Transkrypcja podcastu:
Mówiąc o copywritingu, myślimy zazwyczaj o pisaniu. I słusznie — w końcu o pisanie, czy jeszcze dokładniej: o projektowanie tekstów w tym chodzi. Czasem zapominamy jednak, że poza samym pisaniem w zawodzie copywritera — jak zresztą w każdej działalności — przewijają nam się pewne kwestie prawne, które dla własnego bezpieczeństwa warto znać.
Jeśli chcesz wiedzieć, jak działać copywritersko — jak dogadywać się z klientami, żeby nie napytać sobie biedy — np. na własne życzenie nie przyciąć sobie zarobków albo niechcący nie pozbawić się wynagrodzenia, posłuchaj tego odcinka.
Cześć, tu Ewa Szczepaniak z Tekstowni.pl, a to jest kolejny podcast z cyklu Copylogika (nie tylko) dla laika. Tym razem porozmawiamy o logice prawnej w copy.
Ewa: Moim gościem jest dziś pani Joanna Legun, adwokat, autorka bloga Jak zrozumieć prawnika?. Pani Joasia zna dylematy copywriterów, bo od początku kursu Zostań copywriterem, czyli już właściwie od 3 lat, doradza raczkującym copywriterom w kwestiach prawnych. Pani Joasia stworzyła też unikalny pakiet Umowa dla copywritera dostępny w naszym #copybutiku. Jest to coś wyjątkowego na rynku — wzory umów z szerokim omówieniem. Produkt bardzo chwalony przez osoby, które go mają — mogę polecić z pełną odpowiedzialnością.
Nikt lepiej niż pani Joasia nie opowie nam o kwestiach prawnych w copy.
Witam serdecznie, Pani Joasiu, i dziękuję, że przyjęła Pani zaproszenie.
Joanna Legun: Dzień dobry. Również dziękuję za zaproszenie. Dobrze, że to jest podcast, bo nie widać, jaka już jestem czerwona na wstępie od tych miłych słów na samym początku.
Ewa: To wszystko prawda. Kursanci dają znać, jak im się pakiet sprawdza, i są to same superlatywy. Jeszcze nie słyszałam złego słowa.
Gdyby miała Pani powiedzieć, Pani Joasiu, co jest najważniejsze dla copywritera w kwestiach prawnych. Jakimi zagadnieniami powinien się zainteresować każdy copy?
Umowa dla copywritera — na co zwrócić uwagę?
Joanna Legun: Przede wszystkim powiedziałabym, że copywriterzy mają trudniej. Dlatego że każdy przedsiębiorca, który prowadzi swój biznes, musi się znać w podstawowym zakresie na umowach po to, żeby zabezpieczyć swoje interesy. Nieważne, czy ktoś prowadzi kancelarię prawną, czy zajmuje się wynajmem nieruchomości, tworzeniem stron internetowych, czy właśnie jest copywriterem. Każdy, kto sprzedaje produkty, świadczy usługi, musi zawierać ze swoimi klientami umowy.
Na etapie zawierania takich umów czeka mnóstwo niebezpieczeństw, które mogą spowodować, że na samym końcu copywriter nie otrzyma wynagrodzenia albo będzie musiał dopłacić do interesu, albo będą jeszcze większe problemy z klientem. Dookreślenie takich rzeczy to jest taki basic dla każdej osoby, która prowadzi swój biznes i która zawiera umowy.
Ale dodatkowo, copywriterzy mają trudniej, bo ich działalność opiera się na prawie autorskim. Bo na samym końcu zlecenia, copywriter tworzy jakiś tekst, artykuł, opis produktu i to jest kwestia związana z prawem autorskim, bo powstaje utwór w rozumieniu prawa autorskiego. Więc poza tą całą kwestią cywilistyczną, która jest związana z zawieraniem umów, są jeszcze kwestie związane właśnie z prawem autorskim, które jest skomplikowane, czasem nieżyciowe, trudne, ale myślę, że każdy copywriter powinien mieć podstawową wiedzę na temat praw autorskich. Żeby wiedzieć, w jaki sposób rozmawiać z klientem, w jaki sposób zarabiać na prawach autorskich i nie spowodować problemów czy kosztów, czy jakichś sytuacji, które będą później powodowały, że będzie miał nieprzespane noce.
Ewa: Strasznie groźnie to zabrzmiało. Zwłaszcza to, że przez jakieś niedopatrzenie można nie dostać wynagrodzenia.
Joanna Legun: Już podaję Pani idealny przykład tego, przez jakie niedopatrzenie można nie otrzymać wynagrodzenia. Copywriter często współpracuje z dużymi, międzynarodowymi korporacjami albo nawet z większymi firmami. Nie zawsze rozmawia z członkami zarządu, ustalając zakres swojej pracy. Jeszcze w sytuacji, kiedy nie podpisuje tej umowy, tylko zawiera tę umowę ustnie lub pisemnie przez maila, to rozmawia z osobami, które są pracownikami działu marketingu.
Załóżmy, że to jest pracownik działu marketingu spółki z ograniczoną odpowiedzialnością. Taki pracownik, z założeniem, że nie jest członkiem zarządu spółki, czy nie jest prokurentem danej spółki, z samego faktu tego, że jest pracownikiem takiego działu nie ma prawa do zawierania umów na wykonanie jakiejś działalności copywriterskiej z copywriterem. Żeby taka osoba mogła zawrzeć taką umowę, musi mieć stosowne pełnomocnictwo, czy być członkiem zarządu, czy prokurentem.
Teraz wyobraźmy sobie sytuację, w której copywriter rozmawia właśnie z takim pracownikiem szeregowym spółki. Ustalają, że ma przygotować taki zakres tekstów, za takie wynagrodzenie, o takiej tematyce. Wszystko jest ustalone mailowo. Jest to OK. Tak doszło do zawarcia umowy. Natomiast czy ta osoba, z którą copywriter miał możliwość rozmowy i ustalił te wszystkie warunki, mogła zawrzeć umowę w imieniu spółki? Musiałaby mieć do tego osobne pełnomocnictwo.
Wyobraźmy sobie, że ta umowa jest realizowana. Copywriter napisał wszystkie teksty. Wszystko jest OK. Przychodzi czas do zapłaty wynagrodzenia. Nagle okazuje się, że nie ma umowy z tą spółką. Członkowie zarządu mówią, że nie zgodzili się na taką umowę i nie wyrazili zgody na to, żeby taką umowę zawrzeć. W jakiej sytuacji jest copywriter?
Zgodnie z kodeksem cywilnym taka umowa jest trochę umową kulejącą. Ważność tej umowy zawartej przez rzekomego pracownika, czyli pracownika np. działu PR, który zlecił copywriterowi wykonanie przedmiotu umowy, zależy od potwierdzenia tej umowy przez członków zarządu. Jeżeli ci członkowie zarządu uprawnieni do reprezentacji spółki powiedzą, że oni tego nie zlecali i nie chcieli, to w tym momencie nie mamy do czynienia z umową zawartą w sposób prawidłowy, copywriter nie ma prawa do otrzymania wynagrodzenia.
Jeżeli zawieramy umowę — i to jest rzecz, która dotyczy wszelkich umów, nie tylko tych copywriterskich, ale umów generalnie na wszystko — to trzeba sprawdzić, czy zawieramy umowę z osobą do tego uprawnioną, czy ten pracownik firmy ma pełnomocnictwo. Trzeba poprosić go po prostu o przesłanie copy pełnomocnictwa, z którego będzie wynikać, że ma on prawo do zawierania umów o dzieło na wykonanie tekstów reklamowych czy na bloga. I wtedy wszystko jest OK. Nie ryzykujemy tym, że ktoś nam później będzie się próbował wykręcić z tej umowy.
Trzeba też uważać na jednoosobowe działalności gospodarcze, bo często to są rodzinne firmy. Powiedzmy: mąż z żoną prowadzą razem biznes, działalność gospodarcza jest na męża i później żona lub mąż rozmawiają z takim copywriterem na temat wykonania jakiegoś zadania, i nie rozmawiamy z tą osobą, która jest tym jednoosobowym przedsiębiorcą. Wtedy też może być ten sam problem, że jednoosobowy przedsiębiorca, czyli ten, z którym powinniśmy zawrzeć umowę, będzie wypierał się zawarcia tej umowy.
Albo może być tak, że mamy reprezentację spółki. Należy sprawdzić w Krajowym Rejestrze Sądowym, kto reprezentuje w danym momencie spółkę. Jeśli jest dwuosobowa, to do ważności umowy potrzebny jest podpis dwóch osób pod umową.
To jest taki bardzo standardowy przykład, kiedy można wykonać cały przedmiot umowy, a nie dostać za to wynagrodzenia. Powiem Pani szczerze, że nawet ostatnio, choć akurat nie w umowach copywriterskich, miałam kilka takich sytuacji, w których na etapie sądowym wyszło, że umowa została zawarta w sposób błędny czy przez osobę, która nie była do tego uprawniona, czy przez pełnomocnika bez pełnomocnictwa, czy przez jednego członka zarządu, a nie przez dwóch. Niestety, taka umowa nie rodziła zapłaty wynagrodzenia. Była nieważna.
Ewa: Bardzo trudna sprawa dla freelancera. Nie chciałabym się znaleźć w takiej sytuacji.
Joanna Legun: Dlatego to jest problem ilości rzeczy, na które trzeba zwrócić uwagę przy zawieraniu umów. Oczywiście może się zdarzyć tak, że podpiszemy umowę z osobą, która nie jest uprawniona do tego, ale jeżeli dostaniemy wynagrodzenie i wszystko będzie OK, to nie ma problemu. Problem pojawia się wtedy, kiedy tego wynagrodzenia nie ma albo klient nie jest zadowolony z tego, co wykonaliśmy. Wtedy zaczyna kombinować i próbuje uchylić się od konieczności zapłaty wynagrodzenia. Niestety, takie sytuacje się zdarzają.
Ewa: Czyli po prostu jak jest dobrze, to jest dobrze.
Joanna Legun: Tak. Umowy są na gorsze czasy. Jest w tej chwili godzina 10:07, jak nagrywamy ten podcast, a ja już miałam jeden taki telefon od klienta, który zawarł bardzo ryzykowną dla siebie umowę. Jak tylko o niej opowiedział, to zrobiłam wielkie oczy — jaka to trudna umowa i ile tam jest niebezpieczeństw, które na niego czyhają. Powiedział, że zawarł to na jakimś wzorze umowy wziętym z Internetu, bo myślał, że będzie OK.
Nikt nie przygotowuje się na złe czasy — na to, że ktoś kogoś oszuka. Właśnie z umowami jest tak, że trzeba się zabezpieczać na wypadek, gdyby ktoś chciał nas oszukać albo ktoś nie chciał nam zapłacić wynagrodzenia. To jest pierwsza funkcja umów.
Drugą funkcją jest jasne określenie zasad. Tego, do czego się zobowiązujemy, na jakich warunkach, za co nam klient płaci. Takie jasne określenie, do czego ja się zobowiązuję, a czego może ode mnie wymagać klient. Oczywiście można to określić w mailu, ustnie, ale wzór umowy jest o wiele lepszym narzędziem, bo stanowi on trochę taką checklistę.
W umowie będą zapisy dotyczące tego, co się stanie, kiedy np. będzie za dużo poprawek albo do czego konkretnie jesteśmy zobowiązani, albo za co się rozliczamy, czego potrzebujemy od klienta, żeby przygotować ten tekst. Taki wzór umowy jest też dobrą checklistą.
Ewa: Taka instrukcja obsługi współpracy na ewentualne problemy.
Joanna Legun: Tak, umowa wyjaśnia, co zrobić, kiedy pojawi się problem X, i co zrobić, gdy pojawi się problem Y. Ale przestrzegam przed jedną rzeczą. Są różne umowy. Umowa o dzieło w przypadku copywriterów – to jest umowa charakterystyczna dla tej branży. Ale w innych branżach mogą być wykonane również inne rzeczy na podstawie umowy o dzieło, które łączą się z zupełnie inną specyfiką.
Taki know-how branżowy warto mieć uwzględniony w umowie i niekoniecznie to, co będzie dobre dla umowy o dzieło dla fotografa czy copywritera, będzie dobre dla osoby, która wykonuje dzieło polegające na realizacji rzeźby czy obrazu. To wszystko zależy też od specyfiki branży.
Ewa: Oto dlaczego nie warto brać takich uniwersalnych druków z Internetu — niekoniecznie są one dopasowane do naszej sytuacji. Pamiętam, że jak pracowałyśmy nad pakietem Umowa dla copywritera, to Pani właśnie pytała przede wszystkim o to, na jakie trudności może natrafić we współpracy copywriter. To ma znaczenie, żeby takie sytuacje od razu w umowie uregulować.
Joanna Legun: Bo to jest też taki know-how branży — powiedziałabym. Wiadomo, że ja pewne rzeczy jestem w stanie przewidzieć, bo ileś umów już przygotowałam, ale może być coś takiego, co mnie po prostu zaskoczy, bo np. dany copywriter pracuje z jakimś charakterystycznym typem klienta, który ma bardzo specyficzne wymagania i w umowie trzeba zabezpieczać coś, na co w ogóle normalnie bym nie wpadła. Ale to wynika właśnie z charakterystyki działalności danego copywritera.
Opowiem Pani o pewnej sytuacji, taka troszkę anegdotka o tym, dlaczego nie warto korzystać z wzorów z Internetu.
Dostałam kiedyś zlecenie na przygotowanie regulaminu wypożyczalni bardzo charakterystycznych przedmiotów. To była bardzo charakterystyczna branża — nie będę mówiła, co to za branża, bo to zaraz będzie można wszystko wygooglować.
Chodzi o to, że jak przygotowuję umowę, to też sprawdzam, jakie są zapisy w umowach, bo może w takich regulaminach znajdę coś fajnego, co jest takim know- how, na który nie wpadłam, z którego wynikają właśnie problemy tych przedsiębiorców prowadzących właśnie ten konkretny rodzaj biznesu. Zaczęłam sprawdzać z ciekawości prawniczej, jakie są regulaminy w tej branży. Pierwsze 10 wyszukiwań w Google’u, to były takie same zapisy. Widać było, że wszyscy ściągnęli te regulaminy jeden od drugiego, ale wszystkie te regulaminy były tak złe, tak niechroniące w ogóle interesów tych przedsiębiorców, zawierające klauzule abuzywne. Wszyscy jak jeden mąż kopiowali te regulaminy.
Uśmiechnęłam się pod nosem i zaczęłam pisać poważny regulamin dla mojego klienta. Myślę, że jest jedynym przedsiębiorcą w tej charakterystycznej branży, który ma to dobrze zrobione, no chyba że już reszta skopiowała.
Jestem bardzo sceptyczna do takiego kopiowania umów, dlatego że to tak jak z kopiowaniem prac domowych. Nie wiemy, czy osoba, od której spisujemy, jest dobrym czy złym uczniem. I czy to, co zrobimy, będzie prawidłowym czy nieprawidłowym rozwiązaniem, bo taka osoba, która nie zna prawa, nie jest w stanie tego ocenić. Kopiowanie nie dość, że może być czynem nieuczciwej konkurencji, to jeszcze może narazić nas na nieprzyjemności.
Ewa: Pani Joasiu, mówimy o umowach. O tym, jakie trudności mogą czekać na copywritera. Zacznijmy od podstaw. Jaką właściwie umowę powinien podpisywać copywriter? Czy to jest umowa o dzieło, czy może umowa zlecenie? A może jest jakaś taka umowa, która nazywa się „umowa o świadczenie usług copywriterskich” i ona ani nie jest umową o dzieło, ani umową zlecenie? Spotkałam się z tym, że ktoś mi tłumaczył, że umowa o świadczenie usług copywriterskich to nie jest absolutnie umowa o dzieło. Jak Pani jako prawniczka na to patrzy?
Umowa o dzieło czy umowa o świadczenie usług? Co podpisuje copywriter?
Joanna Legun: Decyduje przede wszystkim przedmiot umowy. Mamy dwa porządki, które są bardzo często mylone. Porządek cywilistyczny i porządek podatkowy.
Czasem osoby, które nie prowadzą działalności gospodarczej, myślą, że umowa o dzieło jest właśnie tylko dla osób bez działalności, a w momencie, kiedy ktoś już tę działalność rejestruje, to nie może zawierać umów o dzieło. Nie o to chodzi.
Tak jak wspomniałam: mamy dwa porządki. Po pierwsze, porządek cywilistyczny — przepisy kodeksu cywilnego decydują o tym, z jakim typem umowy mamy do czynienia. Drugą kwestią jest, jak rozliczamy to podatkowo. To są dwie niezależne rzeczy.
O tym, czy coś jest umową o dzieło, czy o świadczenie usług, decyduje przedmiot umowy. Czy to sobie nazwiemy umową o świadczenie usług copywriterskich, czy umową copywriterską, czy umową o dzieło, to nie ma to tak wielkiego znaczenia jak to, co jest w środku tej umowy, czyli do czego się zobowiązała dana osoba. Umowa o dzieło charakteryzuje się tym, że na koniec współpracy ktoś otrzymuje gotowy produkt, czyli to jest umowa rezultatu.
W przypadku copywriterów jest to tekst, który powstanie. To jest standardowy przykład umowy o dzieło. Na końcu powstanie ten charakterystyczny tekst, który można odebrać, sprawdzić, jest coś materialnego.
Natomiast w przypadku umowy o świadczenie usług ktoś nie zobowiązuje się do tego, że na samym końcu umowy powstanie jakaś rzecz czy coś, tylko że w sposób staranny będzie działał. To jest ta główna różnica, która decyduje o tym, czy mamy umowę o świadczenie usług, czy umowę o dzieło. Decyduje o tym to, do czego się zobowiązujemy.
Zdarzają się sytuacje, w których ta umowa przez bardziej skomplikowany przedmiot ma trochę z umowy o dzieło, a trochę z umowy o świadczenie usług. Zdarzają się takie umowy, ale w przypadku wykonania tekstu copywriterskiego powiedziałabym, że to jest klasyczny przykład umowy o dzieło.
Ewa: Czyli nie ma wątpliwości co do tego, że copywriter podpisuje umowę o dzieło, nie ma co się bać, że za chwilkę wpadnie ZUS i zapyta, dlaczego tam nie było składek, bo może to jest umowa zlecenie?
Joanna Legun: Jeżeli na samym końcu powstanie tekst, jakby taki fragment, rzecz, który jest gotowym wytworem, to moim zdaniem jest to umowa o dzieło i nikt nie powinien tego kwestionować.
Ewa: Dobrze. Rozumiem, że copywriter prowadzący działalność również podpisuje umowę o dzieło, tak? Spotkałam się z tym, że copy przedsiębiorca twierdził, że absolutnie nie.
Joanna Legun: Również osoby prowadzące działalność gospodarczą czy nierejestrowaną podpisują umowę o dzieło, bo o tym, czy jest to umowa o dzieło, czy nie, decyduje to, co jest jej przedmiotem, a nie to, w jaki sposób rozlicza się osoba, która ten przedmiot wykonuje.
Ewa: Mówiłyśmy już troszkę o tym, jakie pułapki czyhają na copywritera podpisującego umowę. Mówiła Pani, że warto wiedzieć, z kim w ogóle tę umowę powinniśmy podpisać. Warto sprawdzić, czy osoba, z którą rozmawiamy, ma do tego pełnomocnictwo.
Czy to jest jedyna pułapka, która czeka na copywritera podpisującego umowę? Czy trzeba wystrzegać się czegoś jeszcze? Na coś jeszcze trzeba zwrócić szczególnie uwagę?
Umowa dla copywritera — jakich zapisów unikać?
Joanna Legun: Tych kwestii jest więcej. Ja bym powiedziała, że takiego zamkniętego katalogu sytuacji, które mogą się zdarzyć copywriterowi, nie stworzymy. Jednak zwróciłabym uwagę na kilka kwestii.
Po pierwsze na to, że jeżeli już podpisujemy umowę, określamy jakieś warunki współpracy, to się ich trzymamy. Oczywiście może zdarzyć się tak, że w trakcie współpracy zmienimy te warunki. Jest to OK, jeżeli druga strona nie ma z tym problemu.
W sytuacji, w której mamy zawartą umowę w formie pisemnej zawierającą zapis, że zmiany muszą być zawarte w formie pisemnej pod rygorem nieważności, to wtedy trzeba sporządzić też aneks. Uważajmy na takie sytuacje, w których podpisujemy umowy, zobowiązujemy się do jakiejś rzeczy, procedury działania, a później ta procedura gdzieś odchodzi od tego, co jest zapisane. Jeżeli tak faktycznie się dzieje, to nie jest nic złego, tylko trzeba podpisać aneks, który zmieni nam warunki tej umowy.
Druga rzecz to sytuacja, której jest coś problematycznego z umową, jest coś problematycznego z klientem. To często widzę u osób, które dzwonią do mnie z problemem i zaczynają mówić, że mają problem i pytają, jak to rozwiązać. Wtedy pierwsze, co robię, to odsyłam do umowy. To ona decyduje o tym, co dzieje się w danej sytuacji. Jeżeli nie ma w niej zapisu, to trzeba sprawdzić w kodeksie cywilnym w zakresie nieuregulowanym, co się dzieje w takiej sytuacji.
Więc jeżeli mamy jakiś problem, to patrzmy właśnie na treść umowy. Na to, co jest w umowie w tej kwestii.
Kolejna rzecz, powiedziałabym, to niewystarczające określenie tego, w jaki sposób rozliczamy się z klientem. To sprawia problem w szczególności początkującym copywriterom, którzy nie do końca wiedzą, w jaki sposób wyceniać swoją pracę. A zdarzają się sytuacje, że tekst jest dłuższy, niż początkowo zakładaliśmy, klient dorzuca nam uwagi i ten projekt zaczyna nam się robić nierentowny. Trzeba to w prawidłowy sposób określić w umowie tak, żeby klient też wiedział, że jeżeli np. zwiększy się ilość znaków czy zwiększą się wymagania, czy zakres umowy, to wtedy to wynagrodzenie będzie odpowiednio wyższe.
Ewa: Tak, ma Pani rację, że początkujący copywriterzy mają z tym problem. Mam wrażenie, że to często wynika z tego, że po pierwsze, nie wiedzą jeszcze, jak wyceniać. Po drugie, boją się, jak klient zareaguje. Niektórzy boją się w ogóle powiedzieć klientowi, że mają jakąś umowę do podpisania, „bo może się obrazi, że ja mu nie ufam”. A to pytanie o pełnomocnictwo, o którym Pani mówiła… Obawiam się, że nie wszyscy mieliby do tego odwagę. Jak przypomnę sobie siebie z dawnych czasów, to chyba nie miałabym odwagi.
No i trzecia rzecz to jest problem, o którym rozmawiałam z kursantami z obecnej edycji. Jeżeli się pojawiają jakieś trudności, np.: okazuje się, że tej pracy jest więcej, że to jednak będzie wymagało więcej zaangażowania, to warto na bieżąco komunikować. Nie wszystko też przewidzimy na początku, prawda? Dobrze jest na bieżąco komunikować i — z tego, co Pani mówi — być może wprowadzić aneks do umowy, ale jednak zadbać, żeby to wszystko formalnie było uporządkowane.
Joanna Legun: Przestrzegam też przed jednym rodzajem wynagrodzenia. Jest to tzw. wynagrodzenie ryczałtowe.
Np. copywriter zobowiązał się do stworzenia tekstów na stronę Internetową. W umowie nie jest określone, ile ma być tych tekstów, jakiej długości, ale wpisał wynagrodzenie w wysokości 2000 zł. Jest to wynagrodzenie ryczałtowe za zakres nie wiadomo jaki i tych tekstów może być 3, może być ich 5, a może być też 55. Ostrzegam, żeby wpisywać wprost, za co mamy wynagrodzenie. X tekstów o długości takiej i takiej, z taką i taką tematyką. W przypadku, kiedy klient zacznie nam mówić o innych tekstach albo rozszerzać przedmiot umowy, to wtedy pokazujemy, że zobowiązaliśmy się do tego, no i rozszerzamy zakres, to również rozszerzamy wynagrodzenie.
Myślę, że na samym początku copywriterzy mogą czuć się lekko onieśmieleni, nie wiedząc, jak do tego podejść. Jednak moim zdaniem — i to też wielokrotnie słyszałam od moich klientów, którym przygotowywałam umowy — że jeżeli wysyłają dobrą umowę, profesjonalną, to zyskują w oczach swoich klientów, którzy w tym momencie widzą, że mają do czynienia z osobą, która się tym zawodowo zajmuje i wie, w jaki sposób podejść do tego.
Moim zdaniem zawieranie umów w formie pisemnej czy w ogóle przesyłanie wzorów umów jest to standardowe działanie i nie ma się co bać, trzeba to po prostu robić. Jest to element naszej działalności. Jeżeli ktoś chce prowadzić działalność, w tym też działalność, która jest właśnie indywidualna, czyli za każdym razem zawieramy umowę z innym klientem, to podstawą jest podpisanie umowy. Powiedziałabym, że to jest nawet bardzo profesjonalne.
Ewa: To jest chyba troszkę tak jak z tym zadawaniem pytań, o którym często mówimy o tym w takim copywriterskim gronie. Mówię o tym w podcaście i rozmawiam o tym z kursantami, żeby nie bać się klientów pytać. I to, co Pani mówiła, to jest to samo. Nie bać się klientów pytać chociażby o to, co mają na myśli, kiedy pytają o koszt napisania tekstów na stronę internetową. Czy to będzie tekst na zakładkę z ofertą, czy to będzie jeszcze 40 innych podstron. To po pierwsze.
Mówimy też o tym, żeby nie bać się pytać potem, kiedy tworzymy tekst dla klienta. Nie bać się podpytać o jego ofertę, bo żeby napisać dobry tekst, musimy się zainteresować tą firmą, zrozumieć firmę, ofertę, grupę docelową. I z umowami jest tak samo. Nie tylko to nie jest nic złego. To nie tylko nie umniejsza naszych kompetencji w oczach klienta, ale wręcz przeciwnie, buduje wizerunek profesjonalisty, prawda?
Joanna Legun: Oczywiście. I to moim zdaniem jest bardzo ważne. Bardzo często do mnie dzwonią osoby, które pytają mnie np. ile kosztuje napisanie sprzeciwu od nakazu zapłaty? Ja mogę taki sprzeciw od nakazu napisać w godzinę, dwie, ale może mi też to zająć 20-30 godzin, bo będzie tak skomplikowany system prawny i tak skomplikowany stan faktyczny, że przejrzenie tych dokumentów zajmie mi bardzo dużo czasu.
Wiadomo, że to są dwa zupełnie inne zlecenia i bez zapoznania się z tym, jaka jest ta sprawa, nie mogę powiedzieć, jakie będzie wynagrodzenie.
Ewa: Czyli najpierw rozmawiamy, dokładnie się dowiadujemy, wypytujemy, a potem dopiero wszystko, co ustaliliśmy, zbieramy w umowie i traktujemy tę umowę jako najnormalniejszą rzecz na świecie, za którą nikt się nie obraża i która jest dla nas takim kołem ratunkowym w razie czego.
Joanna Legun: Tak, jest kołem ratunkowym i wyznacza zakres współpracy. To, co widzę w takim zawieraniu umów mailowo czy telefonicznie, to po pierwsze to, że nie ustalamy wszystkich rzeczy. A te nasze umowy są tak skonstruowane, żeby wpisywać sposób wynagradzania czy też model tego wynagrodzenia. Jest tam też kilka modeli, ale żeby to było jasne, klarowne, czytelne. Żeby też klient wiedział, czego od niego oczekujemy. Wiadomo, że taki tekst copywriterski to jest współpraca stron.
Jeżeli — tak jak Pani powiedziała — chcemy przygotować dobry tekst na stronę naszego klienta, to my musimy go poznać i on musi współpracować z nami w tym zakresie. Musi nam powiedzieć, czym się firma zajmuje, jakie ma wartości, musi nam przesłać pewne materiały, z których będziemy mogli to wyciągnąć. Więc w tym zakresie warto wpisać wprost, czego oczekujemy od naszego klienta.
Czy copywriter powinien mieć własny wzór umowy?
Ewa: I tutaj dochodzimy do tego punktu raz jeszcze, że wzory z Internetu to nie jest dobry pomysł. Warto mieć własne formularze. Warto mieć formularz dopasowany do specyfiki naszej pracy.
Dochodzimy do momentu, żeby przypomnieć, że pani Joanna takie umowy stworzyła. Bardzo zachęcamy do zapoznania się z nimi. I teraz jeszcze tak zdradzę, na marginesie, że kto wytrwa do końca, ten będzie miał niespodziankę. Bardzo zachęcam do wysłuchania tego podcastu do końca, bo mamy coś specjalnego dla osób, które byłyby zainteresowane takimi umowami.
Wracamy do rozmowy. Pani Joasiu, to tyle, myślę, że o umowach możemy zakończyć. Czy coś jeszcze warto powiedzieć?
Joanna Legun: Ja bym jeszcze powiedziała, żeby umowa była dostosowana do naszego biznesu. I też do zakresu usług, jakie świadczymy. Jeżeli podpisujemy umowę z klientem na wykonanie tekstów za 2000 zł, to nie wrzucajmy temu klientowi umowy na 30 stron, bo ta umowa musi być też dopasowana do ryzyka, które jest związane z daną umową.
Ale jeżeli podejmujemy tutaj współpracę już na dłuższy termin, to wtedy umowa musi być dostosowana bardziej do klientów. Ten pakiet, który robiłyśmy, jest dopasowany do podstawowych klientów. Do standardowych zleceń, z którymi mogą mieć do czynienia tacy początkujący czy nawet tacy bardziej zaawansowani copywriterzy.
Kary umowne, poufność i zakaz konkurencji — podpisywać czy nie?
Ewa: Pani Joasiu, z tego, co się orientuję, jeszcze w umowach są takie pułapki, jak kary umowne albo zakaz konkurencji. Co Pani na to?
Joanna Legun: Jeżeli chodzi o zakaz konkurencji, to trzeba bardzo uważać na te zapisy odnośnie do zakazu konkurencji, żeby nie okazało się, że taki zakaz konkurencji zabija copywriterowi możliwość działania na kilka lat.
Wyobraźmy sobie copywritera, który specjalizuje się w tekstach z branży budowlanej. Jest bardzo dobrym specjalistą, ma duży know-how związany z procesem budowlanym i podpisuje współpracę z wielką firmą deweloperską, że będzie pisał dla niej jakieś teksty na stronę internetową czy cokolwiek. W tej umowie, którą podpisuje copywriter, będzie wprost zapis, że nie może on świadczyć usług na rzecz innych firm budowlanych. To jest taki zapis, na który ten copywriter nie powinien sobie pozwolić i nie powinien się na niego zgodzić, dlatego że to zabije mu możliwość współpracy z innymi podmiotami i możliwość zarabiania pieniędzy w inny sposób.
Trzeba uważać, czy przypadkiem ten zakaz konkurencji, który mamy wpisany w umowie — który zakładam, że pochodzi też od naszego kontrahenta, bo copywriterowi ten zapis jest zawsze nie na rękę — nie ogranicza naszej działalności.
Natomiast jeżeli chodzi o kary umowne, to kara umowna jest to taki rodzaj sposobu dyscyplinowania jednej czy drugiej strony, który polega na tym, że w przypadku, w którym ktoś czegoś nie wykona — bo to też jest ważne, że kary umownej nie można zastrzec na wypadek niezapłacenia w terminie, bo to tylko na wypadek takich zobowiązań niepieniężnych — copywriter lub klient musi zapłacić pieniądze. Kary umowne można zastrzec zarówno na rzecz jednej strony, jak i drugiej strony.
Może być w umowie taki zapis, że jeżeli copywriter nie dostarczy tekstu w umówionym terminie, to za każdy dzień opóźnienia zapłaci tyle i tyle. Jednak może być też taka sytuacja, że to klient nie dostarczy materiałów copywriterowi, to będzie musiał zapłacić copywriterowi taką i taką kwotę.
Ja bym powiedziała, że kary umowne są jak każde narzędzie zawarte w umowie. One mają dyscyplinować klienta czy copywritera do wywiązania się z umów. Można się na nie zgadzać lub można się na nie nie zgadzać.
Jeżeli miałabym dać jedną radę copywriterowi na temat zapisu odnośnie do kar umownych na wypadek właśnie nieoddania tekstu w terminie, to żeby zwrócił uwagę, żeby w umowie był zapis za zwłokę, nie za opóźnienie, bo opóźnienie to jest taka sytuacja, w której za każdym razem nie dotrzymuje terminu, czyli miałam coś zrobić na poniedziałek, zrobiłam na wtorek. Za każdym razem jest to opóźnienie. Natomiast zwłoka jest tylko w sytuacji, kiedy jest to zawinione opóźnienie, czyli miałam coś wykonać w poniedziałek, wykonałam we wtorek, bo źle rozłożyłam pracę, bo poszłam sobie na spacer, zamiast pracować i nie zrobiłam tego w terminie.
Zwłoką nie będzie sytuacja, kiedy miałam wykonać coś w poniedziałek, ale wykonałam we wtorek, bo się rozchorowałam, trafiłam do szpitala i nie mogłam tego wykonać w tym terminie. Jeżeli już copywriter zgadza się na zapłatę kar umownych za niedotrzymanie terminów, to żeby dopilnował, żeby to zawsze było za zwłokę, czyli za zawinione opóźnienie w niedotrzymaniu terminów.
Ewa: To prawda, że szary copywriter nie wie, jaka jest różnica między zwłoką i opóźnieniem. Ja się tutaj biję w piersi. Pamiętam, że jak pracowałyśmy nad e-bookiem, to sama Pani sugerowałam, że może byśmy zmieniły tę zwłokę na opóźnienie, to tak będzie ładniej brzmiało…
Joanna Legun: Ale zwłoka jest bardziej profesjonalna.
Ewa: Brzmi mało przyjaźnie, bardzo formalnie. Ale okazuje się, że w kwestiach prawnych takie niuansiki, o których szary człowiek nie ma pojęcia, mają znaczenie.
Joanna Legun: Tak. Niestety, akurat ten przykład ze zwłoką i opóźnieniem jest bardzo charakterystyczny i później może być bardzo kosztownym błędem.
Warto też zwrócić uwagę, żeby te kary nie były zbyt wysokie, czyli, żeby to nie było 10% wartości kontraktu za każdy dzień opóźnienia i żeby np. można było je limitować do jakiejś wysokości, czyli np. do wysokości 10-15% wartości umowy.
Ewa: Pani Joasiu, przypomniała mi się taka sytuacja, którą sama kiedyś miałam. To dotyczyło umowy o poufności. Takie zapisy o poufności mogą się znaleźć — proszę mnie poprawić, jeżeli źle mówię — w normalnej umowie. Miałam kiedyś z kolei taką dziwną sytuację, kiedy współpracowałam z klientem kilka lat. Współpracowało się w miarę dobrze, bardzo intensywnie. Natomiast przyszedł taki moment, kiedy postanowiłam tę współpracę zakończyć i wtedy dopiero dostałam do podpisania umowę o poufności z jakąś gigantyczną karą. Nie wiedziałam, co mam zrobić. Umowa była do podpisania wstecz. Był — powiedzmy — grudzień, powiedziałam, że od stycznia nie współpracujemy, dziękuję bardzo, i oni mi wtedy podsunęli taką umowę.
Jeszcze się nie znałyśmy, więc nie mogłam Pani zapytać. Zaczęłam czytać w Internecie, że potem gdyby było takie podejrzenie, że ja coś gdzieś powiedziałam, czego nie powinnam mówić, to oni muszą mi to udowodnić, ale ja też powinnam się umieć wybronić, i to niekoniecznie będzie takie proste. Lepiej na takie zapisy uważać.
Jak Pani to widzi jako prawniczka? Czy takie umowy na zakończenie współpracy warto jeszcze sobie brać na głowę, czy dobrze zrobiłam, że nie podpisałam?
Joanna Legun: To, że otrzymała Pani taką umowę na sam koniec współpracy, świadczy o wybitnym nieprofesjonalizmie osoby, z którą Pani współpracowała. Taką umowę powinno się podpisać na samym początku. Wiadomo, że jeżeli taka umowa jest podsuwana na samym końcu, w sytuacji, kiedy Pani odchodzi, to co Pani zrobią, kiedy Pani takiej umowy nie podpisze.
Po pierwsze więc osoba, z którą Pani współpracowała, powinna przygotować taką umowę na samym początku. Pewnie gdy Pani powiedziała, że kończy współpracę, to wtedy komuś się przypomniało, że nie było umowy o zachowaniu poufności. Stąd propozycje zawarcia takiej umowy.
Faktycznie umowy o zachowaniu poufności są bardzo trudne dowodowo. Trudno jest udowodnić komuś, że przez ujawnienie jakiejś informacji naraził tę firmę na szkodę. Jeszcze wykazanie szkody jest bardzo ciężkie. Dowodowo jest to bardzo trudne, dlatego zawiera się takie umowy z wysokimi karami umownymi, które też można miarkować, czyli żądać obniżenia, ale też wykazania, że Pani jakąś informację ujawniła.
Copywriterzy bardzo często tworzą teksty, które będą publikowane. Więc te informacje, o których się dowiadują od klienta, są po to, żeby publikować te informację. Więc jeżeli coś jest opublikowane i jawne, i każdy może mieć do tego dostęp, to nie jest to żadna informacja poufna.
Taką informacją poufną może być jeszcze sytuacja, w której pracujemy nad kampanią, która jest top secret i przed ujawnieniem tej informacji, przed publikacją tej kampanii nie można ujawnić tej informacji, bo to będzie źle widziane. To wtedy jest sens zawierania tych umów o zachowaniu poufności.
Mam wątpliwości, na ile copywriter z racji zakresu i charakterystyki swojej współpracy ma do czynienia z takimi informacjami, które są tak tajne, poufne, że nikt o nich nie wie. Z podpisywaniem takich umów radziłabym być bardzo ostrożnym. Negocjować wysokość kar umownych. I myślę też, że bez sensu jest je podpisywać już na sam koniec umowy.
Ewa: Czyli dobrze zrobiłam. Bardzo się cieszę. Zresztą nigdy nie miałam co do tego wątpliwości.
A tak na marginesie powiem, że copywriter coś tam jednak może wiedzieć. Np. jak wyglądają pewne procedury, które nie zawsze są takie, jakie powinny być. Pozyskiwanie różnych treści jest czasami dość kontrowersyjne, jeżeli się je bierze z amerykańskich blogów, tłumaczy w translatorze na polski i daje do zredagowania. Są firmy, które tak robią.
Ta firma, z którą współpracowałam, to też była firma, do której zgłaszali się celebryci. Ja wiedziałam, jakie są to osoby i po co one tam przychodzą. Tak że tutaj akurat rzeczywiście, gdybym chciała, to bym miała coś do powiedzenia.
Ale to tak krótko, żeby było wiadomo, że jednak czasem copywriter coś tam wie, co niekoniecznie jest tak chętnie rozgłaszane.
Pani Joasiu, powiedziałyśmy o umowach, o różnych pułapkach, które w tych umowach mogą się ukryć. To jeszcze porozmawiajmy o tej drugiej kwestii, a mianowicie o prawie autorskim.
Tak sobie myślę, że tutaj copywriterów powinny interesować dwie kwestie — na ile mam wiedzę, to chyba dwie. Może Pani sprostuje i powie, że tych kwestii jest więcej.
Po pierwsze, wykorzystanie cudzej pracy we własnej twórczości. Inspirowanie się cudzymi tekstami. Czy to, że ja biorę tekst z zagranicznego bloga, żywcem go wrzucam do translatora, a potem redaguję, żeby było po polsku, to jest OK, czy to nie jest OK?
Prawo autorskie w copywritingu — co warto wiedzieć?
Joanna Legun: Ten przykład to jest piękny przykład do wytłumaczenia kwestii prawa autorskiego. Oczywiście, że to nie jest OK, dlatego że jest to utwór zależny. Wzięliśmy czyiś tekst i przetłumaczyliśmy go na język polski i podpisaliśmy swoim imieniem. Tak jakbyśmy wzięli czyjąś książkę napisaną po angielsku, przetłumaczyli ją na język polski, przeredagowali, żeby się dobrze czytało i podpisali ją swoim imieniem i nazwiskiem. Ewidentnie jest to naruszenie praw autorskich i tego nie można robić.
To, co można zrobić, to np. użyć cytatu. Wskazujemy, że w tym artykule był fajny cytat, cytujemy go tak, żeby nie było wątpliwości, że to jest cytat, a nie fragment napisany przez nas. Jeżeli cytujemy, to też wskazujemy źródło cytowania i w takim zakresie jest to OK, o ile to nie jest cytat, który polega na tym, że cały tekst np. książki wrzucimy w cudzysłów. To jest naruszenie praw cytat. Jeżeli korzystamy z kilku zdań, to jest to OK, ale nie możemy wykorzystywać całości utworu.
Ewa: No właśnie, tutaj mam taki przypadek, zresztą pisałam do Pani z tym pytaniem. Kursantka pytała, jak to będzie w sytuacji, kiedy ona dostała od klienta takie zadanie, że dostała czyjegoś e-booka i miała zrobić na podstawie tego e-booka prezentację czy też drugiego e-booka, gdzie były wykorzystane obrazki, jakieś schematy autorskie z tego e-booka, jakieś checklisty, całe fragmenty tekstu i była tylko wzmianka na początku, na stronie tytułowej, że e-book został przygotowany w oparciu o e-book taki i taki. Czy to było OK?
Joanna Legun: Wydaje mi się, że jeżeli to już było w takim zakresie, to było to przekroczenie prawa cytatu. To było stworzenie opracowania czyjegoś utworu, a nie cytat. Bo jeżeli cytujemy czyjś fragment i podajemy przykład, to jest to OK. Ale jeżeli streszczamy książkę i robimy to w taki sposób, to już to będzie naruszenie praw autorskich. Może też zilustruję lepiej ten przykład.
Weźmy sobie książkę, powieść, na podstawie której powstaje film. Jest to też wykorzystanie bohaterów, świata przedstawionego, części dialogów, coś tam jest dopisane, coś tam jest zmienione, ale to jest też powstałe na podstawie czyjegoś utworu i w tym zakresie też trzeba mieć zgodę na wykorzystanie takiego utworu w tym zakresie i nie można go sobie tak po prostu wziąć.
Ewa: Rozumiem, że przy pozyskaniu zgody autora — gdyby klient mojej kursantki napisał do autora opracowania, autor by wyraził zgodę, żeby tak to było – to wtedy byłoby w porządku, tak?
Joanna Legun: Tak. Jeżeli on dysponuje prawami autorskimi majątkowymi, jeśli podpiszą stosowną umowę do tego, to pewnie będzie jakaś licencja, to wtedy nie ma problemu. To jest za zgodą autora. Za stosownym wynagrodzeniem można takie rzeczy robić.
Ewa: A no właśnie, za stosownym wynagrodzeniem, to jest bardzo ważna kwestia, że tych praw nie przekazujemy na zasadzie „Tak, oczywiście, proszę bardzo, proszę sobie wykorzystać mój tekst i zrobić z nim, co pani chce”, tylko za to należy się autorowi wynagrodzenie.
Joanna Legun: Tak.
Jak skutecznie przekazać prawa autorskie lub udzielić licencji?
Ewa: Dobrze. Weszłyśmy już tutaj na pole przekazywania praw do tekstu klientowi, to może Pani króciutko coś opowiedzieć.
Joanna Legun: Mamy dwa rodzaje praw. Prawa autorskie osobiste i prawa autorskie majątkowe. W bardzo dużym skrócie i w bardzo dużym uproszczeniu: prawa autorskie osobiste to jest to, że ja jestem autorem tekstu. Czyli jeżeli bym w tym momencie napisała książkę Prawo dla copywritera, to jeżeli ja ją napisałam, to jest moja książka, ona może być podpisana moim imieniem i nazwiskiem, a nie może być podpisana czyimkolwiek imieniem i nazwiskiem. Tak przynajmniej mówi polskie prawo. To, jak wygląda rzeczywistość, przemilczmy.
Tych praw nie możemy zbyć. Nie możemy przekazać. Ktoś, kto będzie dziedziczył, kupi te prawa autorskie do książki, nie może jej podpisać swoim imieniem i nazwiskiem. One są po prostu niezbywalne, zawsze są przy tej osobie, która napisała dany utwór. One też powstają w momencie powstania utworu, więc nie trzeba żadnych oznaczeń tutaj robić, nic kombinować, żeby to prawo powstało. Z samego faktu, że stworzyliśmy utwór, nam przysługują prawa autorskie do tego utworu.
Druga kategoria praw, to są prawa autorskie majątkowe. One już mogą być przekazywane i mogą być przekazywane właśnie za wynagrodzeniem. Polegają na tym, że można z tego utworu czerpać wynagrodzenie. Ktoś napisał książkę, sprzedaje prawa do adaptacji filmowej tej książki, to właśnie ta sprzedaż praw do adaptacji to jest właśnie przeniesienie praw autorskich majątkowych na określonym polu eksploatacji, czyli w tym przypadku — zakresem będzie stworzenie adaptacji filmowej na podstawie książki.
Jeżeli mamy przeniesione prawa do adaptacji filmowej i tak to jest wpisane w umowie, to nie znaczy, że ten twórca / producent filmowy może również na podstawie tej umowy wystawić sztukę teatralną na podstawie tego tekstu, ponieważ w tej umowie było wskazane tylko jedno pole eksploatacji. Więc też warto, zawierając umowę, do przeniesienia prawa autorskich określać te pola eksploatacji, czyli w jaki sposób klient może wykorzystać nasz utwór.
To przeniesienie praw autorskich majątkowych może nastąpić na dwa sposoby. Może to być albo licencja, albo przeniesienie praw autorskich majątkowych.
Licencja powoduje to, że my nadal mamy te prawa autorskie majątkowe i możemy po jakimś czasie przenieść je na następną osobę. Mamy też do czynienia z licencją wyłączną lub niewyłączną.
Licencja wyłączna to jest taka sytuacja, w której jesteśmy autorem książki i udzielamy licencji tylko jednemu podmiotowi na to, żeby mógł wykonać film na podstawie naszej książki. Licencja niewyłączna to jest sytuacja, w której dajemy komuś tę licencję, ale to nie oznacza, że nie możemy jeszcze sprzedać praw do adaptacji filmowej książki innemu podmiotowi. Czyli wyłączna jest wtedy, gdy tylko jeden podmiot, który nabywa licencję, może korzystać z tego utworu, a niewyłączna jest wtedy, kiedy więcej osób może korzystać z jednego utworu.
Takim klasycznym przykładem licencji niewyłącznej są wszystkie oprogramowania, z których korzystamy. Taki pakiet Microsoft Office — mamy licencję, możemy z niego korzystać, płacimy za tę licencję, ale to, że my mamy licencję, nie wyłącza tego, że nasz sąsiad czy sąsiadka też może mieć taką licencję. Każdy ma licencję na określonym poziomie, a właściciel oprogramowania nadal ma autorskie prawa majątkowe.
Czyli pierwsza opcja to jest licencja, a druga opcja to jest przeniesienie autorskich praw majątkowych, czyli tak trochę jak sprzedaż domu. Mam swoje prawa autorskie i je przekazuję drugiej osobie i już tych praw autorskich na danym polu eksploatacji nie mam.
Tak jak mówiłam z dużym uproszczeniem: licencja to jest trochę wynajem mojego mieszkania, które posiadam, a przeniesienie moich praw autorskich majątkowych to jest sprzedaż mieszkania.
Ewa: Czy to przeniesienie prawa autorskich powinno być jakoś uregulowane w umowie?
Czy możemy to zapisać np. w umowie o dzieło? Czy możemy się po prostu dogadać ustnie, napisać w mailu? A może trzeba spisać jakieś formalne oświadczenie o treści „Niniejszym przekazuję prawa autorskie”? Jak Pani to widzi?
Joanna Legun: To zależy. Ja zawsze polecam, żeby spisać to przeniesienie praw autorskich. Żeby w ogóle te kwestie praw autorskich i licencji wyłącznej i niewyłącznej spisywać. Ale tutaj czyha bardzo duży haczyk. Przeniesienie praw autorskich majątkowych lub udzielenie licencji wyłącznej musi być w formie pisemnej pod rygorem nieważności.
Nie przeniesiemy praw autorskich majątkowych i nie udzielimy licencji wyłącznej, jeżeli zawrzemy umowę mailowo lub ustnie, albo — co jest bardziej podchwytliwe — jeżeli podpiszemy umowę, ale wymienimy się tylko skanami podpisanej umowy. Skan podpisanej umowy nie jest zachowaniem formy pisemnej pod rygorem nieważności. Do zachowania właśnie takie formy musimy się wymienić podpisanymi egzemplarzami umowy.
Czyli ja podpisuję umowę, daję ją Pani, a Pani ten podpisany egzemplarz mi oddaje. Wtedy mamy do czynienia z zawarciem umowy pisemnej pod rygorem nieważności. Więc trzeba pilnować — jeżeli copywriter udziela licencji wyłącznej na dany tekst lub przenosi prawa autorskie majątkowe, to wtedy musi zawrzeć taką umowę w formie pisemnej pod rygorem nieważności, bo inaczej to będzie nieskuteczne.
Ewa: Czyli rozumiem, Pani Joasiu, że takie serwisy, jak autenti.com, który ostatnio odkryłam — serwis służący do tego, żeby wymienić się umowami, gwarantujący, że tu rzeczywiście ta osoba, która jest wymieniona w umowie, tę umowę podpisała — to również nie jest dobry pomysł na podpisywanie umów z przekazaniem praw autorskich?
Joanna Legun: Sprawdźmy za każdym razem regulamin takiego portalu, który umożliwia nam zawieranie takich umów, bo równoznacznym zachowaniem formy pisemnej pod rygorem nieważności jest podpis elektroniczny. Tylko ten podpis elektroniczny to nie jest skan umowy, którą podpisujemy, tylko to jest taki kwalifikowany podpis elektroniczny. Możliwe, że takie portale dają nam możliwość zawierania umowy w formie pisemnej pod rygorem nieważności właśnie przy pomocy tego podpisu elektronicznego i wtedy jest OK. Wtedy mamy do czynienia z zawarciem tej umowy w formie pisemnej pod rygorem nieważności w formie elektronicznej, bo one są równoważne i wszystko jest w porządku.
Natomiast nie zawsze te pakiety, które są w danych serwisach, dają nam taką możliwość zawarcia umowy w formie pisemnej. Jest to najczęściej forma dokumentowa. Nie pisemna, ale wynikająca właśnie z kodeksu cywilnego forma dokumentowa. Ona też jest w porządku, jeżeli zawieramy umowę o dzieło, tylko problem jest z tym przeniesieniem praw autorskich czy udzielaniem licencji wyłącznej.
Jeżeli udzielamy licencji niewyłącznej w naszej umowie, to nie ma problemu, można takie umowy zawierać za pomocą autenti.com czy innych takich portali. Ale jeżeli mamy tutaj umowę z przeniesieniem praw autorskich czy udzielaniem licencji wyłącznej, to wtedy polecam sprawdzić regulamin, czy takie podpisanie umowy jest jednoznaczne z tą formą pisemną pod rygorem nieważności, czyli jest zawarte z podpisem elektronicznym.
Ewa: Pani Joasiu, na koniec jeszcze tradycyjne pytanie, gdzie może Panią znaleźć copywriter, który będzie potrzebował pomocy przy skonstruowaniu umowy albo będzie miał jakiś inny dylemat, chociażby przy współpracy z klientem, i będzie potrzebował porady prawnej?
Joanna Legun: Przede wszystkim można znaleźć mnie w Internecie pod adresem jakzrozumiecprawnika.pl To jest strona internetowa, na której dzielę się swoją wiedzą, piszę artykuły, ale też znajdują się tam moje dane kontaktowe. Mam bardzo prosty adres e-mail: joanna@legun.pl. Zawsze można do mnie napisać czy zadzwonić. Postaram się pomóc i wyjaśnić daną sytuację.
Ewa: Bardzo dziękuję, Pani Joasiu. Oczywiście wszystkie te namiary, które Pani przed chwilką wymieniła, podam w opisie tego odcinka. Zachęcam do kontaktu z panią Joanną.
Jeszcze raz dziękuję bardzo, że przyjęła Pani zaproszenie. Dziękuję za rozmowę i za te wszystkie bardzo cenne rady.
Joanna Legun: Ja też bardzo dziękuję. Mam nadzieję, że chociaż trochę wyjaśniłam kwestii prawnych i że przyczyniłyśmy się tutaj do zwiększonej świadomości tego, gdzie mogą czyhać właśnie jakieś haczyki i niebezpieczeństwa na copywriterów. I przede wszystkim, proszę nie bać się zawierać umów, nie bać się prosić o pełnomocnictwo, nie bać się dobrze wyceniać swoich usług i mówić, że czasami po prostu klient chce więcej niż to, na co się pierwotnie umawialiśmy. Państwo będą chcieli dodatkowego wynagrodzenia i to jest zupełnie normalne. To jest taka zdrowo rozumiana pewność siebie w biznesie.
Ewa: Zgadzam się. Bardzo dziękuję.
I to już wszystko w tym odcinku. Tak jak obiecałam, pod nagraniem podaję Ci namiary do Pani Joasi. A teraz jeszcze obiecana niespodzianka.
Tak jak wspomniałyśmy podczas rozmowy, mamy w #copybutiku pakiet Umowa dla copywritera przygotowany przez Panią Joannę. Jest to wzór umowy opracowany specjalnie pod specyfikę projektowania tekstów dla klientów. Nie dla korektora, nie dla fotografa, nie dla każdego freelancera, ale właśnie dla copywritera. Oprócz umowy w pakiecie jest także wzór aneksu, przykładowo wypełniona umowa i aneks oraz — wisienka na torcie — obszerne, ponad 30-stronicowe omówienie w formie e-booka. Pani Joanna tłumaczy w nim, co i jak można w umowie zmieniać, a co musi w niej zostać, bo tak przewiduje prawo.
Niespodzianka jest taka, że od teraz do 15 czerwca pakiet można zgarnąć z 20-procentową zniżką, jaką zazwyczaj mamy wyłącznie dla uczestników kursu Zostań copywriterem.
Bardzo polecam i naprawdę bardzo zachęcam. Taak jak mówiłyśmy — jak jest dobrze, to jest dobrze, ale jeśli zaczną się kłopoty… Myślę, że przyznasz mi rację, że warto mieć wtedy instrukcję postępowania wg własnych zasad, a nie wg tego, co narzuca nam druga strona albo co — nie daj Boże — napisała nieznana osoba na nieznany temat w Internecie.
Tradycyjnie zapraszam Cię również do odwiedzenia wszystkich naszych miejsc — do grupy Tekstowni na Facebooku, w której możesz zapytać o wszystko, co związane z copy, i poznać osoby takie jak Ty. I oczywiście na stronę tekstowni.pl, gdzie czeka na Ciebie bogata baza wiedzy o copywritingu, kursy, copywriterskie gratisy. Jednym słowem: czego tylko copy potrzebuje.
Do zobaczenia, do usłyszenia!
- Miejsca, w których znajdziesz adw. Joannę Legun:
- strona WWW: jakzrozumiecprawnika.pl
- e-mail: joanna@legun.pl
- Pakiet Umowa dla copywritera w #copybutiku: tekstowni.pl/umowa-dla-copywritera