Mówią, że albo to masz, albo Cię nie ma. Że jeśli słowa same wyskakują Ci spod palców, to znak, że masz talent, a jeśli nie, to pisanie niekoniecznie jest drogą dla Ciebie. A ja Ci powiem: figę prawda! Przeczytaj, a się przekonasz.
Siadam czasem do tekstu i… nic, no absolutnie nic. Szukam inspiracji, czasem nawet dotykam bliżej nieokreślonego sedna, ale kiedy znów przełączam się na białe okienko z migającym niecierpliwie kursorem, to… ech…
Albo inaczej: mam coś napisać i wiem, jak to zrobić. Wiem, bo chodziło to za mną i ze mną przez kilka dni. Układało się w głowie i ułożyło się w całkiem wyraźny obraz. Ale kiedy wreszcie zasiadam… Kurczę, no! Przenosiłam czy jak? Nie idzie. No za żadne skarby. Jeśli już, to zgrzyta, skrzypi i rdza ze słów pryska na wszystkie strony. Każde słowo jak tona przepchniętego żelastwa.
Po 15 minutach czuję, że mam dosyć. Jestem znudzona, zmęczona. I w ogóle to przypomniało mi się, że muszę posprzątać łazienkę. I balkon. Ach, no i okien dawno nie myłam. Pranie by się jeszcze przydało zrobić.
Długo myślałam, że coś ze mną nie tak. Że powinnam poszukać sobie innego zajęcia, bo z takim oporem to o zawodowym pisaniu nie ma co myśleć. Na szczęście zanim rzuciłam wszystko w kąt, dowiedziałam się, że z tą przypadłością da się żyć, pisać, a nawet zrobić tekstową karierę. I Ciebie też chcę o tym przekonać.
Gustaw Flaubert: nuda i obrzydzenie do pisania
Jakiś czas temu trafiłam na słowa Gustawa Flauberta, których nigdy bym się nie spodziewała po żadnym z wielkich pisarzy. Brzmiały one tak:
Jestem bardziej wyczerpany, niż gdybym góry przenosił. Chwilami chce mi się płakać. Trzeba woli nadludzkiej, a ja jestem tylko człowiekiem. (…) przesiedziałem cztery godziny, a nie mogłem skończyć jednego zdania (…) co za okropna praca! Co za nuda! O sztuko! Sztuko! Czymże jest ta wściekła chimera, która wyżera nam serca i dlaczego? To szaleństwo zadawać sobie tyle bólu.
Czy Flaubert przesadzał? Wątpię. Już samo to, że Panią Bovary pisał aż 5 lat, mówi wiele. A jeśli do tego dodamy fakt, że kto jak kto, ale Flaubert umiał posługiwać się słowem, to mamy powody przypuszczać, że przekazał dokładnie to, co chciał.
Pisanie bolało, mierziło, obrzydzało. Czy opłacało się aż tak cierpieć? Zobacz, co krytycy mówią do dziś o prozie Flauberta i sam odpowiedz sobie na to pytanie.
Katarzyna Bonda: 13 godzin sprzątania, 1 godzina pisania
Żeby nie było, że klasycy to inna bajka, poszukałam przykładów również na współczesnym polskim podwórku. I voilà: Katarzyna Bonda.
Pisarka całkiem płodna: 14 książek, po 400-800 stron każda, to całkiem niezły dorobek jak na 43-latkę. Wydawałoby się, że pisanie idzie jej jak z płatka, tymczasem…
Okazuje się, że w kwestii kompulsywnych czynności, które mają odwlec pisanie, mamy wiele wspólnego. Oto co pisarka powiedziała na ten temat w audycji radiowej:
Zazdroszczę wszystkim, którzy mają iluminacje, natchnienia i po prostu tworzą, ponieważ ja muszę swoje kolejne etapy — że tak powiem — „węgla przekopać”. […] Zanim napiszę taką jedną scenę, to najpierw mam mnóstwo takich „pustych przebiegów”, tzn. najpierw umyję okna, ugotuję zupę, zrobię pierogi, posprzątam w garderobie, posprzątam na pawlaczu, wyniosę śmieci i dopiero wtedy mogę napisać scenę. Samo pisanie sceny zajmuje godzinę-dwie, ale ja potrzebuję tych 13 godzin po to, żeby się rozwinąć. I to jest straszne. […]
Bywały takie sytuacje, że np. nie mogę napisać jednej sceny. Teraz się śmieję z tego, ponieważ scena jest prosta, wiem, jak ją mam zrobić, nie jestem w stanie sama się przełamać, więc co robię? Wchodzę do Internetu i kupuję 6 spódnic w kratkę. […] Wiem, że to jest kompulsywne działanie i choroba psychiczna, ale to sprawia, że wreszcie mam coś dokończonego — znalazłam spódnicę, zakupiłam ją, w związku z czym sprawa jest dokończona.
Mocne? A to tylko fragment! Po drodze było coś tam jeszcze o stawaniu się potworem, przeklinaniu na potęgę i o remontach na odreagowanie. Ech, to pisanie — sama słodycz!
Wiesław Myśliwski: nie chcę mieć nic wspólnego z pisaniem
Siedziałem nieraz pusty i jałowy nad jednym upartym zdaniem, którego ani naprzód ruszyć, ani się pozbyć. Złorzeczyłem mu i o łaskę prosiłem, aż mnie nieraz tkliwość ogarniała do własnej niemocy.
Wymowne, prawda? To zdanie pochodzi z książki Wiesława Myśliwskiego i można by przypuszczać, że jemu samemu podobna niemoc nie doskwiera. A jednak! Jeśli spojrzysz na jego dorobek, zauważysz, że pisarz nie wydaje książek zbyt często. Jedną od drugiej dzieli jakieś… 10 lat. Dlaczego?
Dwukrotny laureat Nagrody Nike tak tłumaczył to w jednym z wywiadów:
Mnie się bardzo trudno pisze. […] napiszę książkę i przez parę lat odpoczywam, bo nie chcę mieć nic wspólnego z pisaniem.
***
Jean-Paul Sartre napisał:
Ważne jest nie to, co ze mną zrobiono, lecz to, co ja sam zrobiłem z tym, co ze mną zrobiono.
Parafrazując jego słowa, chcę Ci powiedzieć: ważne jest nie to, czym obdarzyła Cię natura — czy dała Ci łatwość wyrzucania z siebie słów, czy musisz je z siebie wydzierać — lecz to, co sam zrobisz z tym, czym Cię obdarzyła.
Pewnie, że ktoś, komu pisanie sprawia przyjemność, ma łatwiej. Jeśli jednak przyjemność z pisania to dla Ciebie science fiction, pogratuluj sobie. Pogratuluj sobie, że mimo wszystko wciąż o tym pisaniu myślisz. To znak, że jesteś na dobrej drodze.
Zauważ, że wszystkich wspomnianych wyżej twórców łączy jedno: nazwali i zaakceptowali trudności, a potem podjęli decyzję, że działają mimo wszystko. Obyś i Ty mógł to samo powiedzieć o sobie.
Jeśli wytrwasz w swoim postanowieniu, to kto wie. Może kiedyś ludzie będą mówili o Twoich tekstach to, co mówią dziś o książkach Flauberta, Bondy, Myśliwskiego i wielu innych twórców, którzy przelali litry potu i łez, zanim wydali na świat swoje dzieła. Z całego serca Ci tego życzę.
Cześć Ewa ,
UFFAA , a ja myślałam , że ja tylko mam takie doły , że pisanie to nie dla takich jak ja ? Jestem po kilku udarach , czyli ciężej idzie mówinie i jeszcze ciężej pisanie . Ale i tak mi dobrze idzie jak na mój stan 😉 , od września mam plan książki ,, w głowie” i około 21 kartek rękopisu może w tym tempie też skończę przed 5-latką .I wymęczę bestsellera !!?
Powodzenia , wytrwałości i zdrowia wszystkim ciężko piszącym życzę .
Rozalia
Rozalia, bardzo dzielna jesteś! Z całego serca życzę Ci tego bestsellera. Przed 5-latką albo i po. Czas minie, a dzieło pozostanie. Trzymam mocno kciuki!
Dziękuję
Genialne! To ja już tak odwlekam to pisanie od dzieciństwa, wszystko paliłam. A to pisanie wciąż do mnie wraca jak bumerang. Coś w tym naprawdę musi być. Choć mam pytanie, czy to normalne, że wydaje mi się, że moim tekstów się nie da czytać i że są mega nudne…?
Zostaje wiernym czytelnikiem 🙂
Gaba, Eustachy Rylski tak mówi o swoim pisaniu: „Przykry jest następny dzień, kiedy czytam to, co napisałem”. A zatem: całkiem normalne, że to, co stworzyłaś, wydaje Ci się okropne. ALE: nigdy nie poprzestajemy na pierwszej wersji. „Pierwsza wersja czegokolwiek jest zawsze gówniana” — pisał Hemingway. Z doświadczenia — potwierdzam. Poprawiasz, poprawiasz, odkładasz. Jeśli spojrzysz po jakimś czasie, nie pamiętając już, co napisałaś, i dalej tekst wydaje Ci się słaby, to dopiero teraz możesz zacząć podejrzewać, że rzeczywiście jest jakiś problem. Warto poszukać drugiej pary oczu — kogoś, kto oceni obiektywnie i powie Ci szczerze, co widzi.
Witaj w gronie Czytelników naszego bloga!
Dziękuję za odpowiedź 🙂
To chyba najlepsza i jedyna metoda, aby sprawdzić, czy to faktycznie da się czytać. Koniecznie zacznę coś publikować, wiele mnie to nie kosztuje, zawsze na początku można być anonimowym… dla sprawdzenia się.
I w książce też się już zaczytuję 😀
Pozdrawiam!
O, to życzę Ci owocnej lektury!