To się zdarza. Robisz wszystko zgodnie ze sztuką: AIDA, język korzyści, kilka wezwań do działania. A jednak tekst nie działa – transakcji jak na lekarstwo. Dlaczego? Przyczyn może być wiele, a jedna z nich jest taka: Twojemu tekstowi zabrakło sekretnego składnika, bez którego oferta jest jak samochód bez paliwa.
Zanim poznasz tajemnicę wielkich copy, pozwól, że opowiem Ci (lub przypomnę) dość znaną historię autorstwa Piera D’Aubrigy (cytuję ją za serwisem Adonai.pl):
Pewien mędrzec zapragnął zrozumieć, co pobudza ludzi do pracy przez całe życie. Poszedł do kamieniołomu i ujrzał tam człowieka pracującego z mozołem kilofem i dłutem.
– Co robisz? – spytał go.
– Łupię kamienie dla mojego przeklętego pana. Haruję cały dzień za kawałek chleba…
Po czym, wciąż tak przeklinając, kontynuował pracę.
Drugiego robotnika mędrzec zapytał o to samo.
– Pracuję, żeby móc zapłacić za dom i nakarmić dzieci. Jeszcze parę miesięcy i spłacę swoje długi… – odpowiedział tamten.
Mędrzec znalazł trzeciego robotnika i jego też spytał o to samo.
– Czy nie widzisz, przyjacielu? – powiedział ten, wskazując nieukończony budynek w oddali. – Buduję katedrę.
Łupiesz kamienie czy budujesz katedrę?
Zastanawiasz się, co wspólnego ma ta historia z pisaniem ofert? Ano zobaczmy…
Przypomnij sobie te wszystkie chwile, kiedy zasiadałeś do tworzenia tekstu na landing page promującą Twój produkt. Spośród 3 podanych niżej opcji wybierz tę, która najlepiej oddaje to, co czujesz podczas takiej pracy.
A. Siedzisz przed monitorem i się męczysz. Musisz wypełnić czymś stronę, ale nie wiesz, co to miałoby być. No OK – myślisz. – W grę wchodzi oferta, więc trzeba napisać, że jest najlepsza, najwyższej jakości itp.
B. Siadasz do pisania i masz zamiar dać z siebie wszystko. Oglądasz inne strony sprzedażowe, inspirujesz się. Motywuje Cię myśl, że od tego, co stworzysz, zależy, ile zarobisz. A chcesz zarobić jak najwięcej.
C. Masz tyle do powiedzenia, że nie wiesz, od czego zacząć. Nie sprzedajesz dla sprzedawania i nie widzisz w swoim produkcie jedynie produktu. Wiesz, że to rozwiązanie czyjegoś problemu i bardzo, bardzo chcesz, żeby i ten ktoś to wiedział. Naprawdę chcesz pomóc.
Cd. artykułu pod grafiką >>
Jeśli najbliżej Ci do wersji A, jesteś jak ten pierwszy kamieniarz. Uprawiasz sztukę dla sztuki i – paradoksalnie – zachowujesz się tak, jakby efekt w ogóle Cię nie obchodził.
Wersja B to copywriting w wydaniu á la drugi kamieniarz. Chcesz zarobić – no cóż, to naturalne! Ale wzrok masz ustawiony na krótkie dystanse. Widzisz siebie, swoje sprawy… i tyle.
Jeżeli natomiast odnalazłeś się w wersji C – szczerze gratuluję. Tak jak trzeci kamieniarz widzisz w swojej pracy cegiełkę, która wniesie coś do większego dzieła – pomoże komuś rozwiązać problem, zmieni jego spojrzenie na rzeczywistość, uwolni zasoby, dzięki którym dobro pójdzie w świat.
Nie musisz dalej szukać. Masz już sekretny składnik, za którym pójdą tłumy.
Bo sekretnym składnikiem jest…
NASTAWIENIE.
Entuzjazm jest zaraźliwy. Jego brak, niestety, również.
Na swoich kursach mówię początkującym copy, że niewiele zdziałają, jeśli nie będą wierzyć w ofertę. Teraz idę o krok dalej – chcę Cię zachęcić, żebyś nie tylko wierzył w ofertę, ale widział ją w szerszym kontekście. W takim, jaki prezentuje trzeci kamieniarz z naszej opowieści.
Opłaca Ci się to.
Po pierwsze dlatego, że takie spojrzenie
znacząco zmienia Twoją rolę w całej historii sprzedażowej.
Jeśli po prostu sprzedajesz, żeby sprzedać i zarobić, występujesz w tej historii jako czarny charakter, który za wszelką cenę chce dopiąć swego – wyrwać kasę. Nic dziwnego, że sam czujesz się z tym niekomfortowo. Męczą Cię myśli, że wciskasz i że na widok Twoich komunikatów o sprzedaży ludzie przewracają oczami i odwracają się z niesmakiem. A to sprawia, że reklamujesz się coraz rzadziej i coraz mniej odważnie.
Kiedy do sprzedaży podłączasz misję, zyskujesz luuuuz. Już nie jesteś czarnym bohaterem. Teraz jawisz się niemal jako zbawca, który pojawia się, żeby obdarować bohatera (klienta) mocą, dzięki której ten ostatni pokona przeszkody piętrzące się na jego drodze. Z tej pozycji jest Ci łatwiej zachęcać. Wiesz, że działasz dla czyjegoś dobra.
Po drugie:
paradoksalnie – myśląc mniej o własnym zarobku, masz szansę… zarobić więcej.
Fakt potwierdzony naukowo: nie ma lepszego sposobu sprzedawania niż działanie na emocje, bo to właśnie na poziomie emocji zapada decyzja o zakupie. Dopiero później dochodzi do niej cała ideologia dorobiona w cywilizowanej części centrum dowodzenia — w korze mózgowej.
Kiedy widzisz swój produkt jako część większej historii z misją w tle, to opisując go, skupiasz się bardziej na „dlaczego”, a nie na „co”. Pokazujesz szanse i możliwości, zachęcasz do podejmowania wyzwań i sięgania po więcej. Tym samym „pukasz” do tego, co w człowieku najbardziej pierwotne – do potrzeby przynależności, uznania, dokonań, do chęci bycia ważnym. Jednym słowem: do wszystkich tych uczuć, które napędzają ludzi do działania.
Sprzedajesz marzenia. A to najlepszy sposób, by produkt sprzedał się sam.
• Czego copywriter może nauczyć się od Martina Luthera Kinga – tekst, z którego dowiesz się więcej o tym, jak porwać tłumy do wyższej idei (przypisanej do produktu).
• Jak słowa ustawiają Ci sprzedaż – jeszcze jedna refleksja o tym, jak Twoje nastawienie wpływa na jakość Twoich tekstów i wyniki sprzedażowe.
***
No to teraz kolej na Ciebie. Z jakim nastawieniem zasiadasz do pisania swoich tekstów sprzedażowych? Jak Twoje myśli rzutują na wyniki sprzedaży? Podziel się swoimi przemyśleniami w komentarzu.
Z 3 nastawieniem siadam do pisania, jak czuję wenę to siadam i piszę 🙂
Najbardziej mi przeszkadza SEO,
bo piszę nie tak jak ono sobie życzy, czyli wyrazy łączące są zawsze nie takie :-)))
Krystyna, wspaniale! A SEO tak bardzo się nie przejmuj. Owszem, warto o nim pamiętać, ale jednak optymalizacja „pod użytkownika” (czyli atrakcyjne podanie ciekawej treści) jest ważniejsze.
Zjadło mi komentarz ??
Z 3 nastawieniem siadam do pisania,
jak mam wenę to siadam i piszę.
najbardziej przeszkadza mi SEO,
bo ciągle pretensje,że brak słów łączących :-)))
Już się znalazł 🙂 Komentarze są moderowane – dopiero zatwierdziłam. Co do reszty – tak jak napisałam niżej. Jeśli ludzie znajdą na Twojej stronie interesujące treści i będą spędzać na niej dużo czasu, to dla Google będzie sygnał, że warto ją windować wyżej.