Od czasu do czasu widuję na facebookowych grupach posty w rodzaju „Myślę o założeniu bloga, ale boję się, że…” – i tu wymieniane są najróżniejsze czarne wizje podsuwane przez strach, który przecież dobrze widzi przyszłość swoimi wielkimi oczami. Jeśli i Ty należysz do grona potencjalnych blogerów, którym strach nie pozwala zacząć, przeczytaj ten tekst. Opowiem Ci w nim, co widział i wciąż widzi mój strach oraz co robię, żeby trochę zmrużył oczy.
Strach widzi, że ludzie czytają tylko po to, żeby skrytykować
No przecież to jasne, co powiedzą. Czekają tylko, żeby cię skrytykować. Każdy (no nie oszukujmy się, każdy!), kto zajrzy na ten blog, wie więcej, umie lepiej, widzi szerzej. A jak nie, to przynajmniej wzrok ma sokoli i wypatrzy literówkę, która sprytnie się uchowała. A jak wypatrzy, no to wiesz. Sorry. Takie rzeczy są karalne. Publiczne linczowanie, epitety, wytykanie… Zasłużyłaś sobie.
Strach widzi, że najbezpieczniejsza jest szarość
Ą, ę, musisz, powinieneś i w ogóle. Pisz jak wszyscy – wymądrzaj się, ale bez konkretów. Mów co, ale nie mów jak. Nawet jeśli wiesz, to nie mów, bo może ktoś wie lepiej i jeszcze wyjdzie szydło z worka, że wiesz gorzej. Nie ma co się wychylać. Żadnego wydziwiania. Kreatywność to po godzinach. No, może dla klientów. Ale nie na blogu, kobieto! Powiedzą, że jesteś jakaś nienormalna. Pisz grzecznie i bezpiecznie. Bądź nijaka, a nijak się do ciebie nie przyczepią.
Strach widzi, że błąd to tragedia
Wszystko musi być dopięte na ostatni guzik, wyczesane, wygładzone i lśniące. Nie daj Boże, żeby została jakaś literówka, bo trzeba będzie zwinąć interes i zacząć od nowa gdzieś, gdzie nikt cię nie zna. Jeśli ktoś pisze o pisaniu i jeszcze przyznaje się do jakichś redaktorskich doświadczeń, to nie ma prawa – po prostu nie ma prawa! – do pomyłki. Szlachectwo zobowiązuje i takie tam. Tak że jakby coś, to wiesz… Life is brutal, a ty jesteś spalona.
Strach widzi ogrom i miliony przeszkód
Po co ci ten blog? O czym ty tam będziesz pisać? No dobra, masz tematy na kilka tygodni, ale szybko się z nich wyprztykasz, kochana, zobaczysz! I głupio będzie. Poza tym pisanie bloga zajmuje mnóstwo czasu. Kiedy ty będziesz pracować? O czasie dla rodziny to już w ogóle zapomnij – podobnie jak o czasie na książkę i wszystkie inne sprawy, którymi warto się zająć. A skoro już tak bardzo chcesz, to pisz sobie ten blog, ale pamiętaj, że to nikogo nie interesuje. Teraz ludzie wolą pisać, niż czytać, więc nie licz na to, że dla ciebie zrobią wyjątek.
***
To mniej więcej widział swoimi wielkimi oczami mój strach, kiedy zaczynałam tekstowne blogowanie. I to w dużym stopniu widzi do dziś, za każdym razem, kiedy publikuję post, zwłaszcza jeśli mam akurat mniejszy lub większy kryzys.
Muszę jednak powiedzieć, że choć wzroku całkiem nie stracił, to chyba trochę zmrużył oczęta. Nie trzęsą mi się już ręce, kiedy zatwierdzam komentarze, bo okazało się, że w 99% są one przychylne, a nawet jeśli zdarzy się jakiś krytyczny, to świat się nie wali. Jest informacja zwrotna albo okazja do poćwiczenia wierności sobie (bo nie zawsze komentujący musi mieć rację, prawda?).
A skoro ludzie okazali się nie tacy straszni, to i pozwoliłam sobie na więcej siebie i więcej kreatywności (dzięki temu powstały np. szkodniki tekstowe). I super – okazało się, że właśnie te „moje”, refleksyjne albo kreatywne teksty (a nie wymuskane i z poważną wiedzą) cieszą się większą popularnością, są częściej komentowane i udostępniane.
Tematy? Mam już listę na rok i wciąż dopisuję kolejne pomysły. Przychodzą z każdą przeczytaną książką i z każdym komentarzem pozostawionym na blogu przez kogoś, kto jednak znalazł czas i chęci do lektury.
Wpadki się zdarzają, zwłaszcza na FB, gdzie promuję swoje wpisy. No i co? Jestem dumna, kiedy ładnie z nich wybrnę (ładnie do tego stopnia, że np. dostaję prywatną wiadomość ze słowami uznania). A poza tym to buduje autentyczność – pokazuje, że Tekstowni to nie korpoautomat, ale przedzieranie się per aspera ad astra, mozolne, jak to u normalnych ludzi bywa.
No i wreszcie te przeszkody i ogrom pracy do wykonania. Wszystko prawda, ale w podziale na miesiące, tygodnie i dni jakoś maleje, powszednieje i topnieje nie wiadomo kiedy. Wszystko jest dla ludzi. Trudy i gwiazdy również.
Jaki z tego wniosek?
Jeśli się boisz tak jak ja…
Bój się i rób, a strach przymknie trochę te swoje wielkie ślepia. Share on X
Fantastyczne 🙂 Im więcej ludzi piszących pomimo strachu, tym więcej dobrych tekstów. Najśmieszniejsze jest to, że prawdziwe talenty często boją się, że są „za mało utalentowane”, żeby pisać.
Tak, przez cała lata tak właśnie myślałam („Z czym do ludzi…”). I dlatego teraz mam misję mówienia ludziom, że warto próbować :).
Dobry tekst! Zgadzam się z tym co napisałaś. Podobno jest tak, że 98% rzeczy, których się boimy, nigdy się nie zdarza ?
Podobno :).
Ja pamiętaj swój strach przed blogowaniem. „O matko a jak napisze coś nie tak i mnie skrytykują? Pokażą mi jak słaby jestem?” takie myśli miałem. Jednak sama chęć „odpalenia” bloga była silniejsza niż strach. I tak to już 5 mcy mam swoje podwórko, na którym panuję niepodzielnie i chyba nawet nieźle mi idzie 🙂
Idzie Ci nieźle. Potwierdzam 🙂
Mam nadzieję, że ten wpis uświadomi tym, którzy się jeszcze boją, że nie ma czego 🙂 Ja sama za późno zaczęłam pisać bloga na poważnie – zdecydowanie!
Ja też mam nadzieję, że tekst uświadomi. A Twój komentarz, Olga Nina, jest jego świetnym potwierdzeniem i dopełnieniem. Dziękuję! 😀
Boję się i bloguję 🙂 Okazało się, że to nie jest takie straszne. Ale na początku było pełno myśli przeciw.
Dzielna jesteś! Brawo! 🙂
Najważniejsze to pamiętać, że za blogiem stoi człowiek z krwi i kości. Ja czytając posty doświadczonych, wieloletnich blogerów, często łapię się na tym, że jak widzę u nich literówkę to wręcz się cieszę. To jest bardziej ludzkie.
Och, jak miło przeczytać coś takiego. Od razu mniej się boję linczowania za literówki ;). Dzięki, Ola :D.
Bardzo spodobał mi się ten wpis! O ile przed blogowaniem strachu nie czułam, to w ostatnich miesiącach pracuję nad pewnym pomysłem i są dni, że taki strach obezwładnia mnie. Ale potem mi mija i pracuję dalej 🙂
I tak trzymać, Marta! 🙂
Nadal się boję przy każdym nowym tekście. Myślę sobie: głupie. Z drugiej strony pocieszam się, bo są tacy, którym się jednak podoba i wracają.
I tak trzymaj, Aniu. Lepiej bać się i pisać, niż kiedyś żałować tego, że się nie pisało.
„Jeśli chcesz uniknąć krytyki, nic nie rób, nic nie mów, bądź nikim…”
Cytat, który przyszedł mi do głowy po przeczytaniu Twojego artykułu 🙂 Tak, zgadzam się w 100%. Nie ma co słuchać „strachu”. Trzeba po prostu robić swoje 😉 I „niech się ludzie śmieją” 😉
Większość moich „strachów” miało miejsce tylko w mojej głowie. I pewnie to standard 😉
Pewnie tak. Ludzie wcale się nie śmieją aż tak, jak nam się w tych strachowych wizjach wydaje. Jednym słowem: róbmy swoje! 😀
Początki kilka lat temu mieliśmy nie łatwe. Też nie wiadomo było jak funkcjonują strony internetowe, co ludzie po przeczytaniu powiedzą, jak ich zachęcić do czytania itp. Pierwszy rok był czasem eksperymentów i szukaniem drogi. Teraz po kilku latach wiemy, że było warto. Świadczą o tym liczby 🙂
Tak to jest z początkami. Najważniejsze to nie poddać się, kiedy jeszcze nie ma efektów. Gratuluję tych liczb! 😀
Rzadko piszę na blogu, bo krępuje mnie absolutny brak parcia na szkło, wieczne poczucie, że nie ma sensu mówić o czymkolwiek. Mam w głowie „Co to kogo obchodzi, co myślisz? Po co o tym mówić obcym ludziom? Nic z tego nie wynika”.
Aniu, do przełamania! Komentarze pod tym postem potwierdzają, że wszyscy się mniej lub bardziej boimy, wszyscy mamy podobne obawy i zahamowania. Ja myślę, że ludzie chętnie przeczytają, jak Ty widzisz to i owo. Po to chociażby, żeby porównać, czy oni widzą tak samo :).
Cudny tekst ☺ mój strach właśnie mnie straszy w innym obszarze i dlatego ten tekst przyciągnął moją uwagę. Ale odwracam wzrok od straszydeł i staram się patrzeć w stronę słońca. Pozdrawiam!
I tak trzymaj, Marysiu! 😉