać, że Ty jeszcze nie masz tego czy tamtego, no po prostu nie możesz i tylko patrzysz, jak Ci inni machają z daleka.
Ja sobie i ludziom właśnie tę szansę dałam, m.in. ostatnio w postaci marki Tekstowni i wszystkiego, co się w jej ramach działo. Teraz jest 8 lat później i naprawdę mogę spokojnie powiedzieć, nie byłoby nic, nie byłoby zadowolonych klientów i od copywritingu, i kursantów, gdybym kiedyś nie zrobiła właśnie tego pierwszego kroku wbrew wszystkim swoim obawom.
Dobrze, strasznie patetycznie to wyszło. Chyba popłynęłam za bardzo na te szeroki wody :), więc wracam do portu wspomnień i planów z okazji 8. rocznicy.
A zatem po pierwsze: na pewno było warto. Tekstowni to jest dla mnie samej niesamowita przygoda, nieustanny rozwój, spotkania z ludźmi, którym przy okazji z tego miejsca chcę bardzo, bardzo podziękować.
Zdaję sobie z tego sprawę, że my wszyscy mamy swoje życie, mamy swoje sprawy. Tak się czasem zatrzymuję nad tym i myślę: „Kurczę, ktoś poświęca swój czas na to, żeby do mnie zaglądać, żeby czytać to, co ja napisałam. Albo wręcz poświęca nie tylko czas, ale i pieniądze, które zarobił. Oddaje mi te pieniądze z przekonaniem, że dostanie za nie wartość. Wow, to jest po prostu niesamowita rzecz.
Bardzo, bardzo dziękuję.
Dziękuję wszystkim, którzy nas obserwują, którzy nam dopingują. Szczególnie dziękuję naszym klientom, tym copywriterskim, i tym kursowym, którzy zaufali nam na tyle, żeby w tę naszą współpracę zainwestować. Co tu dużo mówić: dzięki Wam ta marka trwa, bo gdyby nie zarabiała, no to nie miałaby prawa utrzymać się na rynku 8 lat.
Tak że dziękuję. Te 8 lat to jest Wasza zasługa.
To wszystko, o czym powiedziałam, jest w tej Tekstownej działalności naprawdę świetne, niesamowite wręcz. Czasami się zadziwiam i aż się wzruszam.
No niestety, jak to zwykle bywa, za słoneczkiem czai się czasem troszkę chmurek, które są gotowe za chwilkę to słoneczko przysłonić. Tak jest także w tym przypadku, w przypadku tej naszej Tekstownej działalności.
I nawet już tutaj nie chodzi o ludzi. Tak jak powiedziałam, sytuacje są różne, różne czasami maile dostawałam, czy dostaję, różne czasami się komentarze zdarzają, są różne sytuacje również od konkurencji, ale to już nawet nie o to chodzi.
Chodzi o bardziej o okoliczności, w jakich działamy jako Tekstowni, które sprawiają, że człowiek – człowiek-ja w tym przypadku – zaczyna się zastanawiać nad priorytetami i nad tym, co dalej. I czy dalej to na pewno jest ta sama droga.
Zacznijmy od tego, że 8 lat marki to jest też 8 lat życia kogoś, kto tę markę stworzył i prowadzi. A tak się złożyło, że prywatnie te ostatnie 8 lat, głównie ostatnie 5 lat, to jest dla mnie taki czas, jakby mi życie wyciągnęło dywanik spod nóg. Problemy ze zdrowiem, przeprowadzka, wcześniej budowa – kto się budował, ten wie, co to znaczy. Od 3 lat to jest praktycznie cały czas urządzanie się na nowo, wyciąganie kolejnych pudeł, rozpakowywanie, przebieranie itd.
Kiedy to się już troszeczkę skończyło, w zeszłym roku, mogłam się bardziej poświęcić pracy. No i cóż, poświęciłam się za bardzo. Zrobiłam kilka projektów – od samego stycznia do samego grudnia coś się działo. Na początku Pisz jak pro, potem e-book z Elą Markowską, potem książka, potem kurs o AI, a jeszcze wcześniej bezpłatny kurs Zanim zostaniesz copywriterem.
Wszystko to robione bardzo dużym nakładem sił, zaangażowania, często kosztem bezsennych nocy, kosztem zdrowia. Do tego stopnia, że zaczęło mi się już bardzo mocno odechciewać.
Do tego dodajmy wiek – mam ponad 40 lat, całkiem sporo ponad 40 lat. To jest taki wiek, kiedy człowiek się zaczyna zastanawiać, czy ta albo inna sprawa jest warta tego wysiłku, takich nerwów, takiego zabierania sobie prywatnego życia.
I naprawdę nie chodzi mi tutaj jeszcze o to, że te projekty, te wszystkie treści, które zrobiłam – w większości akurat płatne – nie były tego warte. To, że ktoś na tym skorzystał, było warte mojego zaangażowania (chociaż może rzeczywiście niekoniecznie niespania po nocach, można to było jakoś inaczej zaplanować, ale nie potrafię tego zrobić, bo tych rzeczy jest tak dużo). Bardziej chodzi o to, że potem coś powstaje, powstaje to w tak dużym trudzie, a potem się okazuje, że trudno z tym wszystkim dotrzeć do ludzi.
No właśnie – i to jest jedna z takich spraw, które sprawiają, że się zastanawiam, czy to ma sens. A zatem sprawa pierwsza: zmieniają się narzędzia, którymi się posługujemy. Konkretnie mam na myśli media społecznościowe. Nie odbieram ich jako narzędzie przyjazne przedsiębiorcom. Albo powiem może za siebie: nie odbieram ich jako narzędzie przyjazne mi. Czuję się kilka razy wręcz oszukana.
Pamiętam jeszcze taki czas, kiedy jak się Facebooku kogoś zaobserwowało, to się go obserwowało. Widziało się jego posty, czy się je lajkowało, czy się ich nie lajkowało. Skoro wyraziłam chęć obserwowania, to te posty widziałam. Potem pod pretekstem różnych ideologicznie pięknie ujętych rzeczy Facebook zaczął zmieniać algorytmy. „Ideologicznie pięknie ujętych”, bo była mowa o tym, że „stawiamy na tworzenie bliskich grup” itd. Więc oczywiście najpierw było „stwórz grupę”. No to stworzyłam grupę. Miało być tak super, że posty z grupy będą docierały do osób, które są w grupie. I na początku docierały, ale oczywiście się to potem zmieniło.
No to potem Instagram. Wszyscy na Instagram, bo na Instagramie posty będą pokazywane followersom. I rzeczywiście na początku były. Ale później okazało się, że na Instagramie nie wystarczy być. Teraz must have to karuzela. Dobrze, zaczęłam robić karuzele. Ale nie, teraz już karuzela nie wystarczy. Teraz rolki. Itd.
I oczywiście można powiedzieć: „Fajnie, bo możemy się uczyć nowych rzeczy”. Tylko że jest miliard rzeczy, których ja bym się chciała nauczyć, a nie mam na to czasu. I wolałabym uczyć się rzeczy, których sama się chcę nauczyć, a nie tych, które mi podsunie Facebook.
Mam wrażenie, że robi się z nas niewolników. „Rób grzecznie to, co Ci powiemy, i nadstawiaj ucho, bo za chwilkę przyjdą nowe instrukcje”. A i tak nigdy nie masz pewności efektu. Mam poczucie małej sprawczości w tym wszystkim.
Być może ktoś, kto mnie teraz słucha, myśli sobie: „Nie chce ci się, babo, robić, nie chce ci się uczyć, to miej pretensje do siebie”. Być może tak jest. Ale ja absolutnie nie mam ambicji ani ochoty być ekspertką od tworzenia oferty programowej Facebooka czy Instagram. A do tego to zmierza, żebyśmy byli po prostu wydawcami programów dla Facebooka i Instagrama. Oni będą decydować, czy im się to podoba, czy nie. My nie będziemy mieć nawet pojęcia, jakie kryteria wchodzą w grę.
Obserwuję wiele osób. Znam takie osoby, których rolki mi wyskakują dosłownie z lodówki, po 2 albo po 3 dziennie. I jakoś zasięgów super nie widać, nie widać zaangażowanej społeczności. Skąd inąd też wiem, że te osoby też wcale super nie sprzedają.
I właśnie tak to jest. „Rób, co ci mówimy. Słuchaj instrukcji. Za chwilkę przyjdą nowe. Nigdy nie znasz dnia ani godziny”, a tego poczucia sprawczości, poczucia, że mamy na coś wpływ, że jak się raz nauczymy, to to będzie, nie ma. I to mi się nie podoba. Bo nie po to zaczynamy freelance, nie po to zaczynałam też biznes online, gdzie miałam pracować na swoich zasadach, żeby teraz pracować na zasadach Facebooka albo innej korporacji. Tak że to jest taka rzecz, która mocno mnie już zniechęca do tej drogi.
Kolejna rzecz to jest to, że po po pandemii wyrosło kursów w rodzaju „zostań copywriterem”. Mam takie poczucie, że ten rynek zaczyna wyglądać jak rynek copywriterski, przynajmniej do niedawna, gdzie pisać każdy może i wejść do tego jest łatwo.
To mi się nie podoba i budzi to moją przekorę. Skoro tych kursów narobiło się tyle, to ja nie wiem, czy ja chcę być jedną z tych wielu. Może czas na coś nowego, trochę w innym kierunku.
Jeszcze kolejna sprawa, dla nas wszystkich w roku 2020 zaczęła się taka górka, co tu dużo mówić, a potem już było tylko gorzej. Najpierw pandemia, potem wojna na Ukrainie i niezbyt optymistyczne do dziś wizje przyszłości naszego kraju.
Oczywiście do polityki nie chcę się tutaj mieszać, ale to nie zmienia faktu, że ta polityka w pewnym sensie miesza się do mnie, do mojej działalności i do życia moich klientów. Widzę, że to wszystko mocno wpływa na nastroje ludzi, na nastroje przedsiębiorców.
Wszyscy pewnie znają upadek pewnej słynnej blogerki, upadek wielkiego imperium. Mam wrażenie, że Internet się zatrząsł. I nie mówię o tym, broń Boże, żeby się śmiać. Jestem pewna podziwu dla tej osoby, która zainspirowała mnóstwo (chyba głównie) kobiet, która stworzyła coś wielkiego i jakoś potrafiła się odbić z tego, co jej się przytrafiło. Ale to pokazuje, co się dzieje na rynku. Jest coraz trudniej ten biznes prowadzić.
No i cóż, to wszystko sprawia, że tak A + B + C – naprawdę od pewnego czasu się zastanawiam, czy to jest ciągle ten kierunek. Radykalnych decyzji na razie nie podejmuję. Na razie się przypatruję, na razie ciągle mam plany. Czekam też na ukazanie się drugiej książki. Zobaczymy, co się stanie, kiedy książka się ukaże. A tymczasem – tak jak mówię – plany na najbliższe miesiące są (inna sprawa, że się obawiam, czy wystarczy mi sił na ich realizację, no ale nic, będę próbowała to robić na własnych zasadach).
I tu przechodzimy do tego ostatniego punktu naszego podcastu. Ostatniego, co nie znaczy, że najkrótszego. Chciałabym poopowiadać trochę o tych planach.
Może zacznę od ankiety, o której wypełnienie prosiłam przed naszymi urodzinami, a później przejdę do tego, co na jej podstawie i na podstawie tych własnych przemyślenia, o których powiedziałam, postanowiłam.
A zatem: po pierwsze, bardzo, bardzo, bardzo dziękuję wszystkim, którzy wypełnij ankietę. Dziękuję za miłe słowa, które się w tej ankiecie pojawiły. Naprawdę to jest super sprawa, wielka motywacja do dalszej pracy. Dziękuję, dziękuję, dziękuję.
W ankiecie pytałam, co się naszej społeczności podoba, co się nie podoba. Czy pewne treści, które tam zaproponowałam, byłyby OK, czy nie. Pytałam też o sugestie. I tutaj odniosę się do niektórych odpowiedzi.
Oczywiście nie mogę skomentować absolutnie każdej odpowiedzi, jaka była w ankiecie. Może tych głosów nie było jakoś tam strasznie dużo, było ich kilkadziesiąt. Ale zważywszy, że w ankiecie było ileś tam pytań, to już jest na tyle dużo, że musielibyśmy tu chyba siedzieć jeszcze z pięć godzin, żebym mogła odpowiedzieć każdemu. Zebrałam sobie takie najbardziej reprezentatywne odpowiedzi i takie, na które mam coś szczególnego do powiedzenia. Tutaj się troszeczkę do nich odniosę.
Zaczynamy od pytania: Jakich treści chciał(a)byś widzieć u nas więcej?
Bardzo dużo osób odpowiadało, że jest OK, że to, co jest, wystarczy. Ale troszkę sugestii pojawiło. Np. Chciałabym widzieć u nas u was więcej treści typowo technicznych związanych z pisaniem w dobie sztucznej inteligencji, ukierunkowanych na poszczególne typy.
Powiem szczerze: nie za bardzo rozumiem tę odpowiedź, więc jeżeli autor(ka) mnie słucha, to bardzo proszę, odezwij się, chętnie się dowiem, o co chodzi. Może chodzi o poszczególne typy tekstów? Jeżeli tak, no to bardzo szczegółowo uczę tego na kursie. Na blogu też można znaleźć sporo artykułów.
A to, czy jesteśmy w dobie sztucznej inteligencji, czy nie, to moim zdaniem oznacza tylko tyle, że tym bardziej musimy się postarać, żeby pisać jak człowiek, a nie jak maszyna. Nie zmienia to jakoś szczególnie warsztatu. Ciągle ważna jest prostota. Ciągle ważne jest to, żeby człowiek czuł, że piszemy do niego. Ciągle ważne jest też to poznanie swojego czytelnika, swojego klienta. To wszystko pozostaje bez zmian. Sztuczna inteligencja właśnie w tym najbardziej kuleje, a my tutaj najbardziej możemy się wybić.
Dalej: Więcej rozrywki.
Chyba w rozrywce nie jestem dobra 🙂 W dodatku do mediów społecznościowych mam stosunek taki, jaki mam, o jakim powiedziałam teraz głośno i szczerze. Pomyślę. W tej chwili nie wiem, co by to mogło być. Niczego nie obiecuję.
Dalej: Wiem, że są takie posty, ale może więcej o sposobach na to, jak obudzić w sobie wenę i rozpisać się.
Pytałam w ankiecie, co Wy na to, droga Społeczności, żebyśmy mieli treści na temat creative writingu, czyli takich ćwiczeń na rozruszanie pióra. Rozumiem, że ta osoba, która to napisała, nie miałaby nic przeciwko.
[Taka dygresja: pod niektórymi z tych ankiet autorzy się podpisali, dlatego dalej wymienię kilka imion. W większości jednak mam te odpowiedzi wypisane anonimowo, więc przepraszam, jeżeli Autorze albo Autorko się podpisałaś/-eś, ale Cię nie wymienię. Mam tu zbiorcze odpowiedzi do poszczególnych pytań. Natomiast jeżeli chcesz, chcesz coś dopowiedzieć, zapraszam do napisania mail. Na pewno z wielką uwagą ten przeczytam ten mail i będę się starała jakoś to sobie wziąć przynajmniej do serca, jeżeli nie wdrożyć].
OK, więc o sposobach budzenia wady troszeczkę było na blogu, proszę sobie poszukać w bazie wiedzy. Ale wezmę to pod uwagę.
Dalej: o blogowaniu, opisaniu do internetu, ale bardziej o radości z samego pisania, o znajdywaniu tematów.
O znajdywaniu tematów jest post na blogu. O radości z pisania… Jest post o tym, jak mieć flow przy pisaniu, jest artykuł na blogu. O potędze słów – cały czas o tym mówimy. Tak że zachęcam do zapoznania się z naszymi materiałami w bazie wiedzy.
O tym jak się zmienia copywriting.
Być może napisze taki artykuł, mam w planach, ale tak jak już powiedziałam: aż tak bardzo się on nie zmienia. Powiem więcej: sięgamy do dziś do tego, co wypracowali tzw. legendarni copywriterzy 100 lat temu. Tak że spokojnie można się uczyć i to będzie aktualne jeszcze długo, długo.
O tym jak się reklamować ze swoją ofertą. Również jest sporo, zwłaszcza w płatnych materiałach: kurs Napisz ofertę i wygraj klienta albo e-book o portfolio, zachęcam.
Update podatkowy… To jest już zrobione. Ela, nasza specjalistka od spraw księgowo-finansowo-podatkowych, opublikowała ostatnio w grupie dwa posty na ten temat, ja te posty wyślę w następnym newsletterze. Powstaje też właśnie aktualizacja e-booka i bardzo, bardzo zachęcam do tego e-booka. Naprawdę jest to świetne, bardzo rzetelne źródło.
Pracowałyśmy nad tym niesamowicie ciężko z Elą. Ela dała z siebie wszystko, żeby wyjaśnić te rzeczy łopatologicznie. Ja też jeszcze dołożyłam do typowy laik w takich sprawach. Filtrowałam to wszystko przez swoje totalne niezrozumienie dla finansów.
Jeżeli ktoś chce mieć to wszystko łopatologicznie rozpisane, jak to jest z tymi rozliczeniami, z tymi finansami, z podatkami, z wycenianiem się, to bardzo zachęcam do e-booka. Ja wiem, że cena może się wydawać duża, ale mówimy o rozliczaniu się i o tym, jak się wycenić. Myśmy ten e-book wyceniły naprawdę zgodnie z jego wartością.
Poza tym jest w e-booku też autorski kalkulator. Ela tworzyła ze swoim mężem, który tutaj pracował charytatywnie. Zachęcam, żeby to docenić. Jest to naprawdę wartościowe narzędzie. Dużo, dużo bym dała kiedyś za to, żeby coś takiego dostać. Gdybym miała coś takiego, nie popełniłabym wielu błędów kosztownych w różnych sferach – również jeżeli chodzi o zdrowie i marnowanie go dla zleceń, które nie były tego warte.
Tak że polecam. Update podatkowy już jest. Było trochę za darmo. Jest jeszcze więcej w e-booku. Bardzo tego e-booka polecam.
Ciekawostki językowe.
Ciekawostek językowych trochę mamy. Trochę się waham w tej kwestii. Był taki czas, że wywaliłam tego byczka z naszego Tekstownego repertuaru. Potem wrócił. I chyba wrócił na dobre. Albo może utworzę jakiś oddzielny serwis, bo widzę, że byczek się cieszy ogromnym zainteresowaniem szkół. Mamy po prostu pielgrzymki z podstawówek, z liceów, z techników – ze wszystkich szkół, jakie tylko chcecie – na blog, właśnie na artykuły o byczku. Podoba się, więc być może powstanie z tego coś więcej. Mam pewne pomysły.
Myślę więc, że ciekawostki językowe były i jeszcze będą. Na razie zawsze przesyłam w newsletterze jakąś radę, jest kurs o przecinkach, jest kilka artykułów na blogu. Zachęcam do lektury.
Dalej: [Chciał[a]bym więcej] praktycznych wskazówek.
Myślę, że praktycznych wskazówek jest naprawdę u nas dużo: tekstowni.pl/baza-wiedzy. Sto parę [blisko 200] artykułów pełnych praktycznych wskazówek.
Dalej: ktoś mi napisał, że bardzo się podobają przykłady kampanii reklamowych, do których daję komentarz i mówię, jak możemy to wykorzystać u siebie. Czyli Mistrzowska lekcja copywritingu. Kończy nam się powoli pierwszy sezon, ale ciąg dalszy nastąpi.
Tutaj się złamałam i nawet robię te rolki, których nie lubię. Cieszę się bardzo, że są osoby, którym to się podoba.
Widzę w ankiecie, że ludzie zgłaszają też zapotrzebowanie na treści sprzedażowe: lejek sprzedażowy, maile sprzedażowe. Tak, taki jest plan, żeby coś było. Za chwilkę o tym powiem.
Nawet robię te rolki, których nie lubię. Cieszę się bardzo, że są osoby, którym się to podoba.
Jest też zapotrzebowanie – tutaj widzę, że ludzie zgłaszają zapotrzebowanie – na treści sprzedażowe. Lejek sprzedażowy, maile sprzedażowe. Tak, taki jest plan, żeby coś było za chwilkę o tym powiem.
Dalej była prośba o wskazówki dotyczące konstruowania umów z kontrahentami dotyczących copywritingu.
Absolutnie nie mam zamiaru tego uczyć, bo ja się na tym nie znam. To naprawdę nie jest taka prosta sprawa. Właśnie dlatego kiedyś zaprosiłam do współpracy panią prawniczkę, adw. Joannę Legun, która nam napisała umowę. Przy okazji pracy z nią nad tą umową (tzn. ona pracowała nad umową, a ja pracowałam z nią nad e-bookiem do tej umowy. Nad e-bookiem, który jest „instrukcją obsługi umowy” i zbiorem dobrych rad, na co uważać) dowiedziałam się, jak wiele jest pułapek przy konstruowaniu takiej umowy.
To nie jest tak, że my, copywriterzy, możemy sobie to na kursie opanować taką rzecz. Albo że doświadczony copywriter powie, co tam należy wpisać. Tu czasem jedno słowo może zaważyć o tym, że umowa jest po prostu nieważna.
I oczywiście wszystko jest dobrze, póki jest dobrze, ale kiedy przychodzi co do czego, to pani Joanna w podcaście u mnie opowiadała, jak to zdarza się, że wszystkie zapisy, które sprawiały, że freelancer (opowiadała chyba o grafiku), czuł się bezpieczny, nie są przed sądem nic warte, bo umowa była źle skonstruowana.
Tak że nie wierz w to, że copywriter czy nawet tam, kto prowadzi firmę, a nie jest prawnikiem i nie ma we współpracy prawnika, nauczy Cię konstruowania umów. Od tego są prawnicy, którzy się tego uczyli lata całe. Jeżeli chcemy podejść poważnie do sprawy, to radzę zadbać o to, żeby mieć taką dobrze przygotowaną umowę. Nie czekać, aż klient podsunie własną, bo oczywiście umowa klienta będzie chroniła jego interesy.
Tak że drogi Słuchaczu, droga Słuchaczko, polecam w #copybutiku Umowę dla copywritera.
Zresztą teraz – jeśli słuchasz tego nagrania w kwietniu 2024 – mamy właśnie z okazji urodzin umowę w pakiecie z e-bookiem o finansach, można oba te produkty kupić dużo, dużo taniej. Bardzo polecam.
Dalej: prośba, sugestia właściwie, o jakieś materiały dotyczące AI.
Mamy takie materiały. Mamy ze 3 wpisy na blogu, ale mamy też całe szkolenie. Jest to szkolenie, które robiłam dla kursantów 10. edycji Zostań copywriterem, ale wyszło tak bogate, że jest teraz oddzielnym kursem. Również można je teraz mieć ze zniżką. Zapraszam i bardzo polecam.
I z tego, co widzę, to są takie najważniejsze rzeczy, które były zgłaszane.
Jakich treści chciałabyś, chciałabyś u nas mniej? Tutaj się odniosę do dwóch wypowiedzi.
Treści dotyczące sprzedaży kursu. Wiem, że to samolubne, bo mam za sobą kurs, ale nie przepadam zatem, kiedy jest sprzedaż kursu. I druga osoba: Trochę mniej treści dla tych, którzy dopiero chcą zostać copywriterami. Trochę więcej dla tych, którzy już działają w zawodzie, ale jeszcze nie wymiatają.
Kochane Autorki, kochana Magdo (przepraszam, nie pamiętam, kto jest autorem drugiej wypowiedzi), proszę bardzo! Mówicie – macie. Tak jak powiedziałam, mi samej jest naprawdę ciężko po raz 12 sprzedawać kurs (bo to już by była teraz 12. edycja… gdybym ją zrobiła). Ale właśnie jestem takim punkcie, że myślę, że 12. edycji kursu zostań copywriterem nie będzie.
Jeżeli ktoś chce z tego kursu skorzystać, bardzo zachęcam, żeby wskoczyć teraz, kiedy jest on dostępny. Wskoczyć można w każdej chwili. To się nazywa edycja 11., dlatego, że każda edycja ma trochę inną ofertę. Ale osoba, która dołącza teraz, niczego nie traci w stosunku do osoby, która dołączyła w lutym. Ewentualnie może w tym momencie nie być dostępny pakiet VIP, bo po prostu jest tyle VIP-ów, że nie jestem w stanie przyjeść kolejnej osoby. Ale te VIP-y się pojawiają, kiedy ktoś z VIP-ów skończy.
Tak że bardzo zachęcam, bo chyba będę zmierzała do tego, żeby ten kurs – uwaga, uwaga – wycofać. Widzę tę naukę copywritingu u nas w innej formie. Być może to nie będzie jeden z milionów kursów z rodzaju „zostań copywriterem”. Zmierzam też do tego, żeby w innej formie pracować z kursantami, niekoniecznie sprawdzać w kółko te same teksty na kursie „Zostań copywriterem”. Będę bardziej iść w stronę takich – nazwijmy to mastermindów. Małych grup warsztatowych. Oczywiście będą to rzeczy bardziej kosztowne, ale myślę też, że bardziej rozwojowe. Zresztą jedna odpowiedź z ankiety, którą dostałam, to potwierdza. Za chwilkę ją przeczytam.
Tak że bardzo zachęcam: gdyby ktoś chciał jeszcze skorzystać z kursu i z możliwości pracy ze mną, to teraz jest ten czas. Bo może być taki moment, że kursu za chwilkę już nie będzie, będzie inna forma.
Z czym masz problem, jeśli chodzi o pisanie?
Dziękuję bardzo wszystkim, którzy się swoimi problemami podzielili. Ja ich tutaj czytać nie będę, natomiast mogę obiecać, że sobie te wszystkie rzeczy biorę do serca. Mam je wypisane i będę je miała na uwadze przy planowaniu kolejnych szkoleń. Częściowo będę się odnosiła do niektórych rzeczy we wpisach na social media, na blogu czy w COPYtime, w naszym newsletterze. Ale głównie będę te tematy drążyć w szkoleniach.
Pytałam też w kolejnym pytaniu o to, co sądzi nasza Społeczność o tym, żebyśmy rozszerzyli obszar naszych zainteresowań o treści promujące kreatywne pisanie.
Była taka odpowiedź, że tak i żeby były rady dotyczące tego, jak wydać książkę. Odpowiem tak: mogę powiedzieć, jak wydać książkę, z mojej perspektywy. Jako że prawie już wydałam dwie – prawie, bo jedną wydałam, druga jest tuż-tuż. Ale to są dwa poradniki wydane w wydawnictwie biznesowym. Mogę się podzielić, jeżeli ktoś chce. Mogę powiedzieć, jak to wygląda. Natomiast nie wydałam jeszcze książki literackiej, więc nie będę o tym mówić, bo mam zasadę, że nie uczę tego, czego sama nie przerobiłam na sobie.
Dlatego tutaj zaznaczam, że nie chodziło mi tutaj o pisanie w tym sensie, że wiersz się pisze dokładnie tak, że książkę się pisze dokładnie tak, a jak chcesz ją wydać, to musisz zrobić to i to, sto złotych rad, checklista itd.
Może i jakaś checklista, może i jakieś rady, ale chodziło mi raczej o treści dotyczące właśnie radości tworzenia, odkrywania, różnych technik też pisania z efektem „wow”, ale bardziej na swoje potrzeby czy na potrzeby twórczości literackiej. Interesuje mnie też pisanie jako autoterapia, jako odkrywanie siebie, jako patrzenie inaczej na swoje życie. Bardziej to miałam na myśli.
No i cóż, 57,6% osób, które wypełniły ankietę, stwierdziło, że to wspaniały pomysł, będę wiernym czytelnikiem. I muszę powiedzieć, że mam dylemat. Bo to jest aż 57,6%, czyli ponad połowa, ale z drugiej strony to jest tylko 57,6%. Były takie osoby, które kategorycznie powiedziały, że no tak, pomysł świetny, ale nie pod marką Tekstowni, bo Tekstowni to copywriting. I prawdę mówiąc, sama mam takie poczucie, że Tekstowni to copywriting.
Zastanawiam się, co z tym zrobić. Myślę, że jakoś będę próbować. Od wielu, wielu, wielu lat marzy mi się taki produkt na wakacje. Taki zeszyt ćwiczeń, w którym codziennie jest punkt wyjścia do tego, żeby samemu coś napisać. Tak jak kiedyś – nie wiem, czy pamiętasz – były w naszej grupie takie czwartkowe wspólne pisania, gdzie ja dawałam jakiś początek opowiadania, do zdjęcia na przykład, i prosiłam o to, żeby pójść za ciosem i dopisać ciąg dalszy. Niewiele osób się udzielało, dlatego skończyłam z tym ćwiczeniem, ale myślałam o tym już bardzo, bardzo dawno temu, żeby wydać cały taki zeszyt. Na przykład właśnie na wakacje, żeby sobie można rozruszać pióro.
I z tego miejsca prośba: jeżeli uważasz, że to świetny pomysł, napisz mi to w komentarzu pod tym podcastem, czy pod postem o podcaście w mediach społecznościowych, w mailu, czy gdzie tam uważasz. Napisz też, jakie masz inne potrzeby w tym zakresie, jakie masz inne pomysły, co mogłabym wziąć pod uwagę. Wszystkiego bardzo chętnie wysłucham.
Naprawdę mocno mnie ciągnie w tę stronę, bo creative writing jest to coś, od czego wyszłam, w co chciałam iść, zanim w pewnym momencie skręciłam w copywriting. Ale nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa w tym kreatywnym pisaniu. Myślę, że w taki czy inny sposób będę zmierzała w tym kierunku. Zapraszam do dzielenia się pomysłami i sugestiami.
Jeżeli chodzi o copywriting – ciąg dalszy – pojawiły się takie mocne sugestie: kurs copywritingu poziom 2. Aniu ja wiem, że ja ten kurs Ci obiecuję od 100 lat. Drodzy Absolwenci, powiedziałam w kursie, że będzie ta druga część, ale chyba już jej nie będzie. Za to mam inny plan. Kurs Zostań copywriterem prawdopodobnie wycofam, ale chcę to zorganizować inaczej, opowiem o tym za chwilę.
Pojawiły się takie sugestie już wiele razy: osobne treści dla bardziej doświadczonych copy i to, co mówiłam: taka praca 1 na 1 lub w małej grupie. Tutaj ktoś mi napisał… Patrycja, pozdrawiam Cię. Wiem, że to Ty, bo się podpisałaś. Skusiłabym się na warsztaty, które pomogłyby mi rozwijać mój warsztat copy pod Twoim okiem, coś w stylu konsultacji 1:1 konkretnych tekstów, które napisałam na potrzeby kursu. Ten rodzaj nauki dał mi najwięcej (tutaj naprawdę nie jesteś odosobniona). Czuję, że teraz, gdy wiem już i potrafię więcej, mogłabym się rozwinąć, tym bardziej że w pracy z klientem albo dostaję feedback, że wszystko jest OK, albo uwagi klienta stoją w kontrze do zasad copy i po pewnym czasie można popaść w samozachwyt albo stracić wyczucie, co jest dobre, co złe.
Tak jak mówię, jestem tutaj bardzo otwarta. Mam wręcz ochotę stworzyć coś w rodzaju mastermindu – tak to nazywam – czyli takich malutkich grupy, 5 osób na przykład albo 4 osoby. Spotykamy i sobie gadamy o naszych tekstach. Omawiamy, co można było zrobić dobrze, co można było zrobić lepiej, ćwiczymy, sprawdzamy.
Pojawiła się też sugestia szkoleń na żywo. Raz, że ja dałam taką możliwość zaznaczenia odpowiedzi, że może właśnie takie szkolenie w czasie rzeczywistym, gdzie spotykamy się na przykład na Zoomie. Dwa: ktoś dał taką sugestię, że to byłoby fajne, bo uczestnicy mieliby kontakt ze sobą można by zadawać pytania na żywo itd. (Pani Beato, wiem, że to Pani, podpisała się pani pod tą ankietą, więc pozdrawiam). Tak, jak najbardziej. Biorę to pod uwagę i właśnie chyba w tę stronę będę zmierzać. Czy będzie zainteresowanie, to zobaczmy.
Last but not least: dałam w ankiecie możliwość powiedzenia kilka słów od siebie. Przeczytam kilka naprawdę bardzo fajnych, takich od których serce roście:
Życzę wam, abyście jako marka nie stracili swojego pogodnego charakteru i sposobu komunikacji, dzięki któremu odbiorca wie, że po drugiej stronie jest prawdziwy człowiek, a nie korpo, wyrachowany przedsiębiorca czy coś w tym stylu.
Bardzo Ci dziękuję za te słowa, Autorko. Niestety, nie mam tu napisane, kto to napisał; nie wiem, czy ta osoba się w ogóle podpisała. Ale bardzo dziękuję.
Niestety, ostatnio mam takie poczucie, że jednak trochę z tymi korporacjami, z wyrachowanymi przedsiębiorcami przegrywamy. Zostajemy w tyle, bo nie inwestujemy tyle w reklamę, nie mamy takiego dużego zespołu itd. Zobaczymy, jak nam pójdzie wdrażanie tych pomysłów. To będzie próba, czy rzeczywiście taki styl prowadzenia firmy, jaki był do tej pory, jeszcze się sprawdza.
Co jeszcze? Ktoś napisał i myślę, że warto też przeczytać: spójność kolorystyki jest świetna od razu wiem, że to coś od was, treści skrojone na miarę coraz lepszej pracy w copy, kursy są doskonałe. Bardzo dziękuję.
Bardzo dziękuję za miłe słowa! Jeszcze się odniosę do tej kolorystyki. Bo widzisz, Słuchaczu drogi, zdarzało mi się słyszeć takie sugestie, że ten mój Instagram jest taki trochę ze żółty. Ale ja jak beton trwam przy tym swoim układziku posta, który wymyśliłam. Zobacz, jak to nigdy nie wiadomo. Jeden powie, że źle, a drugi powie, że to jest super, bo ja zawsze widzę, że to jest coś od Ciebie. Myślę, że to takie memento dla wszystkich, którzy mnie słuchają: warto sobie wypracować coś tak, jak to się Tobie podoba. Coś, co sprawi, żeby ludzie Cię będą rozpoznawali. I nie ma co patrzeć na to, że inni to widzą inaczej. Nigdy nie będzie tak, że będzie się podobało wszystkim.
Może się nie podobać tym, którzy przynajmniej twierdzą, że się znają, ale będzie się podobało temu, komu powinno się podobać. A śmiem powiedzieć, że osoba, która to napisała, jest taką właśnie osobą. Jest zaangażowanym członkiem mojej społeczności, skoro mi tę ankietę wypełniła. Bardzo dziękuję za poświęcony czas.
Dalej: trzymajcie się, jesteście najlepsi. Bardzo dziękuję. Ne zmieniajcie się, jest super, ale świetny pomysł z tymi dodatkowymi ćwiczeniami na kreatywne pisanie.
Dziękuję bardzo! Wszystkie te rzeczy poważnie biorę sobie do serca, będę wdrażać.
I tu dochodzimy do tego momentu, w jaki sposób będziemy to wszystko wdrażać. Plany są następujące:
Po pierwsze, marzy mi się platforma copywriterska, na której będą „ścieżki” o tekstach sprzedażowych, o artykułach, również o storytellingu, którego jeszcze do tej pory u nas za dużo nie było, ale jeżeli będę czuła dalej sobie z prowadzenia marki Tekstowni, prowadzenia bloga i tego wszystkiego, to będzie na pewno i o storytellingu. Całe takie ścieżki od zera do bohatera (przy czym mówiąc „od zera”, nie mam oczywiście na myśli, że ktoś jest zerem, tylko umiejętności na poziomie zerowym w danej kwestii).
Czego w tych ścieżkach nie będzie? Od razu mówię: nie będzie raczej UX-writingu, chyba że kogoś do tego zaproszę. Tak jak powiedziałam: nie mam zamiaru uczyć czegoś, czego nigdy nie robiłam. Oczywiście UX-writing to w dużej mierze jest coś, czego ja uczę od lat. Prostota, konwersacyjność, krótkie zdania – to są rzeczy, których uczę naprawdę od… no dosłownie od 2016 roku. Teraz to się stało strasznie modne i wchodzi pod UX-writing, ale ten UX-writing to jest też trochę więcej wiedzy designerskiej, więc ja w to nie wchodzę.
Sama jestem totalnie antyaplikacyjna – że tak powiem. Komórki używam tylko do dzwonienia i do załatwienia najważniejszych rzeczy. Nawet aplikacje Messengera czy Instagrama to są rzeczy, które mnie totalnie nie interesują. Powiadomienia są wyłączone, z tych rzeczy korzystam tylko na komputerze (tak że przepraszam od razu, jeżeli komuś długo nie odpowiadam, ale to dlatego właśnie, że muszę wejść na Facebooka, żeby zobaczyć wiadomość, która czeka na mnie w Messengerze, nie odbieram żadnych wiadomości przez aplikację w komórce). Nie korzystam z żadnych aplikacji, jeżeli nie muszę. (Jeśli jakaś firma to wymusza, bo inaczej nie załatwię sprawy, to wiadomo, wtedy jestem wściekła, ale to robię).
Dlatego raczej ścieżki UX-writingowej nie będzie, no chyba że – jak powiedziałam – znajdę kogoś, kto chciałby to zrobić. I stwierdzę, że jest w ogóle sens tej osobie, zawracać głowę, a to jest jeszcze inna sprawa.
Nie będzie też u nas żadnej ścieżki pod tytułem „Jak dogodzić social mediom”. Mam krótkie szkolenie o tym, jak pisać do social mediów, żeby to było zgodne z zasadami webwritingu, czyli żeby to było czytelne, łatwo strawne. Za to nigdy się nie wypowiadałam na temat algorytmów i nie będę się wypowiadać na temat algorytmów, bo nie jestem od tego specjalistką. Chcę być w tym uczciwa. Nie będę uczyła tego, jak być widocznym na Instagramie. Za dużo widzę takich „ekspertów”, którzy mówią, jak tworzyć viralowe treści, a sami mają 300 obserwujących na Instagramie, podczas kiedy robią 5 rolek dziennie. No bądźmy poważni. Nie chcę być jedną z takich osób. Nie będę mówiła o czymś, czego nie znam, nie rozumiem i w czym nie mam zamiaru się specjalizować.
Jak będzie powstawała ta platforma copywriterska? Na żywo. Pani Beato, tutaj Pani sugestia jak najbardziej znajdzie zastosowanie. Będę chciała to zrobić w taki sposób, że zapraszam na serię webinarów z danej dziedziny, z danej części. Chyba od copywritingu sprzedażowego zaczniemy.
I tak: będzie seria webinarów o copywritingu sprzedażowym, poziom pierwszy. Zapisują się osoby, które chcą poznać teksty sprzedażowe na poziomie pierwszym, czyli takie, które jeszcze nie miały z takimi tekstami do czynienia i chcą z grubsza wiedzieć, o co chodzi.
Potem kończy się poziom pierwszy, zapraszam na serię webinarów z poziomu drugiego, bardziej zaawansowanego. Itd.
Pod postem, pod tym podcastem, zamieszczam formularz do czegoś, co na razie się nazywa roboczo Laboratorium konwersji. Zbieram tutaj osoby zainteresowane takim właśnie szkoleniem z tekstów sprzedażowych.
Nie wykluczam, że to szkolenie – zresztą wszystkie zaplanowane w ramach pracy nad tą platformą – odbędzie się w przypadku, jeśli zbierze się pewna założona przeze mnie liczba uczestników. Żeby to nie było sobie a muzom. OK? Umówmy się, że tak będzie.
Ja Was słucham, Ciebie słucham. Słucham osób, które wypełniły ankietę. Chcę zrobić to, o co prosicie. Chcę zrobić szkolenia krok po kroku, bardzo merytoryczne, do bardziej takich zaawansowanych. Ale chcę też wiedzieć, że też szkolenia są potrzebne.
Zachęcam do zapisywania się na razie na ścieżkę o copywritingu sprzedażowym.
Dalej: jeżeli chodzi o te moje marzenia, to już mówiłam, że marzy mi się creative writing, nie będę się powtarzać. W jakiś sposób będę iść w tę stronę.
Bardzo bym chciała jeszcze na te wakacje zrobić taki zeszyt ćwiczeń, o jakim mówiłam. Również zamieszczam pod podcastem formularz. Jest on po to, żebym wiedziała, czy w ogóle jest sens. Jeżeli jesteś zainteresowana/-y czymś takim, zostaw swoje namiary. Powiadomię Cię, jeżeli coś takiego powstanie.
I po trzecie: bardzo, bardzo, już od bardzo dawna marzą mi się produkty fizyczne. Nie wiem jeszcze, co to będzie, ale to jest też coś, co rozważam, a co być może w przyszłości będzie zrealizowane.
Takie są plany na kolejne lata. Czy się to uda zrealizować? Nie wiem. Nie wiem, czy wystarczy sił, nie wiem, czy wystarczy samozaparcia. I przede wszystkim nie wiem, czy będzie zainteresowanie.
To wszystko zależy od Ciebie – od Ciebie, drogi Słuchaczu. Od naszej społeczności. Od tego, czy będę w stanie się z tym swoim głosem, z tą swoją ofertą, taką czy inną, przebić do ludzi i co ludzie na to powiedzą.
Bardzo Cię proszę: trzymaj mocno kciuki. Ja bym chciała, żeby to trwało. A co będzie po ostatnim roku, kiedy się naprawdę zamęczyłam nad tymi wszystkimi projektami. Po tych ostatnich latach, po książce, doszłam do takiego momentu, w którym już naprawdę przy niczym się nie upieram. Co będzie, to będzie, ale na wszystko jestem otwarta.
I tym optymistycznym akcentem kończę. Pozdrawiam serdecznie. Zachęcam do obserwowania, do bycia z nami, do subskrybowania podcastu, bo skoro go wznowiłam, to mam zamiar go kontynuować. Mam już listę gości do zaproszenia. Ciągle będę próbować. Zobaczymy, co z tego wyjdzie.
Bądź z nami. Mam nadzieję: do usłyszenia.
Zapisy na listy wymienione w podcaście:
Laboratorium konwersji:
Zeszyt ćwiczeń creative writing:
Linki do miejsc i produktów wymienionych w podcaście:
- Baza wiedzy
- kurs Zostań copywriterem
- e-book Freelancer i pieniądze + kalkulator 9 w 1
- Umowa dla copywritera + e-book z instrukcją i poradami
- kurs Napisz ofertę i wygraj klienta
- e-book Jak zrobić portfolio, w którym klient się zakocha
- szkolenie AI w copywritingu
Wspaniały odcinek! Trzymam kciuki za wszystkie Wasze plany. Pomysł z warsztatami (moim zdaniem) jest świetny. Kreatywne pisanie — TAK! Podpisuję się też wszystkimi kończynami pod Twoimi gorzkimi refleksjami. Sama ostatnio mam sporo podobnych przemyśleń.
Jeszcze raz wszystkiego najlepszego z okazji urodzin! Szczerzę wierzę, że będzie tylko lepiej : )
Dziękuję, Elu :*