Czy Ty też tak masz? Patrzysz, jak to ludzie sobie teraz pracują z domu. „Ale im dobrze” – myślisz. – Wolność, nie ma szefa nad głową, pracują, kiedy chcą”. W pewnym momencie wpada Ci do głowy pomysł: „Zostanę copywriterem!”. Wiesz co? Zanim rzucisz etat, przeczytaj ten tekst.
Nie będę Cię czarować. Żywot copywritera freelancera – jak wszystko na świecie – ma swoje jasne i ciemne strony. Mam nadzieję, że ten post, w którym odpowiadam na pierwsze 2 pytania (z 6) zadane swego czasu w mojej grupie na FB, rozjaśni Ci co nieco i pomoże podjąć najlepszą decyzję.
Jak zwykle w tekstach tego rodzaju zaznaczam, że wszelkie plusy, minusy i inne przemyślenia są moje, subiektywne i można się z nimi nie zgadzać.
Cd. artykułu pod grafiką >>
Freelance czy etat? Oto jest pytanie!
Jestem freelancerką od 12 lat i przyznam Ci się do czegoś. Co jakiś czas marzę o etacie. Otwieram wtedy wszystkie znane mi serwisy ogłoszeniowe i „szukam pracy”. „Szukam” w cudzysłowie, bo poza przeglądaniem i wyobrażeniem sobie, jak by to było, nie robię na ogół nic. No dobra, raz zrobiłam – wysłałam CV. Ale powiedzieli, że mnie nie przyjmą, bo… nie mają sumienia („Szkoda by było pani talentu”).
No więc „szukam” tej pracy, bo mam dosyć. Czego? Wszelkich minusów „bycia na swoim”. Ich lista prezentuje się następująco:
-
Pewność niepewna, za to niepewność masz jak w banku
Na etacie wszystko jest jasne. 5 dni pracy, wypłata na czas, zawsze w tej samej wysokości. Freelancer – zwłaszcza początkujący, taki, który nie dorobił się jeszcze stałych, przewidywalnych klientów – nie ma tego komfortu. Raz jest więcej zleceń, raz mniej.
Co ciekawe, tak to się jakoś układa, że są okresy posuchy, kiedy utrzymanie biednego wolnego strzelca stoi pod znakiem zapytania, a po nich, ni stąd, ni zowąd, następuje czas klęski urodzaju. I człowiek sam już czasem nie wie, co gorsze.
-
Wszystko na Twojej głowie
Na etacie zadania masz „podane na tacy” – pracujesz na konkretnym odcinku, masz konkretny zakres obowiązków, a o resztę martwią się inni.
„Na swoim” nie ma tak dobrze. Jako freelancer musisz łączyć etaty: wykonawcy usług (np. copywritera), marketingowca, PR-owca, handlowca pozyskującego klientów, informatyka, sprzątaczki, czasem księgowej, sekretarki, managera do spraw wszelakich.
Echhh, głowa czasem puchnie, ręce opadają i ma się ochotę wyć do księżyca.
-
Chce się do ludzi
Jeśli jesteś ekstrawertykiem, cóż… z lekka przechlapane. Jeśli introwertykiem, to już lepiej, ale i introwertykom czasem po prostu chce się do człowieka. Widuję w różnych grupach facebookowych posty w rodzaju „Jak sobie radzicie z tym, że cały dzień siedzicie same?”.
Znajomi w realu – fajnie, będą baaaardzo pomocni, ale jeśli zapragniesz wygadać się komuś z problemów zawodowych, a oni akurat nie są w temacie… no to wiesz…
-
Luz blues – zdrowie siada, tyłek rośnie
Ojjj, trzeba duuużo samodyscypliny, żeby zdrowie nie ucierpiało (ech, ten kręgosłup i jego wymagania!) i kochanego ciałka nie było coraz więcej. No bo wiesz, jak to jest…
Nie wychodzisz do ludzi, więc i ubrać elegancko Ci się nie chce (że o makijażu już nie wspomnę), za to wszystkie smakołyki, które zazwyczaj leżą w kuchennych szafkach, są na wyciągnięcie ręki.
Zastój w pomysłach? Batonik.
Klient Cię wkurzył? Ciasteczko.
Dziobiesz teksty na nudny temat i masz już dość? Lody na pocieszenie.
Dresy, w których zazwyczaj siadasz do pracy, znoszą wszystko cierpliwie. Ale nadchodzi taki dzień, kiedy próbujesz wbić się w ulubione jeansy, a wtedy… Ups! No jak to się stało?!
-
Masz najgorszego szefa na świecie
Mówi się, że na freelansie sam decydujesz o swoim czasie, bo nie masz nad głową szefa, nie musisz podpisywać listy i takich tam. Ale jeśli sam sobie nie zaczniesz szefować surowo i bezwzględnie, to za długo na tej wolności nie pociągniesz.
I tak oto masz jednak szefa – najukochańszego, a jednocześnie najgorszego na świecie, bo niby pozwala, ale robotą zarzuca, pospać nie da, a czasem i noc każe zarwać.
-
ZUS bezlitośnie czeka na swoją dolę
Mój niegdysiejszy biznes redaktorski wykończyło właśnie to. Nie dlatego, że nie miałam z czego płacić. Ale dlatego, że ZUS za 1 miesiąc oznaczał redakcję ponad 160 stron albo korektę 400 za darmo! (Uwaga! Przeliczałam wg stawek sprzed 6 lat. Obecnie ZUS jest o 300 zł droższy!). I tego to już psychicznie udźwignąć nie mogłam.
(Na copywritingu wychodzimy lepiej. Jakieś 7 dwustronicowych artykułów [wartościowych; nie precli!] powinno załatwić sprawę).
Pewnie, że i na etacie państwo zabiera Ci to i owo, ale: po pierwsze, nigdy nie widzisz tych pieniędzy, a czego oczy nie widzą, tego sercu nie żal.
Po drugie, to, co potrąca Ci pracodawca na ZUS i podatki, jest proporcjonalne do Twoich zarobków. „Na swoim” nie ma tak dobrze. O ile podatek to procent od dochodu, o tyle ZUS już niekoniecznie. Składki mają stałe wysokości i nikogo, naprawdę nikogo to nie obchodzi, czy w danym miesiącu Cię na nie stać. A w momencie, kiedy dochodzisz do pełnego ZUS-u, który obecnie bez skłądki chorobowej wyniosi 1354,64 zł… ojjjj, boli barrrrrdzo.
Na szczęście są na freelansie i takie rzeczy, które mogą Ci (choćby częściowo) wynagrodzić niedogodności. No więc tak:
-
Nie musisz się tłumaczyć, że coś musisz
No dobra. Masz najgorszego szefa. Takiego, który goni Cię do pracy. Ale jedno trzeba temu surowemu szefowi przyznać: jak potrzebujesz wyjść, to wyjdziesz i nie będziesz się tłumaczyć. Jakaś wizyta u lekarza, spotkanie, które wyjątkowo wypadło w godzinach pracy, sprawa rodzinna – praca ustąpi życiu. Masz wieczór, noc. Lekko nie będzie, ale wiesz, że nadrobisz.
-
Środowisko pracy takie, jakie chcesz mieć
No, przynajmniej teoretycznie.
Z opowieści wiem, jak to dziś często wygląda w biurach – pokoje pełne ludzi, radio grające cały dzień, małe boksy. Z ogłoszeń znam piwne piątki i obowiązkowe imprezy integracyjne. Co kto lubi, ale mi by to nie pasowało. Do pisania potrzebuję ciszy, skupienia, samotności i tego nie przeskoczę. W domu mi dobrze.
-
Nie ma rutyny, jest rozwój
Mam porównanie: 11 lat na etacie i 12 na swoim (tak, tak, wcześnie zaczęłam). Z ręką na sercu: przez pierwsze 11 lat nie rozwinęłam się nawet w 1/5 tak jak od czasu, kiedy to ja zarządzam swoją pracą. Zarządzam raz lepiej, raz gorzej (najczęściej gorzej niż lepiej, niestety), ale właśnie dzięki temu się uczę.
Widzę, że muszę coś zmienić, bo… się zaoram / ludzie mi wejdą na głowę / będę miała permanentnego doła / nie dam rady ze zleceniami / nie podołam ambitnemu zadaniu / nie przetrwam na rynku itd. A zatem szukam i uzupełniam obszary, o których istnieniu do niedawna nie wiedziałam.
Marketing, zarządzanie sobą w czasie, planowanie, asertywność, praca nad nawykami, że już nie wspomnę o tonach wiedzy merytorycznej, przekopywaniu się przez miliony źródeł, kursach i książkach, którym zawdzięczam to, co dziś wiem.
Na etacie to tak nie działa (nie działało u mnie). Powtarzalne zadania, rutyna, ściśle wyznaczone granice odpowiedzialności – no i więcej już się nie chce.
-
Rośnie Ci wiara w siebie i poczucie własnej wartości
Wreszcie widzisz, że możesz, potrafisz, coś Ci się udaje (no pewnie, że nie zawsze – jak w każdej pracy są dni, kiedy wszystko się wali i jedyne, na co masz ochotę, to zakopać się pod kołdrą). A to miłe słowo od klienta, a to jakiś życzliwy komentarz w mediach społecznościowych, a to chwila, kiedy na konto wpływa większa sumka za szczęśliwie dokończony projekt.
Czujesz, że masz wpływ na to, co się wokół Ciebie dzieje. Że to, co robisz, ma sens. Jakoś tak bardziej siebie lubisz. Jakoś tak bardziej sobie ufasz. I jakoś tak wierzysz, że możesz osiągnąć jeszcze więcej.
-
Ty decydujesz
Nie powiem, że nic nie musisz. Musisz płacić podatki i ZUS – to już wiesz. Musisz (no, powinieneś) wywiązywać się z umówionych zadań i terminów. Ale nie musisz brać prac, których robić nie chcesz. Nie musisz wykonywać bzdurnych poleceń dodatkowych. Nie musisz użerać się z osobą, z którą po prostu nie masz ochoty się użerać. Ty decydujesz, z czym Ci po drodze. I to jest mega!
-
Poznajesz różnych ludzi, różne biznesy, współtworzysz różne projekty
Kontaktu z ludźmi na żywo masz mało, ale za to online naprawdę się dzieje. Każdy dzień jest inny, każdy klient jest inny. Nawiązują się całkiem sympatyczne znajomości, opisujesz rzeczy, które zmieniają także Twoją rzeczywistość – inspirują, zaciekawiają, wciągają. Twój świat wcale nie ogranicza się do 4 ścian Twojego biura.
-
Pracujesz na SWOJĄ markę
I to jest to, na czym zawsze kończy się moje „poszukiwanie pracy”. Czytam ogłoszenia i myślę: „Fajne zadania. W sumie wszystko to, co teraz robię”. I tu pojawia się myśl: „Tak, tylko będę to robić dla kogoś. A teraz pracuję na swoją markę”.
A to jest wielka sprawa TWORZYĆ coś własnego.
- Humanista na freelansie, czyli jak (i czy warto) zostać dziennikarzem, korektorem, copywriterem Artykuł, w którym hojnie dzielę się swoim doświadczeniem z różnych wolnych zawodów.
Praca copywritera – zalety i wady
Jeśli zdecydujesz, że freelance to coś dla Ciebie, czas na kolejną decyzję. Teraz musisz wybrać, co właściwie będziesz robić. Możesz zająć się copywritingiem, ale też np. grafiką, fotografią, tworzeniem stron, wirtualną asystą, pracą przy projektach, księgowością i wieloma, wielooooma innymi rzeczami.
Każdy z tych zawodów ma swoje zalety i wady. Zawód copywritera również.
Im dłużej nad nim myślę, tym bardziej mam wrażenie, że najtrudniejsze jest to, że mogą nam się trafić różne tematy. Dobrze, bo wiedza, bo horyzonty, bo poznajesz rzeczy, o których nie miałeś pojęcia. ALE…
No powiedzmy sobie szczerze: nie dla każdego napisanie np. 50 artykułów o stopach stali i brązu będzie przyjemnością.
O istnieniu niektórych produktów czy zjawisk może i fajnie się dowiedzieć, ale tłuc o nich znaki ze spacjami to już gorzej, zwłaszcza jeśli przed każdą sesją tego tłuczenia musisz nałykać się wiedzy o czymś, co przy najlepszych chęciach jakoś Ci nie wchodzi…
Na szczęście – jak pamiętasz – to Ty decydujesz, czy przyjmiesz zlecenie. Jeśli dziura w budżecie nie wywiera na Tobie presji, to możesz wybierać, co piszesz. (A jeśli wywiera, to zawsze przez jakiś czas możesz stołować się u mamy. I też masz wybór ;-))
Reszta minusów pracy copywritera jest już wspólna dla freelancerów „biurkowych” wszelkiej maści, opisałam je wyżej.
Zalet – tych typowych wyłącznie dla copy – jest za to znacznie więcej:
-
Stajesz się omnibusem
No dobra, czytasz i piszesz o tych tematach różnych, ale sam też coś z tego masz.
-
Jeśli pisanie jest dla Ciebie ważne, wyrabiasz umiejętność, na której najbardziej Ci zależy
O ile oczywiście piszesz wartościowe teksty. Bo precli nie mylmy z ćwiczeniem warsztatu.
-
Możesz zabłysnąć w towarzystwie
Wyobraź to sobie:
– Czym się zajmujesz? – pytają nowi znajomi.
A ty rzucasz im nonszalanckie spojrzenie i skromnie, niby od niechcenia odpowiadasz:
– Żyję z pisania.
Nikomu nic do tego, że ostatnio pisałeś o wyższości pieluszek tetrowych nad pampersami. Pisałeś? Pisałeś! Poszły za tym pieniądze? Poszły!
O wow! Podziw w oczach ludzi wynagradza Ci wszystko 😛
***
Cóż mogę powiedzieć? Pomyśl, zanim zrobisz krok ku copywriterskiemu freelance’owi. Ale jak już pomyślisz i uznasz, że Ci pasuje, zacznij dobrze. Naucz się wszystkiego, co trzeba umieć, żeby pisać porządne teksty za porządne pieniądze.
Gdzie możesz się tego wszystkiego nauczyć? Mała sugestia poniżej… 🙂 ↓
Bardzo ciekawa sprawa. Jeśli chodzi o pracę copywritera, to jest ona bardzo trudna. Trzeba wiedzieć, jak to robić.