Tekstowni.pl
  • kursy copywritingu
  • Dla copywritera
  • Dla przedsiębiorcy
  • Książka
  • Wiedza
    • Baza wiedzy
    • Podcast
  • Gratis
    • Bezpłatne materiały
    • Quizy
  • My
  • Kontakt
przez Ewa Szczepaniak

Jak Wojtek NIE został copywriterem, czyli 5 sposobów sabotowania własnej kariery w copy, zanim na dobre się zacznie

„Będę zarabiał na pisaniu!” – oznajmił pewnego dnia Wojtek, patrząc z natchnieniem w ekran laptopa i popijając już piątą kawę z mlekiem owsianym. W końcu zawsze miał talent. Przecież to on napisał najlepsze życzenia na osiemnastkę kuzynki („Dorosłość to nie metryka, to stan umysłu!” – do dziś wspomina ciocia Basia, ocierając łzę wzruszenia). Postanowił wreszcie zrobić z tego użytek.

Jak Wojtek nie został copywriterem - satyryczna grafika z tytułem tekstu

Sposób 1: Internet jest pełen mentorów copy. Korzystaj z ich mądrości

Pierwszy przystanek na drodze do copywriterskiej sławy? Oczywiście grupa na Facebooku! Wojtek drżącymi ze wzruszenia palcami wystukał swoje pierwsze pytanie: „Cześć jak zacząć przygodę z copywritingiem 🤔✍️„

I wtedy się zaczęło.

„Zacznij od zakupu słownika interpunkcyjnego!” – odezwała się Ania.

„PO PROSTU PISZ!” – zasugerował Krzysiek, który napisał niedawno opis do zdjęcia swojego kota i dostał za niego trzy lajki, więc poczuł w sobie potencjał mentora.

„Dużo pisz! Pisz codziennie!” – wtórowała mu Julka, która właśnie skończyła kurs motywacyjny „Zostań kim chcesz w 7 dni”.

Wojtek posłusznie otworzył pusty dokument Word. Spędził godzinę, wpatrując się w migający kursor.

„Witaj drogi kliencie” – napisał. Skasował. „W trosce o satysfakcję klientów oferujemy profesjonalną jakość i indywidualne podejście!” – zaczął. „Uuuu, to już brzmi nieźle!” – pomyślał. Z zapałem uniósł dłoń nad klawiaturę, żeby kontynuować, ale w tym momencie okazało się, że właśnie wykorzystał cały swój marketingowy arsenał, który składał się z dwóch korporacyjnych frazesów i jednego wykrzyknika.

Dalej była już tylko pustka tak głęboka, że jego kot zaczął rozważać założenie grupy wsparcia dla zwierząt, których właściciele próbują zostać copywriterami.

„Jutro będę bardziej kreatywny” – obiecał sobie Wojtek.

I tak przez kolejne dni. Wojtek próbował tworzyć z takim samym skutkiem, jakby próbował się nauczyć pływać, skacząc na główkę do pustego basenu. W końcu wrócił na grupę, w której zawsze mógł liczyć na dobre słowo.

„A może ktoś mógłby polecić dobry kurs?” – nieśmiało zapytał na grupie.

„KURS?!” – oburzył się Tomek. „Po co ci kurs? W internecie jest wszystko za darmo! Ja się tak nauczyłem!” (Tomek miał warsztat jak mało kto. Opublikował właśnie opis kebaba na pyszne.pl. Trzeba przyznać, że opis ten budził emocje, zwłaszcza jego własne, bo takich problemów gastrycznych jak po tym daniu to Tomek nie miał już dawno). 

Wojtek ruszył więc nieśmiało w internetową podróż. Google stał się jego najlepszym przyjacielem. No, może nieco toksycznym…

„Jak pisać teksty sprzedażowe?” 

  • „Używaj WIELKICH LITER!”
  • „Nigdy nie używaj wielkich liter!”
  • „Pisz krótko!”
  • „Pisz długo i szczegółowo!”
  • „Bądź sobą!”
  • „Nie bądź sobą, bądź lepszą wersją siebie!”

Po 3 godzinach szukania Wojtek miał w głowie taki mętlik, jakby próbował zrozumieć instrukcję składania mebli z IKEI napisaną w języku klingońskim.

„Dobra” – westchnął wreszcie, zamykając siedemdziesiątą kartę w przeglądarce. „Chyba jednak potrzebuję kursu…”

 

Sposób 2: Ćwicz kreatywność… w szukaniu wymówek

Po kilku dniach poszukiwań Wojtek znalazł wymarzony kurs. Wydawał się idealny – prowadzony przez eksperta z prawdziwego zdarzenia. Absolwenci kursu już rozkręcali kariery i szczerze polecali drogę, którą sami przeszli. Cena promocyjna – tylko 997 złotych!

„Świetna okazja!” – pomyślał Wojtek. „Zapiszę się… w przyszłym miesiącu”.

Przyszły miesiąc nadszedł, a kurs kosztował już 1297 złotych.

„1297 złotych?” – westchnął Wojtek, podczas gdy jego kot demonstracyjnie przesunął łapką swoją pustą miseczkę premium z napisem „Boss”. „No cóż, poczekam na kolejną promocję”.

Chwilę później przypomniał sobie, że miał kupić inteligentną kuwetę dla kota, więc szybko wskoczył na Allegro i wypuścił z konta 1400 zł.

Mijały tygodnie. Cena kursu rosła jak inflacja w 2021 roku, a Wojtek znajdował coraz to nowe powody, żeby się nie zapisać:

„Teraz nie mogę, bo właśnie kupiłem nową konsolę”.

„W tym miesiącu odpada, bo muszę wymienić żarówkę w łazience”.

„Najpierw muszę przeczytać wszystkie darmowe artykuły o copywritingu w internecie… z ostatnich 10 lat”.

Aż pewnego dnia szef w korpo znowu go ochrzanił. Za „nieumiejętność wyrażania myśli w sposób jasny i przekonujący”.

Tego wieczoru, po szóstym espresso i trzeciej próbie napisania pierwszego tekstu do portfolio, Wojtek w końcu się złamał. Drżącą ręką kliknął czerwony button na stronie kursu.

„To będzie nasz mały sekret” – szepnął do swojej karty, wpisując numer CVV. „Nikt się nie dowie o tej inwestycji… No, może oprócz banku. I księgowej. I mamy, bo będę musiał pożyczyć na raty…”

 

Sposób 3: Zanim zaczniesz pisać, poczekaj, aż wiedza się uleży jak skarpetki pod łóżkiem

Wojtek rozpoczął kurs z entuzjazmem godnym młodego Einsteina odkrywającego fizykę kwantową. Przez pierwsze dwa tygodnie pochłaniał wiedzę jak gąbka (o ile gąbka potrafiłaby jednocześnie oglądać Netflixa, scrollować Instagrama i co kwadrans sprawdzać, czy przypadkiem nie dostała powiadomienia z Tindera).

„Najpierw muszę solidnie przyswoić teorię” – tłumaczył swojemu odbiciu w lustrze, gdy to pytało, dlaczego jeszcze nie napisał ani jednego tekstu.

„Wiedza musi się uleżeć” – tłumaczył swojemu kotu, który akurat próbował uleżeć się na klawiaturze laptopa. „Jak dobry ser pleśniowy. Albo skarpetki pod łóżkiem”.

Prowadząca kurs nalegała na regularne ćwiczenia. „Pisz codziennie! Praktyka czyni mistrza!” – powtarzała z uporem maniaka w każdej lekcji.

„Phi!” – prychnął Wojtek, notując starannie tę radę w swoim specjalnym zeszycie z napisem „Cenne wskazówki, które zignoruję”. „Łatwo jej mówić. Ona nie rozumie, że prawdziwy talent jest jak dobry tekst – też potrzebuje… inkubacji”.

Gdy w końcu, po trzech tygodniach „inkubacji” (i czterech sezonach „Stranger Things”), Wojtek zasiadł do napisania swojego pierwszego tekstu, odkrył, że jego wewnętrzny krytyk przeszedł intensywny kurs crossfitu i jest teraz silniejszy niż kiedykolwiek.

„Może zacznę od: 'W dzisiejszych czasach, kiedy…’.

„BANAŁ!” – ryknął wewnętrzny krytyk, robiąc przy okazji dwieście pompek.

„A może: 'Czy zastanawiałeś się kiedyś…'”

„NUDA!” – krytyk przeciągnął się demonstracyjnie, pokazując swoje nowe mięśnie.

Prowadząca kurs zalecała pisanie prostym językiem i unikanie kwiecistych metafor. Ale Wojtek czuł, że powinien zachować zasadę ograniczonego zaufania i tym razem postanowił zaufać swojej artystycznej duszy. Napisał: „W głębinach internetu, gdzie cyfrowe fale omywają brzegi wirtualnej rzeczywistości, nasza firma jest latarnią morską dla zagubionych dusz szukających idealnego rozwiązania problemu przemieszczania się po obiektach basenowych”.

Następne cztery godziny spędził na poprawianiu tego zdania. Zmienił „głębiny” na „otchłanie”, potem na „przestworza”, ale wrócił jednak do „głębin”. Przecinek po „internetu” przesunął w prawo, w lewo, usunął, dodał z powrotem i w końcu zastąpił średnikiem.

„To chyba najdłużej pisane zdanie w historii copywritingu” – pomyślał z dumą. „Pewnie dlatego jest takie dobre!”

Po tygodniu intensywnej pracy (czytaj: trzech zdaniach i przerwie na maraton „The Office”) tekst był gotowy. Wojtek przeczytał go po raz setny, poprawił krój czcionki z Times New Roman na Georgia i z powrotem na Times New Roman, dodał emotkę na końcu, usunął ją, znów dodał, ale inną.

„Perfekcyjnie!” – oznajmił, ignorując fakt, że tekst miał promować sklep z klapkami basenowymi, a zawierał więcej nawiązań do Szekspira niż do obuwia. „Nie mogę się doczekać, aż mentor zobaczy, jak połączyłem Hamleta z gumowymi podeszwami!”

 

Sposób 4: Wyciągnij (nie)właściwe wnioski z informacji zwrotnej

„Dziś wielki dzień!” – oznajmił Wojtek swojemu kubkowi z kawą, włączając Skype’a na konsultacje z mentorem. „Wreszcie ktoś doceni mój tekst. Może nawet powie, że dawno nie widział czegoś tak dobrego?”

Wojtek włożył świeżą koszulkę (dolną część piżamy w smoki schował pod stołem) i nawet zaczesał włosy. W końcu za chwilę będzie rozmawiać z osobą, która potwierdzi jego copywriterski talent!

Mentor pojawił się na ekranie punktualnie. Wyglądał przyjaźnie, co Wojtek uznał za dobry znak. W końcu kto by się nie cieszył na widok tekstu, który odmieni oblicze marketingu klapek basenowych?

„No dobrze, Wojtku, przeczytałem twój tekst…” – zaczął mentor. „Widzę, że włożyłeś w niego sporo pracy…” – mentor zawiesił głos w sposób, który sprawił, że Wojtek poczuł pierwsze ukłucie niepokoju. – „Porozmawiajmy o tym, jak możemy go poprawić”.

„Poprawić?” – Wojtek poczuł się, jakby ktoś mu powiedział, że jego ulubiony serial będzie miał jednak kolejny sezon, ale nakręcony przez innego reżysera.

„Na przykład to zdanie o 'klapkach, które przeniosą cię w świat komfortu jak magiczny dywan’. Może lepiej napisać po prostu, że są wygodne?”

„Ale… ” – Wojtek próbował znaleźć argumenty. – „Przecież to takie… kreatywne!”

„Owszem, ale klient szukający klapek basenowych potrzebuje konkretów. Zobacz, możemy napisać o antypoślizgowej podeszwie, szybkim schnięciu…”

Z każdą kolejną uwagą Wojtek czuł, jakby ktoś spuszczał powietrze z balonu jego marzeń o błyskotliwej karierze w reklamie.

„A te trzy akapity o historii klapków przez wieki…?” – spytał z nadzieją w głosie.

„Myślę, że możemy je skrócić. Do jednego zdania. Albo w ogóle usunąć”.

Po zakończeniu rozmowy Wojtek zamknął laptopa (delikatnie, bo nie stać go było na nowy) i westchnął ciężko.

„Nieee, noo. Takie niemiłe uwagi za moje ciężko zarobione pieniądze?” – powiedział do swojego odbicia w ekranie telefonu. „Zniechęciłem się”.

Resztę wieczoru Wojtek spędził, przeglądając oferty pracy dla poskramiaczy kotów (jego kot zdecydowanie nie pochwalał tego pomysłu) i zastanawiając się, czy nie wrócić do swojego pierwotnego planu zostania najsłynniejszym streamerem gier planszowych na świecie.

 

Sposób 5: Zastosuj dwuetapową strategię pozyskiwania klientów

Po miesiącu intensywnego użalania się nad sobą (i trzech kursach grafiki w Canvie – w końcu trzeba mieć plan B), Wojtek postanowił dać copywritingowi ostatnią szansę. Przecież nie po to mama kupiła mu ergonomiczną poduszkę na krzesło, żeby teraz się poddał!

„Dziś zacznę swoją karierę na poważnie!” – oznajmił swojemu kotu, który jak zwykle udawał, że nie zna tego dziwnego człowieka karmiącego go dwa razy dziennie.

Pierwszym krokiem było stworzenie profilu zawodowego na Facebooku. Po pięciu godzinach wybierania zdjęcia (w tym trzech godzinach robienia nowych selfie z różnymi „profesjonalnymi” minami), Wojtek zdecydował się na to, gdzie wyglądał jak zamyślony intelektualista – chociaż w rzeczywistości próbował wtedy sobie przypomnieć, czy mleko w lodówce jeszcze się nadaje do kawy.

W bio napisał:

„🎯 Jestem copywriterem
✨ Tworzę teksty, które sprzedają!
🚀 Mam wolne moce przerobowe, przyjmę zlecenia

Następnie rozpoczął swoją kampanię marketingową, która składała się z 2 etapów:

  1. Przeglądania ogłoszeń
  2. Czekania na cud.

Wróć, nie bądźmy niesprawiedliwi. Wojtek nie tylko czytał ogłoszenia, ale i zdarzało mu się brać sprawy w swoje copywriterskie ręce. Na przykład: widząc ogłoszenie „Pilnie zlecę napisanie 20 opisów produktów do sklepu z akcesoriami dla kotów. Najlepiej osoby, które znają się na kotach”,  wykrzyknął „To dla mnie! Przecież znam się na kotach!” (co jego kot skwitował spojrzeniem pełnym powątpiewania).

„Priv” – napisał błyskawicznie w komentarzu, czując się jak reklamowy ninja.

W wiadomości na Messengerze poszedł na całość: „Zapraszam. 100 zł/1000 zzs”.

Był tak podekscytowany swoją pierwszą biznesową konwersacją, że przez następną godzinę odświeżał Messengera co 30 sekund w oczekiwaniu na prośbę o rezerwację terminu. Niestety, odpowiedź nie nadeszła. Ani po godzinie, ani po dniu, ani po tygodniu.

Po dwóch kolejnych próbach Wojtek zrozumiał…

„To wszystko jedna wielka ściema!” – oznajmił, zamykając milczącego uparcie Messengera. „W tej branży to można dostać robotę chyba tylko po znajomości. Tacy jak ja nie mają szans!”

Jego ostatni post na profilu zawodowym brzmiał: „Po długich przemyśleniach postanowiłem zakończyć swoją przygodę z copywritingiem. Czas na nowe wyzwania.

PS Może ktoś chce kupić lekko używaną poduszkę ergonomiczną? Cena do negocjacji”.

Po czym wyklikał adres TikToka i założył nowy profil, na którym zaczął uczyć, jak NIE zostać copywriterem.

Dziś, po trzech miesiącach, Wojtek ma 3 followersów (wliczając w to jego kota, który followuje go tylko dlatego, że ma dostęp do jego telefonu, gdy właściciel śpi). Zaczyna do niego docierać, że marketing na TikToku to ściema. Przecież ma już 4 filmy, w tym jeden o tym, jak skutecznie pisać „priv” pod ogłoszeniami (spoiler alert: wielkimi literami i z minimum siedmioma wykrzyknikami), a jeszcze nikt nie zapytał, kiedy będzie z tego kurs! 

Co gorsza, jego kot właśnie założył własnego TikToka o tym, jak żyć z niedoszłym copywriterem i w tydzień zdobył 10 000 followersów. Wojtek podejrzewa, że to hashtag #mojwłaścicielkupiłinteligętnąkuwetęza1400złajamamnatowywalone ma potencjał wiralowy. Ale przecież jemu ten hashtag nie pasuje. 

Ech, i znów… Tacy jak on to naprawdę nie mają w życiu szans.

 

Morał (bo każda dobra historia musi go mieć, nawet jeśli nikt go nie lubi)

Drogi Czytelniku!

Jeśli rozpoznajesz w tej historii siebie – na przykład właśnie siedzisz w piżamie w smoki, udzielając się w grupach copywriterskich i czekając, aż Ci zlecenia spadną z nieba – mam dla Ciebie dobrą wiadomość: nie musisz być jak Wojtek!

Tak, wiem, co myślisz: „Ha! Ja przynajmniej mam piżamę w jednorożce, nie w smoki. Totally different story!” Ale prawda jest taka, że możesz zostać copywriterem bez:

  • czekania na idealny moment (który przyjdzie razem z latającymi świniami i politykami mówiącymi prawdę)
  • liczenia na to, że talent sam się rozwinie (tak jak mięśnie same rosną od patrzenia na siłownię przez okno)
  • pisania „priv” pod każdym ogłoszeniem (serio, przestań!).

Zamiast tego masz właśnie okazję:

  1. zapisać się na profesjonalny kurs (tak, ten sam, który „jest za drogi” – w przeciwieństwie do inteligentnej kuwety dla kota za 1400 zł, której Twój kot używa wyłącznie jako miejsca do medytacji)
  2. faktycznie przerobić ten kurs (nie tylko włączać go w tle podczas oglądania Netflixa) i stworzyć sobie pierwsze portfolio
  3. ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć (tak jak Twój kot ćwiczy ignorowanie Ciebie – z pełnym zaangażowaniem).

Pamiętaj: każdy wielki copywriter kiedyś zaczynał. Każdy popełniał błędy. Każdy miał momenty zwątpienia. Ale różnica między Wojtkiem a skutecznym copywriterem jest taka, że ten drugi faktycznie się uczył, pracował nad sobą i nie oczekiwał, że klienci spadną mu z nieba jak przecenione produkty na Black Friday.

To jak?? Gotowy, żeby zostać copywriterem? Tym razem na serio?

Chodź na kurs. Obiecuję, że nie będziesz pisać o magii klapków basenowych (no, chyba że naprawdę, naprawdę zechcesz).

PS A jeśli nadal się wahasz, pomyśl o tym tak: w jakiej innej robocie możesz oglądać „Stranger Things”, udając, że robisz „research”? Ha!

 

Baner kursu Zostań copywriterem

 

Podziel się:

  • Click to share on Facebook (Opens in new window)
  • Click to share on X (Opens in new window)

Like this:

Like Loading...

Zobacz także:

Ewa Szczepaniak
Copywriterka, trenerka pisania, współzałożycielka pracowni copywriterskiej Tekstowni.pl. Pisze, uczy pisać i sama odkrywa wciąż nowe możliwości słowa. Autorka kursów pisania i poradników Sztuka projektowania tekstów i 101 technik copywritingu sprzedażowego.

Co o tym myślisz?Cancel reply

Bądźmy w kontakcie

Kurs copywritingu

kurs copywritingu

Kompendium wiedzy o pisaniu:

książka o pisaniu

Materiały o copywritingu, pisaniu, dobrym stylu – za free:

Copyright by Tekstowni.pl 2016-2025
Polityka prywatności Tekstowni.pl
Zarządzaj zgodami plików cookie
Aby zapewnić jak najlepsze wrażenia, korzystamy z technologii - takich jak pliki cookie - do przechowywania i/lub uzyskiwania dostępu do informacji o urządzeniu. Zgoda na te technologie pozwoli nam przetwarzać dane, takie jak zachowanie podczas przeglądania lub unikalne identyfikatory na tej stronie. Brak zgody lub jej wycofanie może niekorzystnie wpłynąć na niektóre funkcje witryny.
Funkcjonalne Zawsze aktywne
Przechowywanie lub dostęp do danych technicznych jest konieczny w uzasadnionym celu - umożliwia korzystanie z konkretnej usługi wyraźnie żądanej przez subskrybenta lub użytkownika lub wyłącznie w celu przeprowadzenia transmisji komunikatu przez sieć łączności elektronicznej.
Preferencje
Przechowywanie lub dostęp techniczny jest niezbędny do uzasadnionego celu przechowywania preferencji, o które nie prosi subskrybent lub użytkownik.
Statystyka
Przechowywanie techniczne lub dostęp, który jest używany wyłącznie do celów statystycznych. Przechowywanie techniczne lub dostęp, który jest używany wyłącznie do anonimowych celów statystycznych. Bez wezwania do sądu, dobrowolnego podporządkowania się dostawcy usług internetowych lub dodatkowych zapisów od strony trzeciej, informacje przechowywane lub pobierane wyłącznie w tym celu zwykle nie mogą być wykorzystywane do identyfikacji użytkownika.
Marketing
Przechowywanie lub dostęp techniczny jest wymagany do tworzenia profili użytkowników w celu wysyłania reklam lub śledzenia użytkownika na stronie internetowej lub na kilku stronach internetowych w podobnych celach marketingowych.
Zarządzaj opcjami Zarządzaj serwisami Zarządzaj {vendor_count} dostawcami Przeczytaj więcej o tych celach
Zobacz preferencje
{title} {title} {title}
%d