Szkodniki tekstowe czają się wszędzie. Wyrastają z dobrej woli albo z lenistwa. Lęgną się już na etapie pisania lub podczas nadgorliwych prób szlifowania tekstu. Żerują na słowach i zdaniach, a żerując, przyprawiają czytelników o białą gorączkę – zanudzają, zniesmaczają i zniechęcają. Są bardziej perfidne niż byki, bo sprytnie kryją się między słowami i udają niewiniątka. Nie pozwól, by niweczyły Twój wysiłek i przekreślały efekty pracy! Poznaj 5 pierwszych gatunków i dowiedz się, jak z nimi walczyć.
Wypełniacz pusty (Fillers inanis)
Gatunek z rodziny pustosłownych (Loqui aliquid). Przebiegły. Sprytnie kryje się pomiędzy innymi wyrazami, sprawiając wrażenie absolutnie niezbędnego elementu zdania. Przykładowe formy występowania: generalnie, właściwie, bez wątpienia, można powiedzieć, z pewnością, jak każdy wie, swego rodzaju, niejako, na szczęście, tak zwany.
W praktyce wygląda na przykład tak:
Copywriting to generalnie – jak każdy wie – zajęcie polegające właściwie na pisaniu tekstów. Można powiedzieć, że copywriter – jak łatwo się domyślić – powinien mieć tzw. lekkie pióro. Z pewnością niezbędne jest także oczytanie.
Jak sobie z nim poradzisz?
Aby mieć pewność, że Fillers inanis nie ma szans, przeczytaj swój tekst po napisaniu. Podkreśl wszystkie wyrazy podobne do tych wymienionych w charakterystyce szkodnika. A potem przeczytaj tekst bez nich. Jeśli ma sens, wywal zakreślone słowa.
Następnie odłóż tekst na dzień, dwa lub tydzień. Po tym czasie przeczytaj go ponownie i powtórz procedurę podkreślania i kasowania. Nie przejmuj się ubytkiem liczby znaków. W dobie Internetu ekonomia języka jest trendy!
Tekst, który przytoczyłam wyżej, po oczyszczeniu z Fillers inanis wygląda tak:
Copywriting to pisanie tekstów. Wymaga lekkiego pióra i oczytania.
Zrozumiałe? Zrozumiałe! A w dodatku miłosierne. No wiem, że Twoje przemyślenia są genialne, ale proszę Cię! Nie tylko Twój czas jest cenny!
Waciarz słowny (Spumant verborum)
Kolejny gatunek z rodziny pustosłownych (Loqui aliquid). Jest znacznie groźniejszy niż Fillers inanis, bo rozciąga swoje macki na cały tekst. Sprawia, że potencjalnie przydatna treść zamienia się w pustosłowie i odstrasza pustką ziejącą z każdego słowa. Rodzi się najczęściej z połączenia dobrych chęci z małą wiedzą i brakiem porządnego researchu.
W praktyce wygląda na przykład tak:
Copywriter to osoba która tworzy dużo treści i żyje z pisania. Nie jest to takie łatwe, jak zapewne myślisz. Jeśli jednak ktoś podejmuje się pisania profesjonalnie jako copywriter to raczej wie, co robi. Wysoko ocenia swoje umiejętności, bo ma dużą wiedzę o marketingu i SEO. Na pewno wielu przedsiębiorców doceniłoby copywritera, który potrafi pisać coś więcej niż precle, a więc oferuje teksty dobrej jakości. Czasem opłaca się nawet zapłacić mu więcej. Ponieważ wyszukiwarki internetowe biorą pod uwagę treści, to wiele agencji marketingowych i reklamowych, jak również firm wie, że trzeba znaleźć dobrego copywritera, który napisze wartościowe teksty.
Jak sobie z nim poradzisz?
Proponuję Ci 3 kroki:
– Zanim zaczniesz pisać, zastanów się, co właściwie chcesz powiedzieć swojemu czytelnikowi – co powinien zapamiętać po lekturze Twojego tekstu. Uwaga! Skup się na czytelniku. Pomyśl, jaką korzyść możesz mu dać. Podpowiedz mu coś, co już za chwilę będzie mógł wypróbować.
– Spisz sobie w punktach, co już wiesz na dany temat. Jeśli nie jest tego dużo, przejrzyj zasoby Internetu. A nuż trafisz na jakieś ciekawe badanie, statystyki, tutoriale czy inne materiały, które wzbogacą Twój tekst.
– Napisz plan tekstu, a potem po prostu wypełnij go treścią.
– Po napisaniu tekstu postępuj zgodnie z instrukcją podaną przy Fillers inanis.
Przytoczony wyżej tekst po oczyszczeniu ze szkodnika… zniknie. Jedyne, co można zrobić, by go ratować, to pisanie od początku.
Pouczarz przemądrzalnik (Insensata disciplinam)
Gatunek z rodziny zarozumialców (Insanabilis superbia). Często występuje w tekstach poradnikowych. Rodzi się ze zderzenia chęci budowania wizerunku eksperta z rzeczywistym brakiem wiedzy lub z porażającą nieśmiałością. Przybiera pozory pomocności, pozostawia jednak czytelnika w stanie frustracji i z wielkim pytaniem No ale jak?.
Objawia się mnogością słów typu musisz, powinieneś, należy, pamiętaj, aby…, za którymi nie idą jednak – co charakterystyczne – żadne przykłady i praktyczne wskazówki. W skrajnych przypadkach powoduje u czytającego złość i wylew „czułych słów” pod adresem autora tekstu.
W praktyce wygląda na przykład tak:
Jeżeli chcesz, by ludzie czytali Twoje teksty, musisz zadbać o to, by przyciągnąć ich uwagę. Sposobem na to jest chwytliwy nagłówek. Powinieneś więc nadać swojemu tekstowi taki tytuł, który go zaciekawi. Pamiętaj też, aby nagłówek nie był całkowicie odklejony od treści.
Jak sobie z nim poradzisz?
Przeczytaj swój tekst po napisaniu. „Wejdź w skórę” czytelnika – zastanów się, czy jako osoba poszukująca konkretnych rad znalazłbyś w tym tekście rozwiązanie (czy wiedziałbyś, co konkretnie masz teraz poprawić, zmienić, napisać). Jeśli w Twoim tekście nie ma przykładów lub wskazówek typu „krok po kroku” – dopisz je. Jeżeli nie jesteś w stanie tego zrobić… napisz nowy tekst, na temat, na którym się znasz.
Oczyszczenie przytoczonego wyżej tekstu ze szkodnika polegałoby na rozbudowaniu go o przykłady, wskazaniu sposobów zaciekawiania i metod projektowania chwytliwych nagłówków.
Psujnik bełkotek (Syntax fastidiosus)
Gatunek z rodzaju flakowców olejowatych (Tripe cum oleo). Przejawia się obecnością zdań o jednolitej budowie, obfitujących nierzadko w stronę bierną, różne formy czasowników mieć i być oraz rzeczowniki odczasownikowe (zrobienie, mówienie, pisanie).
Skutki jego obecności zależą od jego rozmiarów. Jeżeli jest niewielki, np. żeruje w zaledwie 2 zdaniach, może zostać uznany za zabieg celowy i nie powoduje większych strat. W przypadku, kiedy rozciąga się na wiele akapitów lub na cały tekst, działa na czytelnika jak monotonne tykanie zegara. Powoduje kleistość powiek lub kompulsywną chęć zmiany sieciowej scenerii.
W praktyce wygląda na przykład tak:
Pisanie nie jest łatwe. To nie jest tylko składanie wyrazów. Pisanie jest także tworzeniem. To tworzenie jest czymś więcej niż wymyślaniem. Jest to przekładanie abstrakcji na konkret. Ważne jest także poprawne budowanie zdań. A po napisaniu konieczne jest przeczytanie tekstów.
Jak sobie z nim poradzisz?
Zacznij od obowiązkowego przeczytania po napisaniu. Zaznacz na kolorowo wszystkie formy czasowników być, mieć oraz rzeczowniki odczasownikowe. Podkreśl zdania w stronie biernej. Jeżeli jest ich dużo, poszukaj innych form (nawet jeżeli jest ich niewiele, zmiana nie zaszkodzi).
Przyjrzyj się następującym po sobie zdaniom. Czy zdania pojedyncze przeplatają się ze złożonymi? Czy masz w tekście dynamizujące równoważniki?
Przestawiaj, łącz, rozdzielaj i upraszczaj. Szukaj bardziej „ludzkich” form – takich, jakich użyłbyś w rozmowie ze znajomymi. A potem daj komuś swoje dzieło do przeczytania. W razie potrzeby powtarzaj całą procedurę do czasu, aż będziesz z siebie dumny.
Przytoczony wyżej tekst niełatwo oczyścić z Syntax fastidiosus. Wymagałoby to nie wymiany kilku elementów, ale gruntownego remontu i podrasowania. Efekt mógłby wyglądać na przykład tak:
Pisanie to nie tylko składanie wyrazów. Pisząc, tworzysz. Sprawiasz, że abstrakcja przemienia się w konkret – w obraz, dźwięk, zapach wydobyty ze wspomnień. Ale pisanie to także rzemiosło. Napisałeś? Odłóż. Daj tekstowi czas. A potem zajmij się nim jak „dzieckiem” – czule, ale stanowczo.
Mamy zdania dłuższe i krótsze. Pojedyncze i złożone, w tym złożone z imiesłowowym równoważnikiem zdania. Pojawiło się pytanie retoryczne. Żadnych być i mieć. Żadnych rzeczowników odczasownikowych (no, poza „bohaterem” – pisaniem :)). Jest nadzieja, że czytelnik nie uśnie.
Nadętnik pospolity (Necessarium pathos)
Gatunek z rodzaju niestosowniaków stylowych (Styli pulmentum). Przejawia się obecnością w tekście wyrazów typowych dla minionych czasów lub charakterystycznych dla patetycznych przemówień i pism urzędowych (ruszyć, spożyć, gdyż, nabyć, iż). Poznać go można także po udziwnionym szyku wyrazów.
Lęgnie się na ogół na chęci zabłyśnięcia elokwencją, ale daje jednak skutek odwrotny do zamierzonego. Choć uchodzi czasem uwagi mało wymagających czytelników, to u tych bardziej uświadomionych językowo powoduje wrażenie zbliżone do zgrzytania piasku w zębach albo tarcia styropianu. W skrajnych przypadkach ośmiesza tekst i jego autora.
W praktyce wygląda na przykład tak:
Nabyłam niedawno słynną powieść „Co w trawie piszczy” autorstwa pisarza Jana Kowalskiego, gdyż wiele dobrego dane mi było o tym dziele usłyszeć. Zaiste, przyznać muszę, iż wyborna to lektura szczególnie na deszczowe dni. Aczkolwiek nie każdy może być ukontentowany po zapoznaniu się z nią.
Jak sobie z nim poradzisz?
Przeczytaj swój tekst i podkreśl wszystkie wyrazy, których nie używasz w codziennych rozmowach. Zamień je na „zwyczajne”.
Przyjrzyj się również budowie zdań. Czy szyk wyrazów jest zbliżony do tego z pogawędek ze znajomymi? Jeśli nie, popraw go. Dobrym sposobem zapobiegania pojawieniu się Necessarium pathos jest także zaczynanie pisania od… mówienia. Opowiedz o tym, o czym chcesz napisać, i swoją opowieść nagraj. A potem po prostu spisz ją i wygładź.
Przytoczony wyżej tekst po oczyszczeniu z Necessarium pathos mógłby wyglądać np. tak:
Zachęcona pozytywnymi opiniami o najnowszej książce Jana Kowalskiego pt. „Co w trawie piszczy”, postanowiłam po nią sięgnąć. Nie żałuję. Choć nie jest to lektura dla każdego, ja czytałam ją z wypiekami na twarzy.
„Normalniej” brzmi, prawda?
***
Wszystkie cytowane przykłady działalności szkodników tekstowych zostały wymyślone na potrzeby niniejszego posta. Podobieństwo do prawdziwych wytworów ludzkiej myśli i klawiatury jest jednak nieprzypadkowe, wynika bowiem z doświadczeń redaktorskich autorki. Jeśli odnajdujesz w nich podobieństwo do własnych tekstów, poświęć swojej twórczości trochę czasu lub niezwłocznie skontaktuj się z redaktorem.
„Podobieństwo do prawdziwych wytworów ludzkiej myśli i klawiatury jest jednak nieprzypadkowe” 😀
Trochę mam tych szkodników za uszami 😀 Ale walczę z własną rozwlekłością. Dlatego nie napiszę dłuższego komentarza 🙂
Ewa, nie wątpię, że mogłabyś dorzucić to i owo :). Może jednak się skusisz na małą rozwlekłość?
Świetny komentarz 😉
Bardzo dobry i dowcipnie napisany tekst – nie dostrzegłam w nim żadnych tekstowych szkodników ;), ale ta grafika… nie podoba mi się, działa odpychająco 🙂 Gryzoń w kanapeczce, wrrr 😉
Dziękuję. A grafika, cóż… Jaki temat, taki obrazek 🙁
Z wypełniaczem i nadętnikiem jakoś sobie w miarę radzę, ale z resztą nadal walczę 🙂 Czekam na kolejne części – genialny tekst.
Dziękuję, zapraszam na kolejne części i trzymam kciuki za efekty walki 😉
Świetne porady. Super sposób pisania. Szczurek na zdjęciu też fajny 😉
Dziękuję i strrrasznie się cieszę, że szczurek się jednak komuś podoba. Mnie urzekł 😉
A gdzie jest Ewa wersja do druku? Muszę to sobie koniecznie skopiować i często przeglądać 🙂
P.S. Przyznam, że też chciałam dorzucić coś od siebie na temat „szczurka” – mi wygląda na chomika – jakieś takie drastyczne to zdjęcie 😉 Lecz po przeczytaniu posta, zapomniałam o tej fotce, co tylko może poświadczyć o jego genialności !!! pozdrawiam
Ola, temat drastyczny, więc zdjęcie jest takie, żeby ruszało i wyrywało z zamyślenia (w myśl zasady AIDA :D)! A wersji do druku nie ma 🙁 Ctr+C, Ctrl+V… 😉
Dobrze napisane 🙂 skorzystam na pewno , dziękuję.
🙂
Bardzo trafny tekst! Krew mnie czasem zalewa,jak widzę takie szkodniki (u siebie i u innych – nikt nie jest doskonały 😉 ) Świetnie, że dajecie od razu rady 🙂 .Pozdrawiam!
Marta, u nas pouczarz przemądrzalnik nie grasuje, więc rady muszą być 🙂 Bo też nas krew zalewa, kiedy widzimy takie pseudorady, od których człowiek czuje się tylko bardziej sfrustrowany 🙁
Hura, mam nadętnika 😀
😀
Świetny pomysł! Szkodniki wkradają się do artykułów, postów, a nawet książek 🙁 Dobrze, że jest lekarstwo 😉
Oj, tak. Są podstępne i niebezpieczne, bo zaciemniają przesłanie. Używajmy tych lekarstw póki czas (póki szkodniki jeszcze całkiem nie odstraszyły czytelników) :).
Fajny tekst, trochę się uśmiałam! Jednak ze szkodnikami warto walczyć 😉
Pewnie, że warto :D.
„Nadętnik pospolity” to chyba mój ulubiony szkodnik, zawsze chce mi się śmiać jak czytam tak napisane teksty 😀 Bardzo rzeczowy i przydatny post, dzięki. Od dzisiaj większą uwagę przywiązuje do „swoich” szkodników 🙂
W takim razie nadętnik ma już 2 fanki. Chyba się nie spodziewał :). Dziękuję za dobre słowo i zapraszam na ciąg dalszy 😀
Świetne !! Nazwy mi się strasznie podobają. Jak tak sobie pomyślę to ja u siebie walczę z każdym po trochu. A najbardziej mi przypadł do gustu „Psujnik bełkotek”. Ale zdradzę pomysł jak sobie radzić z nimi wszystkimi. Po napisaniu tekstu, czytam go 100x. Wprowadzam poprawki, które wydają mi się słuszne aby tekst jakoś wyglądał. Potem daję go do przeczytania komuś innemu aby wychwycił to, czego moje radary nie wyłapują 🙂
Super, masz bardzo dobry sposób na psujnika bełkotka i towarzyszy! Lepszego na razie nie wynaleziono :D.
Dobrze jest znać takich szkodników, bełkotników. Całkiem cenne porady 🙂
Cieszę się :). Zapraszam na kolejne części!
Genialne! Uśmiałam się 🙂
Dzięki, Lidia 🙂 PS Miło Cię znów gościć! <3
Wow, ekstra pomysł z tymi szkodnikami :DDD
Baaardzo dziękuję! 😀
Najstraszniejsze jest to że z nadętnikiem spotykam się nawet jak ktoś pisze wiadomości „nie mogę gdyż jestem chory”. Zawsze jakos zalatuje mi to takim sztucznym „byciem ąę”… A pod spodem pusto aż dźwięczy 😉
No właśnie! To dlatego, że „gdyż”, „iż” i tym podobne słówka są zarezerwowane dla stylu urzędowego i naukowego, a jeśli ktoś zaczyna ich używać w codziennych rozmowach, to nadętnik zaciera swoje kosmate łapy i szczerzy kły :).
Zaiste ciekawy tekst, gdyż jak wszyscy wiedzą, pisanie jest trudne i warto, aby się tego nauczyć 😉
Andrzej, szkodniki puchną z dumy! 😀
Zabawny tekst, świetnie się go czyta! 🙂 Mamy nadzieję, że te szkodniki u w naszych artykułach nie pojawiają się zbyt często – będziemy ich wypatrywać i natychmiast przejdziemy do eliminacji 😉 pozdrawiamy!
O rany! Ja ma wszystkiego po trochu! Jako ilustrator traktuję często tekst po macoszemu – myślałam, że głównie jeśli chodzi o literówki i przecinki – tymczasem widzę, że zalęgło się u mnie sporo łacińskich zwierzątek! Ba! Możliwe że mam inwazję!
Oj dał mi ten tekst do myślenia, a czytał się gładko, jak rzadko 😀
Kamila, diagnoza jest pierwszym krokiem do wyleczenia. Do dzieła! 😉
Obawiam się że to może być orka na gorze, ale chociaż znam już przeciwników 😉
Kamila, nie trać ducha! Na trudnym gruncie wyrastają najlepsze owoce :D.
Ech… No trzeba by nad sobą popracować jednak 🙂 a myślałam, że pisanie to dla mnie pestka 🙂
Weronika, jedno drugiego nie wyklucza. To po prostu pestka, z której może wykiełkować coś pięknego ;). Trzymam kciuki!
Genialne!