Transkrypcja podcastu:
- Czy wirtualna asysta to dobre uzupełnienie usług copywriterskich?
- Czym jest recykling treści i jak go wykorzystać w marketingu online?
- Na co zwraca uwagę właścicielka firmy rekrutująca osobę z dobrym piórem?
O tym wszystkim (m.in.) usłyszysz w dzisiejszym odcinku podcastu.
Cześć, tu Ewa Szczepaniak z pracowni Tekstowni.pl, a to jest 11. odcinek podcastu Copylogika (nie tylko) dla laika — podcastu, w którym porozmawiamy o copywritingu i wszystkim, co mniej lub bardziej się z nim wiąże.
Dziś poruszymy kilka takich tematów — pozornie może ze sobą niezwiązanych, ale… Posłuchaj, a wszystko się wyjaśni.
Ewa: Moim gościem jest dziś Agnieszka Pojda. Agnieszka jest wirtualną asystentką, właścicielką firmy WorqAssist. Jest też copywriterką (zresztą poznałyśmy się na naszych kursach). Cześć, Agnieszko!
Agnieszka: Cześć, Ewo! Bardzo Ci dziękuję za zaproszenie do podcastu.
Wirtualna asystentka – kto to jest?
Ewa: Cała przyjemność po mojej stronie.
Myślę, że już większość osób jednak kojarzy, kim jest wirtualna asystentka, ale tak na wszelki wypadek, gdyby jednak znalazł się jakiś słuchacz, który nie do końca wie, co to za zawód, wyjaśnij, czym się zajmujesz?
Agnieszka: Wirtualna asystentka, tak ogólnie rzecz biorąc, zapewnia taką realizację zadań, które pochłaniają zbyt wiele czasu. Coraz więcej wirtualnych asystentek posiada tzw. specjalizację, czyli specjalizuje się w jakimś określonym konkretnym zadaniu. Wiele z wirtualnych asystentek posiada też mnóstwo innych umiejętności – są takimi wszechogarniającymi osobami.
Kiedy się prowadzi biznes, dochodzi się do takiego momentu, gdzie czas zaczyna być ważniejszą walutą, niż są pieniądze. W tym momencie właśnie te asystentki mogą po prostu pomóc, odciążyć i sprawić, że przedsiębiorca skupić się na realizacji takich zadań konkretnych, które np. polegają na tworzeniu jakiejś merytoryki. Takich zadaniach, których w 100% nikt poza tobą nie może zrobić, podczas gry np. obsługa maila, tworzenie treści do social mediów, grafiki itp. może przejąć właśnie wirtualna asystentka.
Ewa: Właśnie jestem na etapie, kiedy marzę, naprawdę marzę o wirtualnej asystentce. Jestem też w trakcie rekrutacji, więc jest nadzieja, że wkrótce moje marzenie się spełni. Dziękuję Ci bardzo za przybliżenie tego zawodu dla osób, które może jeszcze się nie zetknęły z takim pojęciem.
Ty najpierw byłaś wirtualną asystentką, a dopiero potem zainteresowałaś się copywritingiem, choć mogłaś pójść np. w sprawy techniczne, administracyjne, logistyczne. Dlaczego postanowiłaś nauczyć się właśnie pisania, a nie doskonalić się w jakiejś innej specjalności?
Agnieszka: W trakcie nauki, w trakcie szukania wiadomości na temat bycia wirtualną asystentką znalazłam informacje o tym copywritingu. Szczerze mówiąc, te kilka lat temu to było dla mnie coś takiego nowego. Nowe pojęcie, o którym gdzieś tam wcześniej nie słyszałam i zaczęłam szukać, o co w ogóle chodzi z tym całym copy. Później, gdy już zaczęłam współpracować z pierwszym klientem, temat stał się dosyć mocno pożądany, dlatego że moim zadaniem było tworzenie treści na fanpage. To był treści różnego kalibru: mocno sprzedażowe, merytoryczne, informacyjne. Teksty miały różne funkcje.
Zawsze miałam smykałkę do pisania, ale brakowało mi warsztatu. Poszłam w tym kierunku, żeby się po prostu doszkolić. Kiedy już wiedziałam, że jest coś takiego jak copywriting, że tego pisania można się po prostu nauczyć, zaczęłam szukać i tak trafiłam do Ciebie.
Ewa: Bardzo się cieszę, że trafiłaś akurat na mnie. Znajomość z Tobą to sama przyjemność. Jesteś absolwentką moich dwóch kursów: Pisz tak, żeby sprzedawać i Zostań copywriterem, zgadza się?
Agnieszka: Tak.
Ewa: Wspomniałaś, że Twoim pierwszym zadaniem było tworzenie treści na Facebooka. A jak to wygląda teraz? Czy to są głównie social media i teksty sprzedażowe, czy piszesz coś jeszcze?
Agnieszka: Głównie social media, ale też cała masa tekstów mocno sprzedażowych i do newsletterów. Zachęcam naszych klientów, żeby oprócz social mediów, oprócz Instagrama, fanpage’a itd., zapraszali swoją społeczność właśnie do newslettera. Nigdy nie wiemy, co się stanie z tymi social mediami. Wszyscy jeszcze pamiętamy słynną sytuację, kiedy nagle przestał działać Instagram, chyba to było z początkiem października 2021. Kiedy przez pół dnia nie było w ogóle nic, zapanowała panika, co się dzieje. Może świat już przestał działać, bo nie działa Instagram? W dużym potrzasku były wtedy marki, które prowadziły swoje kampanie sprzedażowe reklamami itd. właśnie w social mediach, na Facebooku, Instagramie.
Mając bazę newslettera, cyk pyk i już mail do ludzi leci. Komunikacja w jakiś tam sposób jest nadal utrzymana i jest taka bardzo spersonalizowana.
Jeżeli chodzi o newslettery, to pojawiają sie w nich głównie treści sprzedażowe.
Nie wiem, czy pamiętasz, jak nagrywałyśmy odcinek podcastu u mnie, do asystentki biznesów online. Właśnie tam mówiłam o tym, że piszę miesięcznie około 500 postów do social mediów moich klientów. Ale uwaga, od lutego 2022 – czyli teraz, kiedy nagrywamy ten podcast – zaszła u mnie spora zmiana, bo tych treści jest mniej więcej około 250, czyli schodzę w dół, dlatego że cały rozwój dosyć mocno poszedł mocno do przodu i mam więcej takich zadań wewnętrznych.
Wzięłam się też za realizację pomysłów, których mi nie brakuje, i przez najbliższe tygodnie prowadzę różne mastermindy, a to zabiera czas. Nadal piszę bardzo dużo moim zdaniem, ale głównie bardziej konkretne takie rzeczy, strategiczne dla klientów, natomiast dziewczyny z mojego zespołu robią resztę – fajnie się uzupełniają i fajnie mnie uzupełniają.
Content marketing – jak się planuje spójne treści?
Ewa: Rozumiem, że Ty koordynujesz cały ten proces treści do klienta. Kto się umawia z klientem na to, co się ma pojawiać w social mediach, w newsletterze albo na blogu? Ty czy osoba przydzielona do danego klienta?
Agnieszka: To zależy wszystko, jak współpracujemy. Bo w strukturze WorqAssist mamy minizespoły, które współpracują z określonymi klientami. To są zazwyczaj 3-4 osoby, które obsługują ciągle tych samych klientów. Tworzymy z każdym klientem harmonogram treści. Wykorzystuję przy tym takie moje autorskie narzędzie – Content Plan, w ramach którego tworzymy wszystko, co się zadzieje w danym miesiącu kalendarzowym, np. jakiś webinar i wokół tego webinaru, jakie będą posty przed, w trakcie, po, co się ma zadziać na Facebooku, na Instagramie, w newsletterze, jakie maile pójdą.
Wpisujemy to sobie bardzo hasłowo, a później siadamy już konkretnie, dostajemy wsad merytoryczny od klienta – co na tym webinarze będzie, dla kogo – i tworzymy wszystkie te treści. Nie są to tylko – powiedzmy – treści do social mediów, ale też te newslettery, czasem powiedzmy jakiś blog, post, wpis na bloga, który promuje zapisy na ten webinar. Tych treści jest całkiem sporo, natomiast później już w mniejszym zespole dziewczyny po prostu same się dzielą (głównie dziewczyny u mnie pracują, ale mamy też jednego chłopaka) i wszystko jest rozkładane na czynniki pierwsze i pisane.
Fizycznie po prostu nie jest się w stanie być u wszystkich i u wszystkich pisać te treści, więc teraz jest to mocno podzielone, ale tak podzielone, że u każdego klienta – i to myślę, że jest świetne – jedna lub dwie osoby są ciągle te same, dzięki czemu treści są później megafajne i spójne. Jak się otworzy Instagram klienta i przeczyta się pierwszy post i np. 12, to widać, że jest to spójne i że jest jakiś mianownik łączący to. Ten sam styl pisania.
Oczywiście ten styl poniekąd narzuca nam klient, więc na początku musimy się go po prostu nauczyć. Raz: jak klient sobie życzy, a dwa: jaki ma po prostu styl komunikacji swojej marki, to też jest bardzo ważne.
Ewa: Ta spójność, którą podkreślasz, jest bardzo ważna. Słuchając Ciebie, pomyślałam, że właśnie dzięki temu, że zaczynacie od takiego szerokiego planu, od spojrzenia na miesiąc z góry, to te treści są do siebie dopasowane. Nie jest tak, że webinar jest na temat X, a treści na Instagram o czymś zupełnie innym, tylko to wszystko się ze sobą łączy.
Agnieszka: Dokładnie tak. Mnie się bardzo podobają treści i marki, które są spójne. Takie, w których treści są spójne. Wymyślając cały zamysł harmonogramu treści – tego mojego narzędzia, które jest po prostu excelem zlokalizowanym na Dysku Google, do którego każdy w zespole ma do dostęp, włącznie z klientem – ustalamy takie duże kamienie, co takiego newralgicznego się zadzieje w danym miesiącu, i rozpisujemy po kolei wszystkie kanały.
Pierwszy kanał to jest blog – pod kątem SEO, pozycjonowania, pokazania marki. W ogóle w Internecie blog jest megaważny. Potem te wszystkie newslettery, bo to jest genialny sposób komunikacji z klientem. Dalej np. fanpage, jedna, druga, trzecia grupa na Facebooku, Instagram, relacje, LinkedIn, podcast, reklamy na Facebooku – jakie, kiedy, o czym idą, nowe produkty, kiedy mają w sklepie się pojawić, wszystkie dostępne rodzaj social mediów możemy wypisać.
W zasadzie w każdy momencie możemy coś dodać. Coś, co jest ważne dla naszego biznesu, jakiś kanał komunikacji. Ale oczywiście to, że wszystko jest w pliku, nie znaczy, że musimy być wszędzie. Kiedy klienci kupują ten content plan bez współpracy z nami albo po prostu dostają go w ramach współpracy, to jest takie: „Ojejku, to ja tak muszę wszystko wszędzie być?”. Nie, na tym to nie polega.
Chodzi o to, żeby tam, gdzie jesteśmy, wszystko było spójne. I tak jak wspominałaś, Ewa, przed chwilą: jeśli mamy webinar, to tedy – powiedzmy – startuje w poniedziałek 1. zapis na webinar i wszędzie po kolei, na fanpage’u, w grupie, na Instagramie, wszędzie idzie komunikat „Dzisiaj zaczynamy zapisy na webinar”. W tym momencie fajnie to wygląda, bo gdzie ten klient nie wejdzie, promujemy to samo i to jest bardzo właśnie spójne. O to właśnie chodzi.
Ewa: Mówi się, że klient powinien z danym komunikatem zderzyć się określoną liczbę razy. Zdaje się, że 7. Dopiero po tych 7. razach do niego dociera, że warto.
Agnieszka: Tak, to też racja.
Recykling treści – czym jest i jak go wykorzystać?
Ewa: Agnieszko, już wiemy, jak wygląda ta współpraca nad przygotowywaniem contentu: jak w tej przypowieści – najpierw wkładamy duże kamienie do słoika, dzięki temu potem zmieszczą się małe. Gdybyśmy zaczynali odwrotnie, potem może te najważniejsze rzeczy by się nie zmieściły.
Tak jak wspomniałaś, miałyśmy okazję nagrywać jeden podcast (ja tutaj przy okazji podam link do tego podcastu, bo jeszcze nie miałam okazji się nim pochwalić, bo to było jakoś tak przed świętami Bożego Narodzenia). Przy okazji tego podcastu przekonałam się, że genialnie potrafisz wykorzystać jeden materiał na kilka sposobów.
Naprawdę byłam pod wrażeniem. Po tym, jak nagrałyśmy podcast, z tego podcastu powstał i newsletter, i post do social mediów, i post na blog, i jeszcze właśnie sam podcast. To się nazywa recyklingiem treści.
Czy możesz opowiedzieć trochę o tym, na czym taki recykling polega? Jaka jest Twoja recepta na to, żeby wielokrotnie wykorzystać jedną treść, czy to dla siebie, czy to dla klientów? Gdybyś miała coś doradzić copywriterom, którzy dostają zadanie prowadzenia całego content marketingu (nie wiem, czy to jest zadanie dla copywritera, już tak samego, ale – powiedzmy – klienci są różni, czasami mają ograniczone budżety, może być tak, że ktoś dostaje takie zadanie, żeby tworzyć treści do wszystkich mediów, do newslettera). Jak sobie poradzić sprytnie dzięki recyklingowi?
Agnieszka: Przede wszystkim to mega ułatwia pracę i ogranicza zaangażowanie czasowe klienta w przygotowanie takiego merytorycznego materiału.
Przykładowo: klient np. przygotowuje webinar. Daje nam wsad merytoryczny, o czym będzie ten webinar, dla kogo on będzie itp., a później przeprowadza sam ten webinar na żywo i tutaj teoretycznie kończy się praca klienta. Wtedy wkraczam np. ja. Z nagrania webinaru, po pierwsze, mamy wideo. Możemy z wideo wyciąć audio – już mamy podcast. Możemy zrobić sobie transkrypcję i wykorzystać ją do blog posta. Z tej samej transkrypcji możemy zrobić wpisy w social mediach, np. zrobić taką serię złoteych myśli klienta, a pytania, które pojawiły się od uczestników, mogą być jakby kolejnymi wpisami na social mediach albo na blog, albo mogą pojawić się w newsletterze.
Jeśli te pytania są fajne, a klient w trakcie webinaru na nie odpowiedział, zawsze pada takie moje pytanie, czy ten temat był u Ciebie poruszany np. w innym webinarze, w jakimś podcaście, szkoleniu, a może w jakimś kursie online, który gdzieś tam jest na platformie, może jest w jakimś e-booku? Jeżeli mam odpowiedź twierdzącą, klient mnie skieruje: „Tak, w tym wideo to było”. OK, to ja sobie zrobię jeszcze transkrypcję z tego wideo albo wyciągnę ten tekst, skopiuję sobie z e-booka i lekko przerobię. Mamy w ten sposób genialny wpis na blog, czy też kolejne treści do social mediów itd.
Czyli tutaj mam tutaj taką sytuację, że content rodzi kolejny content automatycznie. Jest wtedy takie „easy, peasy, Japanasey”, jak ja lubię mówić. Takie bardzo proste.
Potem jak np. mamy ten webinar, to zawsze też warto zajrzeć w komentarze pod tym webinarem – tam jest taka kopalnia pomysłów na kolejne webinary, szkolenia, produkty, które są automatycznie odpowiedzią na potrzeby społeczności, która brała udział w tym konkretnym webinarze.
Ewa: Słucham Ciebie i mam ochotę złapać za notes i robić notatki. Zrobię to później, bo czuję się zainspirowana.
Przyznaję, że mam z tym problem. Jakoś tak wychodzę z założenia, że jedna rzecz to tak na jeden raz, a potem już nie może się nic powtórzyć. Wszystko musi być w ogóle nowe, świeżutkie itd. Natomiast to, co mówisz, jest genialne. Bo rzeczywiście ludzie mają pytania i wcale nie jest tak, że jeżeli już gdzieś raz na jakieś pytanie odpowiemy, to potem za chwilkę w innym medium albo nawet w tym samym ktoś nie zada go po raz drugi. Sama się o tym przekonuję.
W tym momencie szczyt moich możliwości, jeżeli chodzi o recykling treści, to jest nagranie podcastu, a potem zrobienie transkrypcji, i tyle. Potem patrzę na tą transkrypcję i ubolewam, że są tam takie długie zdania – ale wiadomo, język mówiony jest inny niż język pisany. Może rzeczywiście dobrym pomysłem byłoby zrobienie z tego posta na blog? Już nie mówiąc o wykorzystaniu w social mediach.
Teoretycznie to wszystko znam, widzę, jak robią to inni, ale sama jakoś tak nie do końca potrafiłam to ugryźć. Teraz, jak Ciebie słucham, to naprawdę czuję przypływ pomysłów. Muszę je za chwilkę sobie zapisać. Dziękuję ci bardzo za te cenne rady i inspiracje.
Może teraz tak troszeczkę z innej beczki. Przejdźmy jeszcze do takiego obszaru, jakim jest wirtualna asysta jako pomysł na dodatkową działkę dla copywritera. Ja zawsze namawiam moich kursantów do tego, żeby dywersyfikowali przychody. Żeby mieli jak najwięcej takich źródełek zleceń, żeby rozszerzali ofertę. I tak się zastanawiam, czy właśnie wirtualna asysta to dobry kierunek.
U Ciebie to było odwrotnie, od wirtualnej asysty do copywritingu jako takiej umiejętności, która poszerzy Twoją ofertę. A czy copywriter może pójść w kierunku wirtualnej asysty? Zastanawiam się, czy to by było dobre, bo wiem, że praca wirtualnej asystentki jest bardzo absorbująca, jest na wielu kierunkach. Trzba ogarniać i rzeczy techniczne, i administracyjne, i czasami z tego, co słyszałam, klienci w ostatniej chwili potrafią dorzucić jakieś zadanko.
Czy to jest dobry pomysł, żeby copywriter zajął się również wirtualną asystą?
Wirtualna asysta jako uzupełnienie oferty copywritera – czy to dobry pomysł?
Agnieszka: Wiesz co, Ewo, myślę, że to jest genialny pomysł. Dlatego że – tak jak mówisz – dywersyfikacja przychodów jest naprawdę fajna. W biznesie copy nie zawsze mamy fajne zlecenia. Czasem nazywając się wirtualną asystentką czy wirtualnym asystentem, możemy docierać do szerszego grona naszych odbiorców.
Jak patrzę na ogłoszenia dla wirtualnych asystentek, to coraz częściej w tych ogłoszeniach jest pisanie tekstów do social mediów, do newslettera, czy na blog, czy innych tekstów. Myślę, że jak najbardziej, to jest fajna sprawa.
Powiedziałaś, że trzeba mieć różne umiejętności itd. Nic nie trzeba. Coraz częściej się zdarza – i sama to też widzę, kiedy pracuję jako wirtualna samodzielna asystentka u moich klientów – że jestem ja w tym zespole klienta, ale też z drugiej strony jest jeszcze jedna i druga wirtualna asystentka, która ze mną nie ma teoretycznie nic wspólnego, ale tamta kolejna ogarnia super Active Campaign i w tym działa, kolejna osoba ogarnia jeszcze inny obszar, w którym – powiedzmy – też coś mogę zrobić, ale do końca nie chcę się w tym specjalizować i też po prostu nie ma czasu na to.
Tak samo widzę po agencji, jak w zespole pracujemy z dziewczynami – każda ma tam jakąś konkretną swoją działkę i każda w niej fajnie działa i wszystko dobrze wygląda, kiedy rozdzielamy sobie te nasze umiejętności i każda robi, to, co lubi. Oczywiście są też tacy klienci, którzy chcą mieć takie kompendium w jednej osobie.
Ewa: Człowiek orkiestra.
Agnieszka: Tak. To jest ostatecznie fajne, ale z drugiej strony trzeba pamiętać, że jak tej jednej wirtualnej asystentce dorzucimy tryliard zadań z różnej kategorii różnych, to raz: szybko się wypali (ale to też zależy od osoby), a dwa: może być tak sytuacja, że po prostu część rzeczy fajnie umie zrobić, a część rzeczy może być dla niej pewną nowością i tutaj o pomyłkę też nietrudno. To też jest kwestia tego, jak sobie to wszystko wewnątrz zaplanujemy, rozłożymy i jak podejdziemy do tego tematu.
Natomiast jeżeli jesteś copywriterem i szukasz odmiany, bo z jednej strony fajnie pisać teksty, ale z drugiej strony fajnie zrobić 30 minut przerwy i wskoczyć np. do Canvy, i zrobić grafikę w Canvie, to jest też genialne. Znajomość Canvy w wersji bezpłatnej spokojnie wystarczy do zrobienia jakichś podstawowych grafik na Facebooka czy Instagrama, czy do relacji w social mediach. Taka dodatkowa fajna umiejętność, którą można wykorzystać w połączeniu z copy, genialne połączenie. Myślę, że jak najbardziej warto się uczyć jakichś dodatkowych rzeczy, mieć jakieś ekstraskille i iść w tym kierunku.
Ewa: Czyli dla copywritera to jest szansa na różnorodność – na to, żeby robić też takie zadania, przy których może też trochę odetchnąć. Bo można pisanie kochać najbardziej na świecie, ale mózg ma swoje możliwości i niestety, ale pewnych ograniczeń nie przeskoczymy. Po kilku godzinach jesteśmy bardzo zmęczeni.
Tak słucham Ciebie i myślę sobie „Kurczę, jakie to jest niesamowite, że z jednej strony wcale nie musi być tak, że jedna osoba umie wszystko i robi wszystko. Sama się o tym przekonałam, jak robiłam pierwszą rekrutację, na którą nikt się nie zgłosił może właśnie dlatego, że szukałam człowieka orkiestry. Rok później dorosłam do tego, żeby szukać ludzi z różnymi specjalizacjami, dlatego teraz zaznaczyłam, że mogę równie dobrze zatrudnić jedną osobę od tego, np. jedną od researchu, a drugą od właśnie mailingu.
Z drugiej strony cały czas mam w głowie taką wizję wirtualnej asystentki jako kogoś, kto ogarnia po prostu wszystko. I tak się zastanawiałam, czy copywriter, który i tak ma jednak bardzo angażującą intelektualnie i czasowo pracę, czy jest w stanie sobie jeszcze dołożyć takich zadań. I to jest właśnie ta mądrość – wcale nie musi dokładać sobie wszystkiego. Może sobie wybrać czy kolejny obszar, czy być jedną z osób w zespole, które zajmują się oprócz pisania tekstów, chociażby wykonywaniem grafik. Wcale nie jest tak, że za chwilkę zostanie zarzucony pracą, której nie lubi.
Zresztą ostatnio ktoś mi opowiadał o bardzo mądrze zarządzanej firmie, w której właśnie panuje taka zasada, że pracownik przez 80% czasu robi to, co lubi, w czym jest naprawdę dobry. Dzięki temu wszyscy są bardzo efektywni. I tu rzeczywiście copywriter jako taka wirtualna pomoc, jako specjalizacja w wirtualnej asyście, to miałoby sens, prawda?
Agnieszka: Dokładnie. Sama np. miałam ostatnio taką sytuację, robiąc też rekrutację u mnie w WorqAssist. Nowa osoba w zespole, swoją drogą genialny copywriter, teoretycznie potrafi zrobić wszystko. Zrobi i grafikę i postawi landing page, napisze na niego teksty, włoży te teksty tam, zrobi korektę, zrobi redakcję, sprawdzi, czy wszystko działa, ustawi newsletter, ustawi autorespondery itd. Ale była taka informacja od tej osoby: „Słuchaj, ja to wszystko potrafię zrobić, ale ja tak najbardziej lubię pisać”. I w tym momencie wiem, żeby tę osobę wrzucać w takie zadania, do tych klientów, gdzie głównie będą treści. Oprócz tego ma też inne zadania, które gdzieś tam odmóżdżają ją w ten sposób, że nie tylko siedzi w tych tekstach i pisaniu.
Współpracując z klientem, warto właśnie wiedzieć i powiedzieć wprost klientowi: „Potrafię zrobić to i to, ale w tym najlepiej się czuję i to po prostu uwielbiam robić”. To też jest fajne, taka po prostu szczerość już na wstępie czy w trakcie współpracy, gdy pojawiają się różne zadania.
Ewa: Tak, jak najbardziej jestem fanką szczerości i dlatego też od razu pytałam w ankiecie, co lubisz robić, które zadania lubisz robić, których po prostu nie lubisz. Myślę, że to jest ważna rzecz, którą warto wziąć pod uwagę przy przydzielaniu zadań.
Agnieszko, jesteś wirtualną asystentką, jesteś copywriterem, ale jesteś też szefową, przedsiębiorcą, właścicielką firmy, agencji, która co jakiś czas rekrutuje. Mam wrażenie, że co chwilę gdzieś mi migają Twoje posty, że znowu szukasz osób do współpracyo takie złote rady dla copywriterów szukających zleceń i starających się o kolejne współprace. Może masz jakieś cenne wskazówki dla osób zajmujących się pisaniem, które szukają zleceń.
Co Ty jako przedsiębiorca, który szuka współpracowników, cenisz sobie u kandydatów? Na co zwracasz uwagę?
Copywriter poszukiwany – co jest ważne dla klienta?
Agnieszka: Dzisiaj chyba sprawdzam przede wszystkim portfolio. W mojej karierze miałam do czynienia z różnymi osobami i miałam takie sytuacje, gdzie zatrudniłam kogoś i teoretycznie ktoś powinien fajnie pisać itd., a wychodziło to różnie. Więc przede wszystkim sprawdzam portfolio – czytam kilka tekstów, żeby zobaczyć, czy to jest na pewno to.
Na taką ostatną grudniową rekrutację zaprosiłam m.in. kilka osób z Twojej bazy copywriterów. I nie zawiodłam się, mam w zespole teraz osoby, które piszą naprawdę genialne teksty i teraz np., gdy mam coraz mniej czasu, skupiam się właśnie na tych konkretnych sprawdzonych osobach. Więc fajnie też iść za jakimiś poleceniami kogoś z branży itd.
Z drugiej strony miałam takie osoby, które nie skończyły żadnych kursów, ani copywriterskich, ani na wirtualną asystentkę, ale w oferowały, że mogą po prostu pisać, miały jakieś tam niewielkie portfolio i okazało się być takimi perełkami. Wymiatają jak rasowy copywriter, nie mając w ogóle takiego copywriterskiego warsztatu. Myślę, że to jest wrodzony talent, a ja mam szczęście po prostu do takich osób i je przyciągam.
Poza tym jeżeli ktoś coś lubi robić, ale tak z głębi serca, to się wtedy fajnie sprawdza.
Podsumowując to pytanie: dziś priorytetem dla mnie jest po prostu sprawdzenie portfolio.
Ewa: Czyli potwierdzasz to, że nie certyfikat jest najważniejszy, tylko portfolio.
Właśnie parę dni temu miałam spotkanie z moimi kursantami, pierwszą sesję pytań i odpowiedzi, i padło właśnie pytanie, czy copywriter musi mieć certyfikat. Powiedziałam, że mi się nigdy nie zdarzyło, żeby ktoś powiedział: „Zaraz, zaraz, zanim pani napisze tekst, proszę mi okazać certyfikat, że pani ma do te. A, może nawet jeśli tak było, to teraz już nie pytasz o to, tylko pytasz przede wszystkim pokaż mi swoje teksty i na tej podstawie ocenimy.
Agnieszka: Dokładnie tak. Szczerze mówiąc, ja nawet nie mam zielonego pojęcia, jakie wykształcenie, jakie studia np. czy jaką średnią szkołę, jakie kierunki skończyły dziewczyny w zespole. Ostatnio mi się zdarzyło zapyta, czy któraś jest po finansach czy z czymś takim, bo mamy klientkę, która w takim kierunku działa i fajn, gdyby ktoś się znał na rzeczy i miał pojęcie na dany temat, dlatego że tak jest łatwiej pisać takie teksty. Ale poza tym nie wiem. Nie wiem, jakie mają wykształcenia, czym tam wcześniej zajmowały się zawodowo i szczerze mówiąc, tak średnio jest taka wiedza mi potrzebna, bo w zasadzie chodzi o to, co mamy tu i teraz.
Ja np. z założenia powinnam być księgową, siedzieć w jakimś biurze rachunkowym i klepać faktury, a to nie dla mnie. Zrobiłam jakieś kursy, czegoś się tam nauczyłam i robię coś totalnie innego niezwiązanego z księgowością. Ale wiadomo, jak się prowadzi firmę, to księgowość jakąś trzeba prowadzić. Pod tym kątem się przydaje i te pieniądze na te studia nie są pieniędzmi wyrzuconymi.
Ale żadne certyfikaty nie są potrzebne. Liczy się to, co się po prostu umie w chwili obecnej na rynku.
Ewa: Czyli przede wszystkim umiejętności, które widać w portfolio. A jeśli chodzi o jakąś postawę, np. to jak osoba z Tobą rozmawia, to jak się z Tobą kontaktuje, co jest mile widziane?
Agnieszka: Do tego chyba tak indywidualnie podchodzę. Np. gdy wybieram osobę do zespołu, mamy spotkania rekrutacyjne itd., to dla mnie ważne jest to, żeby taka osoba była otwarta, ale mam różne osoby w zespole – są osoby bardzo otwarte, są też osoby nieśmiałe; osoby, który są duszami towarzystwa albo są bardzo stonowane, więc myślę, że to nie ma znaczenia. Ważne jest otwartość i umiejętność samodzielnego działania.
Mamy klientów, którzy lubią, gdy wychodzi się i mówi: „Słuchajcie, zrobilibyśmy to, to i to, a potem może jeszcze to”, tak żeby ta osoba wyszła i powiedziała, co myśli. Bo czasami klienci pytają nas o zdanie. I ja nie mam żadnych ogródek, by powiedzieć klientowi: „Wiesz co, to będzie beznadziejne i nie wypali”.
Czasem klienci są zszokowani z jednej strony, ale z drugiej strony, jak rzeczywiście się staramy, treści są genialnie przygotowane, a suma sumarum akcja jest jednym niewypałem, to jest: „Kurczę, miałaś rację, to jeszcze nie ten etap, kiedy mogę wystrzelić z czymś takim do moich klientów”.
Klienci czasem oczekują od nas wszystkich, nie mówię już tylko o WorqAssist, ale w ogóle o wirtualnych asystentkach, żeby iść do nich i po prostu powiedzieć, co myślimy o niektórych pomysłach. Bo niektóre są genialne, a inne mogą wyjść różnie. Przede wszystkim szczerość, to jest takie najważniejsze.
Tak czy siak, prędze czy później to, że ktoś tam coś naściemniał – nieładnie mówiąc – w portfolio, to wyjdzie. To po prostu widać już na pierwszy, drugi rzut oka, jak zaczniemy współpracę.
Ewa: Potwierdzam z perspektywy klienta. Rzeczywiście też marzę o takiej osobie, która mi szczerze powie, która mi trochę doradzi, która mnie trochę przypilnuje. Potwierdzam, że proaktywność to bardzo cenna cecha.
Zastanawiam się za to nad taką jedną rzeczą. Masz agencję, zatrudniasz ludzi, więc potencjalnie jesteś takim – przepraszam za brzydkie słowo – „celem”, taką osobą, do której można tak na ślepo spróbować wysłać mail z propozycją „Czy nie byłaby pani zainteresowana moimi usługami?” Powiedz mi, bo to też jest częste pytanie początkujących copywriterów: „Jak ja wyślę gdzieś swoją aplikację czy swoją propozycję współpracy, to czy to zaraz nie będzie odebrane jako spamowanie” Jak Ty to widzisz?
Gdyby napisał do Ciebie copywriter, chociażby absolwent mojego kursu, i zaproponował: „Widzę, że zajmuje się pani takimi rzeczami, a ja akurat piszę, zajmuję się tworzeniem treści, czy mógłbym wesprzeć w takim i takim zakresie”, to jakbyś to odebrała? Zdenerwowałabyś się, że ktoś zaśmieca Ci skrzynkę i w ogóle jak śmie, bo przecież prawo itd., czy spojrzałabyś na tę ofertę jednak ofertę, czy może na razie takie zapytanie, przychylnym okiem?
Agnieszka: Wiesz co, pierwsza moja myśl, jak zaczęłaś to pytanie: zapraszam wszystkich kursantów Ewy Szczepaniak do kontaktu na kontakt@worqassist.com. Jeżeli jesteś po jej kursach, zapraszam, wyślij mi maila. Bardzo chętnie się z tobą skontaktuje i porozmawiamy. Zespół się rozszerza, wpotrzebujemy dobrych copywriterów, a tutaj jestem pewna, że jeżeli jesteś po tym kursie, masz dobry warsztat.
Ja jestem osobą dosyć otwartą. Wiem oczywiście, że RODO itd., są różne kwestie związane z tym, czy wysyłać tą ofertę, czy to jest legalne itd. Są tam różne przesłanki za i przeciw, takie prawne stricte. Natomiast ja nie mam z tym najmniejszego problemu i szczerze mówiąc, sporo takich maili dostaję. Z góry przepraszam wszystkie osoby, którym jeszcze nie odpisałam, jestem na etapie czytania tych maili, zbierania ich i na pewno mam nadzieję na dniach, tygodniach odpisać.
Raz, że szykuję się do kolejnej rekrutacji, a dwa, że nie mam po prostu czasu. Ale jak najbardziej jestem za tym, żeby pisać takie maile.
Kwestia jest też taka, że różnie można tego maila napisać i klienci mogą różnie zareagować na takiego maila.
Np. znalazłam treść jakiegoś klien. Albo wchodzę na stronę internetową (stawiam też strony na WordPressie) i myślę: „Kurczę, ale ma ciężkie zdjęcia, w ogóle nieskompresowane, niezoptymalizowane”. pPyk, mogę wysłać maila: „Tutaj ma pan tamto, siamto, tutaj mogłabym zrobić to i to, jeżeli byłby pan zainteresowany współpracą, to zapraszam do kontaktu”.
Jeden to doceni: „Wow, znalazła to, zwróciła uwagę, nie pomyślałem o tym, może kogoś takiego potrzebuję”, to może być strzał w dziesiątkę. Ale z drugiej strony może być taka osoba, która sobie pomyśli: „Kurczę, jaka wredna, wytyka mi błędy”. Można to dwojako rozumieć. Można ryzykować, a można tak powściągliwie do tego podchodzić i szukać po prostu gotowych ofert i gdzieś tam wysyłać. Sporo firm ma jakieś otwarte formularze kontaktowe na stronach internetowych, więc skoro jest formularz na stronie, to myślę, że warto wysłać swoją ofertę. „Dzień dobry, robię to i to, jeżeli byłby pan/pani zainteresowana moimi usługami, zapraszam do kontaktu. Tu przesyłam link do mojej oferty, tutaj do portfolio”. Myślę, że na tej zasadzie byłoby spoko.
Ewa: Ja z kolei jestem zwolenniczką takiego podejścia, że warto też pokazać jednak, co mamy do zaoferowania. Każdy może napisać – o czym sama zresztą mówiłaś wcześniej – że zajmuje się czymś tam, a potem w praniu wychodzi, że może i się zajmuje, ale mało kompetentnie.
Namawiam kursantów, żeby pokazali próbkę swoich umiejętności. Ale też sam mail można napisać w taki sposób, że wychodzi na wytykanie błędów, a można to napisać w taki sposób, żeby przebijała z tego troska. Oczywiście, że nigdy nie mamy gwarancji, jak klient tp odbierze, bo jak wiemy, ludzie są różni, czasem mają po prostu kompleksy. Jeżeli ktoś jest przekonany o własnej nieomylności, to taki mail może zostać źle odebrany. Myślę jednak, że kiedy wychodzimy z jakąś próbką, z troską i z tym że pokazujemy swoje zaangażowanie i że wchodzimy w temat, to jest jednak szansa, że klient się zainteresuje.
Ale rzeczywiście też to, co mówisz: jeżeli ktoś ma otwartą rekrutację, ma wręcz na stronie formularz „Zostaw nam swoją ofertę, to my chętnie się jej przyjrzymy”, to warto z tego skorzystać. Pwnie będzie jakiś dalszy etap, gdzie będzie okazja pokazania umiejętności, prawda?
Agnieszka: Dokładnie.
Ewa: Agnieszko, bardzo Ci dziękuję za wszystkie rady i za wszystkie inspiracje, i dla mnie, i dla naszych słuchaczy. Powiedz jeszcze na koniec, gdzie można cię znaleźć. Wiem już, że copywriterzy mogą do Ciebie pisać, ale powiedz, czy może się rónież do Ciebie odezwać osoba zainteresowana działalnością jako wirtualna asystentka?
Agnieszka: Jak najbardziej. Oczywiście. Można wskoczyć najprościej na worqassist.com albo napisać bezpośrednio maila na kontakt@worqassist.com. Aktualnie prowadzę mastermindy z warsztatem dla wirtualnych asystentek, na którym działam z uczestnikami od podstaw lub już zaawansowanym poziomem rozwoju w wirtualnej asyście. Mam też szkolenia.
Np. jesteś copywriterem i chcesz np. rozszerzyć swoją ofertę o wspieranie klientów np. na Facebooku, na ich fanpage’u i np. na Instagramie i być w jakimś tam sensie wirtualną asystentką / wirtualnym asystentem, to tutaj możesz iść bardziej od takiej strony technicznej i od takiej praktycznej. Np. mam takie 2 szkolenia, w których pokazuję krok po kroku: „Słuchaj: wchodzisz na fanpage, tak zmienisz to zdjęcie, tak dodasz post, a tak zrobisz to, tamto”. Bo wbrew pozorom to, że mamy swoje prywatne konto na Facebooku i postujemy tam raz na jakiś czas czy wrzucamy czyjś post, nie znaczy, że potrafimy obsługiwać fanpage i nie wiadomo co jeszcze na tym Facebooku jest.
Ja w swoich szkoleniach pokazuję takie proste rzeczy, bo kiedy kilka lat temu ja zaczynałam, to tego mi nikt nie pokazał. Pokazali mi: „Jest Facebook, możesz tam pisać posty, planować je dla klientów”. Ale nikt mi nie pokazał, jak to zrobić, jak wykorzystać Creator Studio, jak zaplanować post na Instagramie, czy w ogóle jest taka opcja.
To są takie pytania, któreczęsto się pojawiają. Mówiłyśmy wcześniej o tej opcji „Jestem copy i może będę WA” – myślę, że można z takiego szkolenia skorzystać i dzięki niemu rozszerzyć ofertę.
Prowadzę też konsultacje – teoretycznie dla wirtualnych asystentek, ale na nich często dzieje się taki kosmos, jak to dziewczyny czasem określają. Odkrywamy takie nowe obszary, w których mogą działać dla swoich klientów, a które nie wymagają jakichś specjalnych nakładów pracy czy zdobywania nie wiadomo jakich umiejętności. Często po prostu coś wiemy, umiemy, ale nie jesteśmy tego świadome. Podczas tych konsultacji skupiam się właśnie na odkrywaniu tych naszych ukrytych mocy.
Mogę zaprosić na takie spotkania albo do kontaktu mailowego. Zawsze odpiszę, potrafię coś doradzić, mam nadzieję, że trafnie. Takie przynajmniej dostaję opinie i ufam ludziom, którzy mi je dająi brnę w to dalej. Jak najbardziej zapraszam do kontaktu.
Ewa: Dziękuję Ci bardzo. Słuchając Ciebie, pomyślałam, że jesteś trochę takim coachem kariery, można powiedzieć. Pomagasz szlifować diamenty, wydobywać mocne strony i działać później na nich.
Z kolei kiedy opowiadałaś o tym swoim produkcie pokazującym, co i jak można zrobić na Facebooku, miałam taką nieodpartą myśl, że to jest nie tylko produkt dla osób, które chcą wchodzić w wirtualną asystę. Często osoby, które przychodzą na mój kurs, mówią: „Jak teraz mam być copywriterem, to chyba muszę być w social mediach, a ja nie mam pojęcia, co się tam robi”. I właśnie dla takich osób, które też teraz dopiero stawiają pierwsze kroki na Facebooku, jeszcze nie mają swojego prywatnego konta, a czują, że powinny mieć, bo dzięki temu mogą dotrzeć do klientów, to jest być może jakiś pomysł na to, żeby pójść do Ciebie i skorzystać z takiego produktu.
Agnieszka: No właśnie. Kurczę, mam teraz tak jak w tym memie, który przytaczam wszędzie. Mam takie „WHOA!” z tyłu głowy. Chyba zmienię nazwę tych szkoleń na „dla wirtualnej asystentki i nie tylko”.
Ewa: Tak, ja myślę, że to dla każdego freelancera, który czuje potrzebę zaistnienia w mediach społecznościowych, a jeszcze nie za bardzo wie, jak się do tego zabrać.
Pamiętam, jak zaczynałam na Facebooku. Wcześniej prowadziłam już dwie firmy przed tą firmą, którą mam obecnie, i nigdy nie byłam w mediach społecznościowych. Jak zaczęłam Tekstownych, weszłam na Facebooka, bo wiedziałam, że tak trzeba. Patrzę, a ludzie mi tu łapki wciskają, i tak myślałam, że to chyba znaczy, że ktoś mi już nie odpowie, tylko tak mi pokazuje, że przeczytał ten post. Naprawdę wszystkiego uczyłam się od takiego poziomu. Pewnie byłabym przeszczęśliwa, gdybym mogła dostać w ręce taki produkt, gdzie by mi pokazali: „Wiesz, jak ktoś Ci odpowiada, to możesz… Tu się planuje posty, a tu się robi coś tam… A ta grafika to ma mieć takie rozmiary”, żebym ja już nie musiała potem szukać przez pół godziny właściwie, dlaczego mi to zdjęcie się brzydko wyświetla. Supersprawa taka podpowiedź.
Agnieszka: Powiem Ci, że ja lubię takie skondensowane rzeczy i w zasadzie pomysł na te wszystkie szkolenia narodził się z tego, że kiedy zaczęłam tworzyć zespół, dziewczyny pytały: „A jak zrobić to, a jak zrobić tamto?”. OK, 2 minuty, nagrałam wideo: „Słuchaj, tu klikasz, tam klikasz, dzieje się to, siamto. Uważaj na to, bo może to się wykrzaczyć”. I tyle. Krótko, zwięźle i na temat. I w momencie, gdy stuknęło mi takie setne wideo nagrane dla dziewczyn, pomyślałam sobie: „Kurczę no…”.
Ewa: Dlaczego by tego nie wykorzystać, nie? Właśnie. Dobro trzeba puszczać w świat. Skoro pomaga dziewczynom, to znaczy, że pewnie jest jeszcze więcej takich osób, które by tego potrzebowały.
Agnieszka: Dokładnie.
Ewa: Fajnie, że tutaj właśnie wchodzisz w produkt od dołu, a nie z głowy, na zasadzie: „Wymyśliłam sobie, że zrobię to, to zrobię, a czy ktoś będzie tego chciał, czy nie, to się okaże”.
Agnieszka: No właśnie.
Ewa: Dziękuję Ci bardzo. Jeszcze raz dziękuję Ci bardzo za rozmowę, za wszystkie inspiracje, za wszystkie rady. Wszystkich naszych słuchaczy zachęcam do kontaktu. Agnieszka jest przesympatyczną osobą i bardzo życzliwą. Jestem pewna, że wam pomoże, jeżeli będziecie chcieli o coś zapytać.
Agnieszka: Bardzo dziękuję.
Ewa: Jeszcze raz. Bardzo, bardzo dziękuję.
Agnieszka: Bardzo mi miło. Dziękuję jeszcze raz za zaproszenie do udziału w tym podcaście i mam nadzieję, że do zobaczenia gdzieś tam w internetach.
Ewa: Pewnie. Do zobaczenia. Do usłyszenia. Do napisania. Cały czas jesteśmy w kontakcie.
Agnieszka: Dzięki bardzo. Cześć.
Ewa: Dzięki.
I to już wszystko w tym odcinku. Jeśli temat wirtualnej asysty Ci zainteresował, to zachęcam do kontaktu z Agnieszką — znajdziesz ją na stronie worqassist.com i w mediach społecznościowych — wszystkie linki podam Ci w opisie tego odcinka.
Tradycyjnie zapraszam Cię również do naszych miejsc w sieci: do bazy wiedzy na stronie tekstowni.pl i do naszej grupy na FB — do grupy Tekstowni.
No i nie zapomnij — jeśli jeszcze tego nie zrobiłeś — subskrybować podcastu. Nie przegapisz dzięki temu kolejnych odcinków.
Do usłyszenia!
Miejsca, w których znajdziesz Agnieszkę Pojdę:
- strona WWW: worqassist.com
- Instagram: @worqasssist
- FB: @WorqAssist
- kontakt: kontakt@worqassist.com
Posłuchaj również podcastu Agnieszki na temat copywritingu w pracy wirtualnej asystentki: https://worqassist.com/wirtualna-asystentka-ktora-pisze-czyli-czy-warto-rozwijac-sie-w-copywritingu/