Transkrypcja podcastu:
Być może kiedyś marzyłaś albo marzyłeś o tym, żeby pisać zawodowo, ale… ktoś Ci powiedział, że to bez sensu, że na tym nie zarobisz, więc dałeś się poprowadzić — albo zwieść — temu głosowi rozsądku i robisz coś, co kompletnie Cię nie cieszy, tłumacząc sobie, że już za późno na zmianę.
Nic bardziej błędnego!
Cześć, z tej strony Ewa Szczepaniak, Tekstowni.pl. A to jest 9. odcinek podcastu Copylogika nie tylko dla laika. Odcinek specjalny, w którym udowodnię Ci, że nigdy nie jest za późno na nowy początek w świecie słów.
– – –
Ewa: Moimi gośćmi są dziś absolwentki kursu Zostań copywriterem, Ela Markowska, Ola Szewczyk i Oliwia Bonarek. Witajcie, Dziewczyny!
Ela, Ola i Oliwia: Cześć!
Ewa: Dziękuję, że przyjęłyście zaproszenie. Powiedzcie parę słów o sobie.
Ela: Witam wszystkich! Dziękuję za zaproszenie. Nazywam się Ela Markowska, jestem copywriterką, absolwentką kursu, tak jak już Ewa powiedziała. Piszę od roku, a od marca prowadzę swoją firmę.
Ewa: Zaraz Cię, Ela, pociągnę bardziej za język, jeżeli chodzi o twoje wcześniejsze doświadczenia, ale to za chwilę. Olu, powiedz teraz coś o sobie.
Ola: Cześć! Nazywam się Ola Szewczyk, również jestem absolwentką kursu Ewy. Mniej więcej od roku zajmuję się pisaniem, włączając w to czas, który spędziłam, ucząc się. Dosyć szybko udało mi się zacząć pisać. Myślę, że spokojnie mogę powiedzieć, że tak mniej więcej od roku praktykuję. [pogłosy]
Ewa: Oliwia?
Oliwia: Cześć! Nazywam się Oliwia Bonarek. Piszę od sierpnia 2020 roku. Właściwie lepiej byłoby powiedzieć, że piszę za pieniądze od sierpnia 2020 roku, bo tak ogólnie to chyba od dziecka. Kurs niedługo później zrobiłam u Eli [pewnie miało być: Ewy :)] i wtedy okazało się, że można pisać znacznie lepiej. Od tego czasu pracuję jako copywriter, w zeszłym roku założyłam firmę i zaczęłam zajmować się tym na pełen etat.
Ewa: Dziewczyny, spotkałyśmy się po to, żeby porozmawiać o copywritingu jako o sposobie na życie. O takim sposobie na życie, na który nigdy nie jest za późno, bo przecież nie jest tak, że copy było dla Was pierwszym wyborem, prawda? Wy już gdzieś pracowałyście, coś już innego robiłyście.
Opowiedzcie, jak wyglądała Wasz droga. Jak to się stało, że wpadłyście na pomysł zostania copywriterkami?
Zanim zostałam copywriterką… Historia Oli
Ola: Ja chyba nie będę oryginalna. Tak jak u wielu osób moje życie trochę się skomplikowało, kiedy przyszła pandemia. Ale jestem urodzoną optymistką, więc uznałam, że może to jest znak. To trzeba wykorzystać. Skoro nie teraz, to kiedy?
Zawsze chciałam prowadzić własną działalność, mieć swoją firmę. Zaczęłam się zastanawiać nad tym, co mogę robić. Jak zebrać to, co już wiem i co umiem. Nie byłam gotowa na zwrot o 180 stopni. Po prostu uznałam, że wykorzystam to, co mam, dorzucę do tego troszeczkę, trochę podszlifuję. Z tego wyszła właśnie moja firma, w której zajmuję się między innymi copywritingiem.
Tak że ja nie jestem copywriterką na pełen etat, ale szczerze mówiąc, to jest ta część mojej działalności, która bardzo mnie kręci. Bardzo lubię ten styl pracy.
Oprócz tego jestem nauczycielką języka angielskiego. To jest takie przeurocze zadanie. Bardzo lubię swoją pracę, ponieważ mam świetnych uczniów. Ale jest to… praca fizyczna, mogłabym powiedzieć. Naprawdę trzeba się namęczyć. Nawet jeśli macie kochanych i cudownych uczniów. Po prostu cały czas trzeba być na najwyższych obrotach.
Copywriting to jest taka przeciwwaga. Jest trochę spokoju, można pomyśleć, można się na chwilę zamyśleć. Jakoś ten copywriting równoważy wysiłek, który muszę włożyć w uczenie. To jeszcze nie wszystko, co robię, ale takie dwa podstawowe elementy mojej pracy.
Ewa: Czyli rozumiem, że chcesz zostać i przy jednym, i przy drugim zajęciu? Godzisz te dwa etaty?
Ola: Tak. Jestem taką osobą, która nie potrafi się zdecydować na jedno i siedzieć w jednym, bo szybko się frustruję i nudzę. Musi się dziać. Lubię mieć dużo różnych rzeczy, bo wtedy czuję, że jestem bardziej produktywna i więcej z tego wynika. Także copywriting nie jest jedynym moim zadaniem i raczej nigdy nie będzie. Ale bardzo sobie cenię możliwość wykonywania tej pracy.
Ewa: Myślę, że to wszystko się bardzo fajnie uzupełnia. Tak jak powiedziałaś, copywriting daje Ci przeciwwagę nauczania. Jest spokojniej. Ale w drugą stronę, kiedy jesteś copywriterką, wirtualną asystentką, pracujesz w domu, nie masz za bardzo kontaktu z ludźmi na żywo, a w szkole masz przeciwwagę, kiedy idziesz do ludzi.
Ola: Tak, dokładnie. Tak że wydaje mi się, że intuicja dobrze mnie poprowadziła, bo na początku nie myślałam o tym w ten sposób. Po czasie zaczęło być widoczne, że jest rzeczywiście trochę spokoju, są momenty, kiedy jest bardziej intensywnie. To wszystko jak się razem zbierze, to ja jestem zadowolona. Bardzo dobrze mi się funkcjonuje.
Zanim zostałam copywriterką… Historia Oliwii
Ewa: Oliwia, to może teraz Twoja kolej.
Oliwia: Powiem tak: gdybym wiedziała, że jest coś takiego jak copywriting, to by był mój pierwszy wybór. Człowiek uczy się całe życie. Zaczęłam swoją naukę od falstartu, bo moje pierwsze studia były w ogóle w inną stronę — mam za sobą 3 lata prawa. Potem jednak zaczęłam studiować bibliotekarstwo i jestem bibliotekarzem z wykształcenia i z zawodu. Pracowałam w bibliotece ponad 7 lat. Kochałam tę robotę, poprostu kochałam. Zawsze mnie ciągnęło do książek, do tekstu, do słów. Natomiast ta praca była też w pewien sposób wyniszczająca.
Kiedy zaczęła się pandemia, okazało się, że funkcjonuję w zaskakująco dobry sposób. Potrafię sobie zorganizować pracę z domu, a zawsze myślałam, że jest to totalnie niezgodne ze mną, z moim charakterem. Myślałam, że potrzebuję bata nad sobą, z moim roztrzepaniem i chaosem w życiu i w głowie. To była taka odrobina motywacji, która popchnęła mnie w kierunku szukania czegoś więcej. Bo trzeba Wam wiedzieć, że w bibliotekach zarabia się tragicznie i… no, powiedzmy, że różne tam bywają nastroje.
Jako że już 3 ostatnie lata w swojej pracy spędziłam w dziale promocji, to był zupełnie inny rodzaj pracy, więc pomyślałam sobie o wirtualnej asyście. U mnie było troszkę na odwrót jak u Oli, bo pomyślałam, że mogłabym być całkiem niezłą wirtualną asystentką. Pomysł podsunęła mi koleżanka ze studiów bibliotekarskich, która wirtualną asystą zajmuje się już od lat. Zaczęłam sobie grzebać na forach internetowych, na Facebooku, dowiedziałam się o UseMe i tam zaczęłam szukać pierwszych zleceń.
Tak właśnie w sierpniu 2020 roku znalazłam pierwsze zlecenia, tak totalnie od czapy. Napisałam i — o dziwo — zleceniodawcy (dwoje ich było) byli zadowoleni. Z jedną z firm do tej pory współpracuję.
No ale im bardziej czytałam na ten temat, tym bardziej wiedziałam, że brakuje mi bardzo dużo warsztatu. I wtedy odkryłam Tekstownych.
Ewa: Tak, myśmy się poznały we wrześniu 2020 roku i pamiętam, że zaczęłyśmy znajomość kursową od takiego roztrząsania pewnej Twojej sytuacji z klientką. To była kwestia układania warunków współpracy, czyli rozumiem, że to było jedno z takich pierwszych zleceń.
Oliwia: Tak, to właśnie było jedno z pierwszych moich zleceń. I to jest do tej pory moja klientka, już teraz koleżanka. Mam z nią bardzo dobre relacje i na niej w zasadzie uczyłam się całego sposobu komunikacji z klientem. Takiej relacji, jak stawiać granice, jak dogadywać stawki, bo w tej relacji zaczęłam się czuć bezpiecznie, więc łatwiej było mi z nią niż z kimkolwiek innym coś dogadywać.
Natomiast wciąż pracowałam w bibliotece, więc za dnia w bibliotece, w nocy zaś w Internecie. I w pewnym momencie podjęłam tę trudną, naprawdę trudną decyzję, żeby puścić gałąź i złapać się nowej. Marzyłam już o tym, żeby iść do przodu. W mojej pracy nie miałam żadnej możliwości rozwoju, a żeby awansować, to musiałabym zabić moją kierowniczkę. A i tak nie chciałabym jej stanowiska, bo to były głównie tabelki i sprawozdania.
W marcu 2021 roku, 8 marca, w Dzień Kobiet, założyłam swoją działalność, a z końcem miesiąca skończyłam pracę i w ten sposób zaczęła się jedna wielka orka na ugorze.
Ewa: Ojej. Strasznie to zabrzmiało.
Oliwia: Ani razu nie żałowałam tego, co zrobiłam. Uwielbiam pisać. Uwielbiam to, że mam własną działalność. Jednak nie chciałabym, żeby ktoś pomyślał, że prowadzenie firmy jest łatwe.
Inaczej: być może jest ktoś, kto ma zmysł do liczb, kto umie liczyć. Ja mam księgową. Nie mam złudzeń co do moich talentów. Mam tylko j1 talent i ten talent jest do słów. Nie mam innych życiowych talentów. Ale i tak jest to dla mnie trudne organizacyjnie. Ja bym sobie chciała tylko pisać, a cała reszta mogłaby nie istnieć, ale jestem dużo bardziej szczęśliwa i zadowolona. A mój największy lęk — skąd będę brać klientów — okazał się najmniejszym problemem.
Ewa: Oliwia, mówisz, że masz tylko jeden talent, ja nie byłabym tego taka pewna, bo też chwilę wcześniej powiedziałaś, że byłaś przekonana, że taka praca z domu, zorganizowanie sobie pracy z domu, to jest coś zupełnie nie dla Ciebie, że Ty się w tym nie odnajdziesz, a się okazało, że jednak tak.
Oliwia: Nie nazwałabym tego talentem. Po prostu umiejętnością.
Ewa: Ale być może jest jeszcze wiele rzeczy do odkrycia. Do tego piję.
Oliwia: A, w tym sensie.
Ewa: No, że nie wiesz, co jeszcze kiedyś w sobie odkryjesz. A tak a propos tego, że niektórzy być może znają się na liczbach, to ja myślę, że w naszym towarzystwie jest ktoś, kto na tych liczbach się zna. Prawda, Elu, czy się mylę?
Zanim zostałam copywriterką… Historia Eli
Ela: Tak. Właśnie się tak uśmiecham, bo tak słucham tych historii i myślę sobie, że są podobne, ale też bardzo różne jednocześnie, co jest ciekawe.
Tak, ja bezpośrednio przed zostaniem copywriterką byłam księgową, więc akurat jeżeli chodzi o liczby, to nie mam z tym większego problemu, chociaż nie jestem fanką matematyki jako takiej. Natomiast jeśli chodzi o to, że copywriting nie był moim pierwszym wyborem, to on nie był nawet moim drugim wyborem. Moim pierwszym wyborem była właśnie praca w bibliotece.
Moje pierwsze wykształcenie to są studia z historii, bibliotekoznawstwo. Natomiast w bibliotece pracowałam w dziale informacji i promocji i w tamtym okresie to nie była praca dla mnie. Byłam przerażona tym, że muszę mieć kontakt z prasą, że muszę organizować jakieś wystawy, że po prostu zostałam rzucona w jakiś taki wir zdarzeń, na który wtedy byłam zbyt nieśmiała, tak mi się wydaje. Pani dyrektor uważała, że ja się do tego nadaję, więc po prostu zmieniłam pracę i uczyłam w szkole, przez chwilę byłam nauczycielką.
Uważam, że jeżeli ktoś ma problem z nieśmiałością, to powinien pójść na chwilę chociaż pracować do szkoły, bo z dziećmi to można szybko się z tej nieśmiałości wyleczyć. Szczerze mówiąc, myślałam, że może zostanę przy uczeniu, bo też zrobiłam uprawnienia do prowadzenia terapii pedagogicznej i bardzo mi się ta praca podobała, ale tak mi się życie prywatne ułożyło, że musiałam ze szkoły odejść.
Później przez jakiś czas — 9 lat — pracowałam w urzędzie w pomocy socjalnej. Jest to taka praca trudna pod względem emocjonalnym — tak bym powiedziała. To jest taka sytuacja, że przychodzą ludzie z różnymi problemami, człowiek chce im pomóc i nie zawsze umie im pomóc. Nie zawsze jest w stanie, bo przepisy są takie, a nie inne.
Kiedy pracowałam w urzędzie, mąż, który z jakichś bliżej nieokreślonych dla mnie przyczyn, zawsze widział we mnie jakiś taki potencjał do cyferek, gdzie ja w liceum z matematyki byłam permanentnie zagrożona i w zasadzie to jest cud, że z tym miernym skończyłam liceum, tak mnie namawiał: „Spróbuj w stronę ekonomii”. Sama też tak zaczęłam zauważać, że jak się zaczynam interesować — mówiąc kolokwialnie — jak te pieniądze chodzą, to jestem w stanie bardziej tym moim klientom w pomocy socjalnej pomóc. I tak się zaczęła moja przygoda z rachunkowością.
Najpierw przez moment studiowałam ekonomię, ale w 2014 roku zmieniły się przepisy, akurat była deregulacja, uwolniono zawód księgowego i można było pracować w księgowości już bez studiów wyższych, więc zrezygnowałam z tej ekonomii i zrobiłam najpierw certyfikaty zawodowe w Stowarzyszeniu Księgowych. Doszłam do specjalisty, czyli zrobiłam dwa podstawowe: księgowy i specjalistę, na 4, które są. Tak zaczęło mnie ciągnąć do tej księgowości.
Zapisałam się na studia podyplomowe, zmieniłam pracę. Udało mi się trafić do księgowości, też w budżetówce. Myślę, że się tam sprawdzałam. Po 3 miesiącach pracy dostałam już do prowadzenia kadry i płace. Natomiast w momencie, w którym rezygnowałam z pracy, a pracowałam do końca stycznia 2020. Chciałam zrezygnować już wcześniej, ale za każdą próbą zrezygnowania z pracy dawałam się przekonać, by jeszcze zostać. Na sam koniec dostałam propozycję, żeby zostać główną księgową, więc nie było łatwo zrezygnować, nie ukrywam.
Oczywiście to nie miało być tak, że jutro, bo główna księgowa szła na emeryturę dopiero w kolejnym roku, ale tak sobie wtedy pomyślałam, że jak przyjmę tę propozycję, a bardzo chciałam ją przyjąć, to ja już tam zostanę pewnie do emerytury. Pytanie: czy ja tego chcę? Bo muszę powiedzieć, że zawsze chciałam mieć coś swojego i zawsze chciałam też spróbować (bo wszystkie firmy, w których pracowałam wcześniej, były firmami państwowymi). Zawsze chciałam zobaczyć, czy w tych prywatnych firmach jest tak strasznie, jak opisują. Chciałam zobaczyć, czy dałabym radę.
Zrezygnowałam w styczniu 2020 roku. Zrobiłam sobie chwilę przerwy, a później przyszła pandemia. Pandemia, lockdown, po prostu chaos, masakra z naciskiem na destrukcję, więc wszelkie pomysły typu „No to ja wracam na etat” życie mnie zweryfikowało. E-learning mojego dziecka przede wszystkim mi wszystkie pomysły zweryfikował. Zaczęłam się zastanawiać, co w takim razie mogłabym robić z domu.
Tak jak tutaj Ola mówiła, już wcześniej zastanawiałam się nad pracą wirtualnej asystentki, aczkolwiek bardziej w kontekście takich spraw związanych z księgowością. Jak zaczęłam szukać, interesować się tematami związanymi właśnie z wirtualną asystą, to odkryłam zawód copywritera, i to jest chyba największe moje odkrycie życiowe.
Bardzo szybko też trafiłam na grupę i na stronę tekstowni.pl, więc trafiłam na naprawdę rzetelną wiedzę i się po prostu zakochałam, bo miałam takie marzenie dziecięce, że mogłabym żyć z pisania i to by było takie fantastyczne, ale mi bardzo szybko wybito z głowy, że z pisania się żyć nie da. A tu się okazuje, że można pisać, można z tego żyć. Przede wszystkim można pisać na różne tematy i — co dla mnie jest też absolutnie fantastyczne — wszystkie doświadczenia, cały ten kapitał zawodowy, który udało mi się zgromadzić w trakcie swojego bujnego zawodowo życia, jak na to nie patrzeć, teraz w copywritingu mogę wykorzystywać. Jest to niewątpliwie duże ułatwienie, jeżeli się pisze na tematy, w których człowiek coś tam w życiu już robił i coś tam wie.
Tak to wyglądało u mnie. Od 3 marca 2021 już prowadzę firmę, więc jestem na swoim. Trochę może za wcześnie założyłam firmę. Firmę zakładałam w marcu, a druga połowa roku zeszłego była dla mnie bardzo ciężka pod względem zdrowotnym, więc parę razy się zastanawiałam, czy zrobiłam dobrze, ale myślę, że zrobiłam dobrze. W każdym razie na pewno nie żałuję i na pewno nie żałuję tego wyboru.
Początki na freelansie — Oliwia
Ewa: Dzięki, Dziewczyny. Bardzo ciekawe historie. Bardzo wiele wspólnych punktów. Wszystkie się otarłyście o szkoły albo biblioteki. Trochę inne światy niż copy. Ciekawa jestem, czy łatwo, czy trudno było Wam się przestawić z takiego bycia z ludźmi. Jednak wszystkie byłyście z ludźmi. Elu, Ty potem jeszcze bardziej z cyferkami, ale z kolei to zupełnie inny sposób myślenia. Czy trudno Wam było wejść w copy? Czy coś było dla Was szczególnie trudne? A może było właśnie z górki?
Jak to wyglądało? Oliwia?
Oliwia: Przestawić się na pracę bez ludzi było mi rozkosznie łatwo. Powiem tak: najpierw była pandemia i wtedy człowiek przestawiał się na pracę bez ludzi, więc dla mnie w ogóle powrót do biura był problematyczny. Zawsze potrzebowałam skupienia do pracy. Mnie w moim biurze, w pokoju w bibliotece, przeszkadzało, że ktoś mi lata przed oczami, chodzi, zaczepia i przerywa mój proces myślowy. Ja nie mam podzielnej uwagi. W danym momencie robię jedną rzecz, a potem kolejne. Potrafię zrobić bardzo dużo, tylko po kolei, a nie naraz. Jak mi ktoś przerwie, to dużo czasu zajmuje mi wrócenie do tego wszystkiego, co miałam ułożone w głowie.
Byłam przeszczęśliwa. Teraz nie zawsze pracuję w domu, korzystam też z biura coworkingowego, gdzie są ludzie — w moim pokoju są oprócz mnie 4 osoby — ale każdy tam zajmuje się sobą i nikt się do mnie nie odzywa, a ja mam słuchawki na uszach. Ale korzystam z tego nie jakoś szczególnie często. Kilka lub kilkanaście razy w miesiącu. Zależy.
Natomiast czy były jakieś trudności? Po pierwszej euforii związanej z „Wow, nowa droga życia, sukcesy, zdobywam szczyty, jestem sobie sterem, żeglarzem, okrętem!”, to faktycznie pojawiły się u mnie pierwsze problemy z organizacją pracy, systematycznością. Żeby faktycznie za dnia pracować, a nie robić zakupy, wyjść z psem, posprzątać albo przeczytać książkę. Ale powoli wyrobiłam sobie swój rytm — ja po prostu lepiej pracuję wieczorami i w nocy, a nie za dnia, i tyle.
Tak samo jak Ela wspominała, też w drugiej połowie roku spotkały mnie problemy zdrowotne. Jak wiesz, byłam w szpitalu przez ostatni miesiąc, ale i tak nawet tam mogłam trochę poświęcić czas, żeby np. poczytać książki, twoją książkę, więc było OK.
Ja miałam przede wszystkim problem z liczeniem. Miałam fantastyczną sytuację, jeden z pierwszych klientów — to wspaniale pokazuje mój talent do liczenia — kiedy wyceniłam pracę, kilkanaście tekstów, pomyliłam całkowicie moje stawki i wyceniłam to za totalny bezcen. To było przez UseMe, więc jak już wysłałam i zatwierdziłam, to musiałam to zrobić. Za jakieś grosze to zrobiłam. Jaka ja byłam wściekła, jak ja strasznie przeklinałam nad każdym tym jednym tekstem, który pisałam.
Potem mój mąż stwierdził, że mi napisze program do liczenia tego wszystkiego, i napisał. No to są też jego pieniądze, mamy wspólny budżet. Nawet księgowa nie ratuje mnie od wszystkiego. Więc jeszcze liczenie jest moim problemem, ale poza tym wszystko spoko.
Znaczy liczenie tak ogólnie, to nie jest tak, że jestem totalnym… Nie wiem, jak to się nazywa, analfabeta w świecie liczb. Śmieje się w sensie, że po prostu nie myślę o takich rzeczach. Ja tak na hura, tu szybko policzę, tu podam coś, nie sprawdzę tego. Jakoś tak mniej więcej wyglądało.
Początki na freelansie — Ola
Ewa: Olu, a jak to jest u Ciebie? Jak to było u Ciebie z tym przestawieniem się w tryb pracy zdalnej po latach w szkole?
Ola: Pełny entuzjazm. Oprócz tego, że uczyłam, bo jestem nauczycielką angielskiego, to też pracowałam w korporacji. Byłam reprezentantką w wydawnictwie, także przez jakieś 7 lat z kawałkiem moja praca w połowie była zdalna, bo ja jeździłam do swoich klientów, natomiast całość pracy takiej organizacyjnej, administracyjnej musiałam zrobić sama w domu. Ja np. nigdy nie miałam problemu z dyscypliną. Mam też taki charakter, że jak mam coś do zrobienia, to wolę siąść i to zrobić, i mieć to z głowy. Nie odkładać tego w nieskończoność, bo im dłużej się odkłada, tym gorzej jest mi potem się z tym uporać. Takich jakichś organizacyjnych problemów własnych raczej nie miałam. Dobrze mi się przestawiało.
Na dodatek jestem takim ukrytym introwertykiem. Całe życie ładuję się w takie typowe koszmary introwertyka. Po pierwsze — byłam nauczycielką, po drugie — byłam przedstawicielem. Po prostu non stop przez te wszystkie lata musiałam bardzo blisko pracować z ludźmi, choć nie do końca było to zgodne z moim charakterem. Nauczyłam się funkcjonować i jakoś chyba tak nieźle maskować swój introwertyzm, więc trochę odetchnęłam.
Teraz w 100% funkcjonuję zdalnie. I uczę, i wszystkie inne rzeczy robię zdalnie. Także myślę, że jeśli chodzi o przestawienie się w stronę copywritingu, to największym problemem był dla mnie język angielski. Piszę głównie po polsku, zdarzają mi się teksty po angielsku, ale piszę głównie po polsku.
Chyba nawet kiedyś zadawałam Ewie na grupie takie pytanie: „Po tylu latach ciągłej analizy angielskich czasów, składni i tych wszystkich językowych klimatów okazuje się, że jest mi ciężko złożyć zdanie po polsku. Nie mam pewności, czy robię to dobrze, bo na co dzień myślę zupełnie inaczej”. To chyba była moja główna przeszkoda i to było mi najtrudniej przezwyciężyć i nadal sobie nie ufam tak zupełnie do końca. Wiele razy sprawdzam po sobie to, co napiszę, ale myślę, że jest już dużo lepiej. Przez ten rok trochę nabrałam wprawy. Teraz myślę, że jest OK. Mój proces przechodzenia był całkiem gładki.
Ewa: Olu, dobrze zrozumiałam, że myślisz po angielsku?
Ola: Zdarza mi się. Jestem nauczycielką języka angielskiego, która potem zrobiła sobie przerwę na pracę w wydawnictwie, w korporacji. To był czas, kiedy nie używałam praktycznie języka angielskiego i strasznie mi było z tym źle, bo czułam, jak to ucieka, a to były jednak lata ciężkiej pracy. Więc przeszłam w tryb języka angielskiego. Czytałam wyłącznie po angielsku książki, i to tak hurtowo. Filmy wyłącznie w oryginale, bez żądnych napisów, lektorów, bez niczego. Z premedytacją wszędzie tam, gdzie mogłam, otaczałam się tym angielskim.
Później, jak przyszła decyzja o tym, że przechodzę na swoje, znowu wróciłam do uczenia takiego w szerszym zakresie, bo tak naprawdę nigdy tego nie porzuciłam. Nagle się okazało, że właśnie język polski nie jest taki łatwy, jak mogłoby się wydawać człowiekowi, który jest Polakiem.
Ewa: Zgadza się. Język polski nie jest łatwy, ale powiem Ci coś na pocieszenie. Powiedziałaś, że czasem trudno jest Ci złożyć zdanie, bo tak bardziej po angielsku. Przypomniało mi się, że właśnie dosłownie ostatnio słyszałam, że Haruki Murakami ma taki sposób na pisanie książek. Najpierw pisze po japońsku, potem to, co napisał po japońsku, pisze jeszcze raz po angielsku. Jest mu bardzo trudno, bo właśnie trudno mu złożyć zdanie po angielsku. Nie ma dużego słownictwa. Ale właśnie dzięki temu jego książki nabierają kształtu, upraszcza się język. Potem to, co napisał po angielsku, przepisuje na japoński, ale już właśnie z tego angielskiego, z tymi prostymi słowami, z prostymi konstrukcjami. Tak że widzisz, to może być jeszcze akurat paradoksalnie coś, co Ci dobrze się przysłuży.
Ola: Wiesz co, na pewno teraz, po czasie, po roku, widzę, że moja świadomość jest dużo większa. Zauważam rzeczy, których kiedyś nie zauważałam. Jakieś kalki z języka angielskiego, które stosujemy w języku polskim, zaczynają mnie irytować. Zapożyczenia.
Uwielbiam język angielski, uwielbiam język polski, ale uważam, że jak się mówi po polsku, to się powinno mówić po polsku i niekoniecznie stosować te wszystkie wymyślne zapożyczenia, tylko ładnie trzymać się poprawnej polszczyzny. To taka obserwacja wynikająca z tego, że zaczęłam się zajmować copywritingiem i zaczęłam zwracać uwagę na pewne rzeczy.
Ewa: Doświadczenie robi swoje, widać. Elu, a jak to było u Ciebie?
Początki na freelansie — Ela
Ela: Było ciężko, szczerze mówiąc. Ja jestem ten typ, który zanim zacznie, to musi się dużo nauczyć. Nie do końca umiem z marszu. Nie wiem, czy to jest wada, czy zaleta, czy po prostu jakaś cecha, ale jak już coś robię, to ja nie umiem dla kogoś pracować i brać pieniądze za to, że coś bym chciała robić, tylko mogę to robić albo bardzo dobrze, albo superdobrze, albo wybitnie. U mnie nie ma takich stanów, że ja po prostu uczę się na żywym organizmie.
Pierwsze pół roku, zanim w ogóle zaczęłam pisać dla ludzi, pokazywać to, co piszę, to się po prostu uczyłam. To było moje pierwsze zderzenie z taką rzeczywistością, że siedzę w domu, tu jeszcze doszedł od marca e-learning, zdalne nauczanie. To była polka po prostu. Myślę, że każda mama, która przez to przechodziła, to wie, o czym mówię. Nagle okazało się, że ja tutaj właściwie nie wiem, jaka jest moja rola w tym stadzie.
Zaczęłam traktować już to poważnie — naukę jako pracę. Tu się włącza ten instynkt finansisty u mnie, że to jest inwestycja. Mój czas jest tutaj kosztem alternatywnym, ponoszę koszty związane z czasem na to, żeby w przyszłości mieć z tego pieniądze, więc muszę to traktować tak jak traktuje się każdą inną pracę.
Z drugiej strony mam brudne gary, brudną podłogę, brudne okna. Brudne okna są nie do przejścia. Mam dziecko, które co chwile mamuje — słowo „mama” było w tym domu odmieniane chyba przez wszystkie możliwe przypadki i tonacje. Nagle jakieś problemy techniczne. Ja nie jestem też osobą, która dużo technicznie ogarnia. Teraz to już może więcej, ale wtedy to po prostu wiem, gdzie się włącza komputer i umiem go wyłączyć w miarę sprawnie, i wiem jak go zrestartować. Wtedy moja wiedza była na tym poziomie i tak miałam szczęście, że w marcu zaczął się e-learning w szkołach, a ja wtedy jeszcze studiowałam na trzecim roku i nasza uczelnia szybciej przeszła na e-learning, na Teamsy, więc byłam już trochę przygotowana w sensie technicznym, czyli umiałam włączyć i wyłączyć również Teamsy. Trochę mnie to na początku przytłoczyło. Plus jeszcze do tego ten brak kontaktu z drugim człowiekiem, nie licząc oczywiście najbliższej rodziny.
Jestem ekstrawertykiem. Ponoć w testach wychodzi mi, że podwójną choleryczką, więc lubię kontakt z ludźmi. Lubię kontakt z sobą też, lubię pobyć sama i pomyśleć, ale lubię kontakt z ludźmi i całe życie pracowałam z ludźmi. Pracowałam też w pomocy socjalnej. Sama też przeniosłam się na obsługę klienta. W pewnym momencie wszyscy myśleli, że za karę, bo tam byli właśnie ludzie, klienci, a ja to po prostu lubię. Więc początki były ciężkie.
Ja już też miałam doświadczenie z prowadzeniem firmy z domu, bo był taki moment, jak zrezygnowałam ze szkoły i zanim poszłam do pracy na etat, to przez chwilę, coś około pół roku, miałam swoją działalność gospodarczą. Dziergałam biżuterię w domu właśnie, opiekując się jednocześnie dzieckiem.
Już wiedziałam, że taki sposób myślenia, to jest droga donikąd. Taki sposób myślenia, że ja mam wszędzie bałagan i że właściwie to ja muszę się tym zająć, a później się zajmę pracą, po prostu z tego nic nie będzie. Lepiej od razu zrezygnować. Dlatego ten czas, który poświęciłam na uczenie się copywritingu, poświęciłam też na uczenie się organizacji pracy w domu, uczenia wszystkich dookoła, że ja jestem w pracy. Jak są drzwi zamknięte, to póki krew się nie leje, kości się nie łamią, to choćby padał deszcz czekolady za oknem, to ma nikt mi głowy nie zawracać, nie interesuje mnie to. To było trudne. Natomiast w tej chwili już nie mam z tym problemu.
Czasem tak sobie myślę, że ten kontakt z ludźmi, jakby tak 1/4 etatu, nawet w warzywniaku, tam można sobie z ludźmi porozmawiać. Pracowałam kiedyś w kiosku na wakacjach i bardzo mi się ta praca podobała pod tym względem, że można było porozmawiać z ludźmi. Tego mi trochę rzeczywiście brakuje.
Z tym że ja jestem też taką osobą, że znam chyba wszystkich na osiedlu, więc rekompensuję sobie te braki. Zaczepiam ludzi. Gdzieś ta potrzeba kontaktu z drugim człowiekiem… „Wyżywam się” czy to na listonoszu, czy na pani w sklepie, czy to na przypadkowych osobach w autobusie. Tak sobie rekompensuję ten brak.
Ewa: W 2. odcinku podcastu rozmawiałam z naszym innym absolwentem, z Mariuszem, i on mówił mniej więcej to samo co Ty. Że w pracy copywritera ludzi mu nie brakuje, bo ludzie są wszędzie. Można sobie z kimś pogadać na ulicy, w sklepie. Gdzie nie pójdzie, tam są ludzie. Można sobie jakoś poradzić z tą potrzebą kontaktu społecznego.
Ela: Dokładnie tak. Tym bardziej że uważam, że praca zdalna, z domu, ma mimo wszystko więcej zalet niż wad, bo sama decyduję, kiedy chcę pracować. Może inaczej: to nie jest do końca tak, że sama decyduję, bo jeśli są zadania do wykonania, to muszą być one wykonane i tutaj nie ma, że boli. Z tym że jest ta większa elastyczność, jeżeli chodzi o zaplanowanie swojego dnia pracy.
Jeśli dzieje się coś takiego, że dziecko jest chore czy — tak jak niedawno — jeździłam z Miśką na rehabilitację, to wiedząc, co mam do zrobienia, mogłam sobie ten czas pracy ułożyć tak, że pracowałam wtedy też popołudniami czy wieczorami, ale to nie było dla mnie problemem, bo ja akurat lubię pracować w porach, które są przez wielu uważane za barbarzyńskie. Dla mnie idealna pora to 6 rano, 7 rano, 22 wieczorem. Dla mnie nie jest to problemem, że te godziny pracy wyglądają w ten sposób, bo wtedy, kiedy potrzebuję mieć czas na inne sprawy, jestem w stanie sobie ten czas zorganizować.
Wydaje mi się, że plusów jest mimo wszystko więcej niż minusów. Przynajmniej w moim przypadku.
Pierwsze kroki i kamienie milowe — Ela
Ewa: Super. Czyli różnie to bywało. Na ogół nie tak trudno. U Eli troszkę trudniej było wgryźć się w świat copy, ale też bez jakichś większych kłopotów. Dziewczyny, to przejdźmy do meritum. Wasza copywriterska droga. Od czego to się zaczęło? Jakie były pierwsze kroki? Jakie były może kamienie milowe? Poradźcie coś osobom, które słuchają nas i się zastanawiają nad tym częstym pytaniem „Copywriting. Jak zacząć? Jak zostać copywriterem?”.
Jak to było u Was? Od czego zaczynałyście? Czy może były jakieś przełomy? Gdzie jesteście w tym momencie?
Ewa: Elu, może teraz Ty zaczniesz? Chyba jeszcze nie byłaś pierwsza.
Ela: Nie byłam jeszcze, tak. Ja zaczęłam od uczenia się, bo — tak jak powiedziałam — ja muszę wiedzieć, co robię, żeby móc to robić. I tutaj — jeśli mogę dać radę — to nie idźcie moją ścieżką, bo uważam właśnie, że zrobiłam ogromny błąd na początku, bo trzeba było zacząć od zapisania się na kurs, który właśnie u ciebie Ewo skończyłam, czyli Zostań copywriterem, zamiast szukać wiedzy samodzielnie w Internecie.
Jest bardzo dużo wiedzy o copywritingu i nie twierdzę, że nie można się wielu rzeczy nauczyć z Internetu, bo oczywiście można. Ale kurs — po pierwsze — przyspiesza sprawę. Po drugie: uczy konkretów, a nie na zasadzie, że jeden rabin mówi tak, a drugi rabin mówi inaczej, a Ty bądź mądry i pisz wiersze.
Poza tym sam copywriting to nie jest tylko pisanie, ale masa rzeczy z nim związanych, chociażby to jak zdobywać klientów, jak zbudować portfolio. Tego wszystkiego ciężko się dowiedzieć samemu. To jest moja rada, żeby nie uczyć się tak, jak ja się uczyłam, czyli najpierw bezpłatna wiedza, a potem porządny kurs. Tylko najpierw porządny kurs. Tak by było — myślę — lepiej.
Natomiast jeśli chodzi o takie kroki milowe, to jak już byłam zdecydowana, że chcę pisać, i już uważałam, że jestem gotowa, żeby wyjść do klienta, to miałam taką strategię, że trzem pierwszym klientkom zaproponowałam, że napiszę dla nich teksty bezpłatnie, z tym że to nie były osoby przypadkowe, tylko były to osoby zgodne z moim wymarzonym profilem klienta. Tak jak się mówi, żeby zbudować tę personę — to były takie osoby.
Były to teksty sprzedażowe. Właściwie to jeden z tych tekstów nie wiem jak nazwać. Nazywał się portfolio, ale de facto to był bardzo ładny tekst sprzedażowy.
Po pierwsze, przełamałam się, żeby drugiej osobie napisać to tak, jak należy to zrobić. I żeby po prostu pokazać moje teksty komuś, kto nie jest moim mężem i jest zawsze zachwycony tym, co napiszę. I żeby jeszcze później zobaczyć, że te teksty działają. Ten feedback, który później dostałam, i rekomendacje, to był właśnie taki krok milowy i to było to, po czym przyszły do mnie klientki z polecenia i dzięki temu założyłam firmę.
Często widzę takie pytania na grupach, czy pisać za darmo, czy robić bezpłatne zadania próbne. Ja nie robię bezpłatnych zadań próbnych, bo wydaje mi się, że jak przychodzi do mnie hydraulik do domu, to też mu nie proponuję, żeby mi w łazience wymienił za friko, a ja zobaczę, jak on pracuje. Wydaje mi się, że jeżeli chce się coś zrobić bezpłatnie i chce się mieć jakieś polecenia, rekomendacje, to warto się zastanowić, jak to zrobić mądrze, jak to wpleść w ten cały biznesplan.
Na kurs Zostań copywriterem zapisałam się we wrześniu 2020. Chwilę to trwało, ale powiem szczerze, że pracowałam bardzo pilnie nad tym kursem, zadania robiłam w terminie. Natomiast zajęło mi trochę czasu wysłanie tekstów, bo je poprawiałam. Myślę, że pobiłam jakiś życiowy rekord, jeśli chodzi o ilość poprawek, bo tak chciałam, żeby to było takie po prostu super, ale też uważam, że było warto. Myślę, że mogę się pochwalić, że jestem już w bazie copywriterów Tekstowni.pl, z czego jestem bardzo dumna i uważam, że jest to naprawdę dla mnie bardzo duży krok.
Ewa: Potwierdzam. Ela jest w bazie. Jedną rzecz tylko sprostuję, że spotkałyśmy się na kursie w 2021 roku. Niedawno to było. Od razu powiem, zareklamuję, że już niedługo będzie można na bazowym blogu przeczytać tekst Eli. O czym? To jest niespodzianka, ale powiem, że tekst czyta się bardzo fajnie i jest ciekawy. Polecam. Myślę, że za dwa tygodnie chyba będzie. Nie pamiętam na kiedy zaplanowałyśmy Elu. W lutym chyba?
Ela: Na 23 albo 27 lutego. Nie pamiętam, ale mam w dwóch kalendarzach.
Ewa: W każdym razie wkrótce. Tekst już jest gotowy. Zdjęcia są już wybrane, grafiki do tego tekstu. Niedługo będzie można się z nim zapoznać. Chociaż jedną rzecz może zdradzę, bo Elu twój tekst jest o dziedzinie, którą chcesz się zajmować jako copywriter.
Ela: Tak, o finansach. To nie jest tak, że zamykam się na pisanie o innych rzeczach, ale rzeczywiście chciałabym się skupić przede wszystkim na pisaniu o finansach, bo w tym się dobrze czuję, w tym pracowałam. W tych tematach też jest mi łatwo po prostu weryfikować źródła. Bo uważam, że to jest też bardzo ważne, żeby robiąc research, wiedzieć, które źródło jest wiarygodne, a które nie jest.
Gdybym miała pisać o mikroprocesorach, to miałabym z tym problem. Jeśli miałabym pisać o dźwigni finansowej albo o analizach finansowych, to tego problemu nie mam, bo wiadomo, już w tym temacie trochę pracowałam. I też staram się być na bieżąco. Jakkolwiek to nie zabrzmi, ja dalej hobbystycznie śledzę Infora czy Gofina, więc jestem w miarę na bieżąco.
Ewa: Postanowiłam wyjąć ten wątek finansów w Twojej copywriterskiej pracy, bo kto Cię śledzi na Instagramie, to wie, że ty byłaś znana swego czasu jako @copywriterka_eko i to eko, wcale nie oznacza to, co wszyscy myślą, czyli ekologię, bo oznacza też…
Ela: Ekonomię. Ten zamysł, copywriterka_eko jak ekonomia, od tego, co mnie zawodowo interesuje, i ekologia, od tego, co prywatnie porywa moje serce. Jednak to „eko” zrobiło się bardzo ekologiczne, dlatego zrobiłam taki teraz mały rebranding, żeby podkreślić, że jednak wolę pisać o ekonomii niż o ekologii. Bo nie mam żadnych studiów czy doświadczenia w dziedzinie ekologii. To mnie interesuje prywatnie. Myślę, że jakąś wiedzę mam, ale zdecydowanie większą, jeżeli chodzi o ekonomię.
Pierwsze kroki i kamienie milowe — Ola
Ewa: Dzięki, Elu. Olu, może teraz Ty opowiedz, jak to u Ciebie było z tymi pierwszymi krokami. U Eli zaczęło się od samodzielnej nauki, a u Ciebie zaczęło się od kursu czy od jakichś jeszcze wcześniejszych przygód z pisaniem?
Ola: Nie. U mnie zaczęło się od kursu. Zrobiłam to, co Ela radzi. Zacząć od porządnego kursu. Ja jestem nauczycielką, ale nie jestem typem samouka. Ja potrzebuję mieć mentora, nauczyciela, kogoś, kto mi powie nawet takie rzeczy, które ja mogę sobie sama gdzieś znaleźć, sama przeczytać. Ja lubię wysłuchać kogoś. Jakoś łatwiej mi się przyswaja wtedy wiedzę. Zaczęłam od kursu, w międzyczasie doczytywałam różne inne materiały, też książkę Eli [Ewy] kupiłam, żeby się jeszcze bardziej szczegółowo wgryźć w to, co było na kursie poruszane. Więc zaczęłam od przygotowań, ale w trakcie tych przygotowań zaczęłam też rozglądać się za zleceniami.
Moje pierwsze zlecenie było efektem nieporozumienia. Znalazłam ogłoszenie, wysłałam swoją ofertę. Rzadko się zdarza, żeby dostać odpowiedź, kiedy ktoś nie jest zainteresowany naszą ofertą, a ja dostałam tę odpowiedź. Klient jakoś tak sformułował swoje myśli, że ja zrozumiałam, że mam napisać ten tekst. No więc go napisałam i mu odesłałam. Później się okazało… „Ale pani Olu, ja nie zamawiałem tego tekstu”. Mówię: „No dobra, to trudno, OK. Nic takiego się nie stało”.
Ale on później przeczytał ten tekst i uznał, że on jest dobry. Mówię: „No to dobrze, to jakie było kryterium?”. „No cena”. Moja była wyższa oczywiście, dlatego się nie załapałam na to zlecenie, ale koniec końców ten klient kupił ode mnie ten tekst po mojej stawce, bo uznał, że jest dobry i że go wykorzysta. I jest on moim stałym klientem do teraz. Akceptuje moje stawki.
Też — tak jak Ela mówiła — ja nie piszę za darmo. Copywriting nie jest moim jedynym źródłem dochodu. I w copywritingu, i w wirtualnej asyście obserwuję takie bardzo niepokojące zjawiska pracy za uśmiech. No nie, ja tak nie robię. Ja mam rachunki do opłacenia, firmę, która generuje koszty. Nie, po prostu nie. Ja mam jakieś swoje stawki.
Oczywiście oznacza to, że nie miałam tysiąca zleceń od pierwszego dnia, ale tak jak mówię, to nie było moje jedyne źródło dochodu, więc ja mogłam sobie pozwolić na to, żeby rezygnować z niektórych zleceń i ich nie przyjmować albo w ogóle nawet ignorować pewne ogłoszenia, które mi się podobały.
Trzeba siebie szanować, swój czas. Ciężko jest też potem wyjść, jak się na początku zaczyna pracować za jakieś grosze, ciężko jest potem przeskoczyć na normalne stawki. Bo klienci się przyzwyczaili, bo nie mamy odwagi, żeby poprosić o więcej. Jeżeli ktoś czuje, że dobrze robi to, co robi, i że praca, którą oferuje, jest rzeczywiście warta pieniędzy, których oczekuje, nie widzę powodu, żeby się uginać ze swoimi stawkami.
Chociaż muszę się przyznać, że miałam taki epizod, że znalazłam ogłoszenie… Jak się później okazało, to była jakaś taka copywriterska agencja, taka kobyła na zasadzie „zlecenia mniej niż 10 zł za 1000 znaków, milion korekt…” Kosmos jakiś. Zaprosili mnie, zaakceptowali. Tak pro forma napisałam kilka tych tekstów, ale…
Wiecie, zastanówcie się. Potem jak chcecie coś zacząć i nagle się okaże, że musicie pracować 24 godziny na dobę i nie jesteście w stanie dobić do najniższej krajowej taką pracą, to albo szybko zamkniecie swój interes, albo się zrazicie i zupełnie niepotrzebnie uznacie, że może nie jesteście dobrymi specjalistami, copywriterami. To jest totalnie nie tędy droga.
Chyba lepiej przebiedować sobie na początku albo zacząć jeszcze na etacie na zasadzie dorabiania dochodzić do tego momentu, kiedy rzeczywiście można przejść na swoje i tylko tym się zajmować. Może ja nie jestem obiektywna, bo copywriting nie jest moim jedynym źródłem dochodów, więc mogłam sobie innymi ścieżkami też zarabiać. Ale właśnie — podobnie jak Ela — nie praktykuję żadnych takich próbek darmowych, zadań testowych. Ja mam portfolio. Jak się komuś podoba, to zapraszam, a jak nie, to znajdą się inni chętni.
Ewa: Tak, u nas jest właśnie to piękne, że zadanie próbne na czym może polegać? No na pisaniu, a jeżeli masz co pokazać, już coś napisałaś, to właściwie czemu to służy?
Bardzo cenne rzeczy powiedziałaś, Olu. Jak wiecie zapewne, ludzie mają takie dylematy: Czy z tego to się da w ogóle wyżyć? A może copywriting to taki sposób na dorobienie? Albo: nie ma co, bo stawki są niskie. Ale pięknie wybrzmiało to, że tak naprawdę wcale te stawki — po pierwsze — nie muszą być niskie. Dużo zależy od nas, na co się zgadzamy.
Jak już zaczynasz od tych niskich stawek, to potem będzie trudno. Nie tylko dlatego, że klienci się przyzwyczajają, ale też zwyczajnie wtedy takich klientów przyciągamy, którzy spośród wszystkich wartości, jakie możemy im dać, najbardziej cenią sobie właśnie tę małą stawkę. Może być trudno z tego wyjść i prosić o więcej. Dzięki bardzo.
Oliwia, jak to było u Ciebie? Twoja droga, wiem już, że zaczęła się przed kursem.
Pierwsze kroki i kamienie milowe — Oliwia
Oliwia: Tak. U mnie to była taka wypadkowa przypadku, chaosu i potrzeby zdobycia pieniędzy. Byłam na zdalnym, miałam dużo więcej wolnego czasu i jakoś chciałam po prostu zabić ten czas, nudę.
Tak czy siak, ja nie jestem samoukiem, ani też nie jestem zbyt cierpliwa, jeżeli chodzi o inne formy nauki. Ja za to jestem samorobem. Jak mam się czymś zająć, to po prostu potrzebuję już to robić. Jak dowiedziałam się o UseMe, to od razu tam weszłam. Jak zobaczyłam, że są zlecenia dotyczące pisania, to zaczęłam hurtowo odpisywać.
W miarę tworzenia swojego profilu, w miarę czytania kolejnych ofert modyfikowałam ten profil. Tak jak mówię, złapałam kilka pierwszych zleceń, naprawdę nie wiedząc, co i jak, ale jakoś to intuicyjnie pisałam. Teraz, z perspektywy czasu, mimo że te teksty są dość słabe, widzę, że ta intuicja dobrze mnie prowadziła. W kierunku języka korzyści. No umówmy się, miałam do tego dryg. Tak jak wiem, że mam do tego dryg i teraz, tylko że teraz mam też warsztat, a wtedy tego nie miałam.
Dopiero po złapaniu tych kilku zleceń, zrozumiałam, że chcę iść w to głębiej, a wtedy to było dość logiczne, że chciałam pogłębić swoją wiedzę i zdobyć właśnie ten warsztat.
Zaczęłam szukać kursów. Znalazłam twój kurs, Ewo. Jeszcze na ten kurs musiałam sobie zarobić i zarobiłam na niego tymi właśnie zleceniami. Przy czym w trakcie kursu, jak on się zaczął we wrześniu 2020 roku, już miałam zlecenia, i to sporo zleceń, dlatego tylko przez pierwszy tydzień szłam równo z kursem, a potem międliłam ten kurs przez rok. Tak, mniej więcej tyle mi to zajęło. Miałam sporo pracy na etacie i zleceń.
A jeśli chodzi o moje rady czy rzeczy, jakie z tego wyciągnęłam, to tak. Po pierwsze, nigdy nie pisałam za darmo. Nigdy by mi to nawet do głowy nie przyszło, bo to jest moja praca. Ja nie będę pracować za darmo. Mogę wolontarystycznie coś za darmo napisać dla fundacji, organizacji, ale komuś za darmo — nie. Mogę zaprezentować teksty, które mam napisane w ramach portfolio, ale nie jako próbkę. Nie. Po prostu nie tędy droga, więc też nie polecam pisania za darmo.
Po drugie: stawki. Pamiętam, że zanim napisałam pierwszy tekst, bardzo dużo szukałam w Internecie, jakie są stawki, żeby właśnie nie podać za niskiej i żeby nie zgadzać się na za niską. Co prawda nie znałam branży copy, zupełnie nic. Teraz wiem, jakie zamieszanie jest z tymi stawkami. Zaniżanie stawek itd. Ale wiedziałam, jak to jest w innych branżach. Koleżanka, która działa w branży wirtualnych asystentek, uczulała mnie, że jeżeli będę brała się za wirtualną asystę, to żebym nie schodziła poniżej pewnej kwoty za godzinę, żeby nie psuć rynku. Dla mnie bardzo słuszna rada. To jest taka rada dla przyszłych copywriterów, żeby cenić siebie i swoje umiejętności, i cenić swój czas. Jaki jest sens pracy za 3 zł za 1000 znaków? Żaden. Już lepiej naprawdę iść do innej pracy.
Kolejna rzecz: kwestia poszukiwania klientów. Oprócz tego mojego pierwszego szukania klientów z UseMe, przed kursem, nigdy potem nie szukałam żadnego klienta. Nigdy. Cała reszta to byli klienci z poleceń od tych pierwszych klientów. Cała siatka. To jest do tej pory cała siatka poleceń. A jak otworzyłam swoje social media firmowe, na których — uwierzcie mi — praktycznie nic nie ma, bo szewc bez butów chodzi, to odezwała się cała masa znajomych. Że kojarzą mnie i pamiętają, jaka byłam w szkole z języka polskiego i później. Więc ludzie, których znaliście, znacie, to też mogą być potencjalni klienci.
Czy jakieś kamienie milowe w mojej karierze? Ja myślę, że kurs u ciebie, Ewo, był takim kamieniem milowym. Jest taka tendencja, którą dostrzegam na grupach facebookowych dotyczących szukania zleceń. Co jakiś czas widzę ogłoszenie, że umiem pisać to i to, interesuję się tym i tym, chętnie przyjmę zlecenia takie i takie, zajmę się copywritingiem, jestem początkującym copywriterem. Wiecznie mnie kusi, a czasem wręcz napiszę: „Nie, nie jesteś copywriterem” albo „To nie jest praca copywritera”.
To, że piszesz, to nie znaczy, że jesteś copywriterem. Copywriting to jest zbiór zasad, które trzeba znać. To jest pewien warsztat. To nie jest tylko pisanie. Pisanie do Internetu to nie jest takie pisanie jak w szkole. Uważam, że to jest bardzo istotne, żeby to rozumieć i rozróżniać. Nie jest to takie łatwe, jak się wydaje. Ale jest to niezwykle satysfakcjonujące.
Copywriter i (zadowoleni) klienci — Olwia
Ewa: Zgadza się. Dziewczyny, już tu się pojawiały troszeczkę takie sygnały, że klienci są zadowoleni z Waszych usług. Ela wspominała, Ola wspominała, że klient zgodził się zapłacić większą stawkę. Oliwia o tej siatce poleceń. A gdybym Was zapytała o jakąś taką jedną opinię, którą pamiętacie (domyślam się, że było ich już wiele). Taka jedna opinia, którą pamiętacie, a która naprawdę dodała Wam skrzydeł. Ktoś Wam powiedział coś takiego o Waszym tekście, czy może miałyście liczby, jak ten tekst zadziałał. Przypominacie sobie coś takiego?
Oliwia: Ja mam 2 takie opinie. Jedna to jest moja pierwsza opinia, pierwsza na UseMe — tam się wystawia takie opinie. Nie pamiętam dokładnie treści, ale jak to przeczytałam, a to były początki, to było takie super, supermotywacja, żeby dalej pisać. A druga to było gdzieś rok później. Już od roku pisałam, kiedy moja klientka, jedna z pierwszych, w luźnej rozmowie powiedziała: „No, ten i ten mój znajomy bardzo cię chwalił. Mówił, że super teksty, jest taki zadowolony”. A ja akurat czekałam na maila od tego klienta i tak się martwiłam, że ten mail nie przychodzi, że coś jest nie tak. Pamiętam, że słowa tej klientki podziałały tak, że o kurczę, że jest tak zadowolony, że rozmawia z nią na mój temat. To bardzo mi dodało skrzydeł, chociaż usłyszałam to od osoby trzeciej. Fajne to było.
Ewa: A to też jest bardzo ważna rzecz, którą powiedziałać. Że czasami jak nie przychodzi mail od klienta, to to wcale nie znaczy, że on ma jakieś „ale”. Bo ja wiem, że copywriterzy często się tak zadręczają: „Ojej, wysłałem tekst, a on nie odpowiada. Pewnie mu się nie podoba i pewnie w ogóle żałuje, że mnie zatrudnił”, wcale nie musi tak być. Ludzie czasem mają zupełnie inne obowiązki i to, że nie odpisują, może znaczyć wszystko. Może znaczyć, że ktoś się rozchorował, może znaczyć, że jest zachwycony i właśnie rozmawia ze znajomym i poleca, w końcu się odezwie. A może znaczyć też nawet chociażby tyle, że nie ma zastrzeżeń. Po prostu. Uznaje za oczywiste, że się nie odzywa, bo skoro jest OK, to po prostu jest OK i płacę. W każdym razie nie musi to oznaczać, że jest niezadowolony.
Oliwia: No tak. A jednak ten nerw jest.
Ewa: Dobra, dzięki, Oliwia. Olu? Przypominasz sobie taką opinię?
Copywriter i (zadowoleni) klienci — Ola
Ola: Wiesz co, chyba ten mój pierwszy klient z przypadku, o którym mówiłam. Napisałam ten tekst i — o ile dobrze pamiętam — to był mój pierwszy tekst nietreningowy, pisany z myślą o tym, że zarobię nim pieniądze. Potem potoczyło się, jak się potoczyło, ale on powiedział, że ten tekst jest dobry. Kupił go ode mnie za tę wyższą stawkę. Dla mnie to był wiatr w żagle i znak, że OK, chyba robię to dobrze.
Tak poza tym generalnie nie proszę klientów o wystawianie opinii. Oni zazwyczaj piszą mi gdzieś po skończonym zleceniu, że OK, wszystko jest fajnie, ładnie, że są zadowoleni. Mnie to w zupełności wystarcza i jakoś tak, szczerze mówiąc, nie kolekcjonuję tych opinii.
Ewa: Ale wspomniałaś o spontanicznych opiniach klientów i chciałam Ci powiedzieć, że to jest najważniejsze. Te opinie spontaniczne to są najlepsze opinie. Czasami nawet warto zapytać: „Czy mogę się tym, co pan napisał w mailu, pochwalić się tym na swojej stronie internetowej?”. To są najlepsze opinie, jakie mam również ja na swojej stronie. To są właśnie opinie napisane tak spontanicznie. Bo często jest tak, że jak prosimy klienta, to potem jest tak: „A co ja mam napisać, ja nie umiem, bo ja właśnie po to wynajmuję panią, bo nie umiem pisać, potem wychodzi coś takiego sztywnego: Pani Ania się wywiązała, wszystko było dobrze„. Nie ma w tym emocji, tej siły przekonywania. A to, co klienci napiszą spontanicznie, jest najfajniejsze. Dzięki Ola. Elu, jak to tam u Ciebie było?
Copywriter i (zadowoleni) klienci — Ela
Ela: Pierwsza opinia, która do mnie przyszła po pierwszym zleceniu, to była taka bardzo uskrzydlająca, bo wysyłałam tekst drżącą ręką. Ja, jak długo mam tekst w komputerze u siebie, tak długo nie mogę się powstrzymać, żeby jeszcze coś tam w nim nie dłubać. Zawsze wysyłając, uważam, że można zrobić to lepiej. To jest chyba jakaś przypadłość. Z tego, co słyszę, nie tylko moja. Podejrzewam, że zostanie już na zawsze.
Wysłałam i byłam przekonana, że na pewno źle, dramat i w ogóle to ja wracam na etat, więc było mi naprawdę miło, jak dostałam informację zwrotną długą i taką przyjemną.
Bardzo przyjemnie mi było też, jak miałam takie zlecenie, przy którym bardzo się napracowałam. To było właśnie portfolio, to było jedno z tych zleceń, które robiłam bezpłatnie, to miało być portfolio dla wirtualnej asystentki. Zrobiłam najpierw portfolio i powiem szczerze, że w ogóle tego nie czułam i tak w rozmowie z klientką doszłyśmy do wniosku, że zaryzykujemy i zrobimy portfolio w formie tekstu sprzedażowego, tak trochę jak się robi landing page. Tak to zaprojektowałam, tak to napisałam.
Chwilę to trwało, a później dostałam maila zwrotnego. To było jedno słowo — niecenzuralne, więc pozwolę go sobie nie przytoczyć, ale napisane dużymi literami w pionie.
Zrobiło mi się bardzo miło. Była bardzo, bardzo zadowolona. Zresztą dostałam od niej również rekomendację, i to było super.
Jeżeli chodzi o cyfry, to dostałam cyfry raz przy kampanii sprzedażowej, tam pisałam również maile. (Ja też właśnie chciałabym trochę więcej pisać newslettera, bo to też lubię, ale myślę, że zostawię sobie ten plan na kolejny kwartał roku). W każdym razie to była kampania sprzedażowa, tam były też sekwencje maili i później dostałam informację zwrotną, jak ta kampania poszła.
To było miłe, bo widziałam, że były dochody. Może nie rzuciło mnie tak bardzo na kolana, bo mi się zawsze włącza taki syndrom finansisty, że jak ja nie znam całego obrazu — jakie były założenia, jakie były plany finansowe i cała reszta — to było mi miło, że jest dochód, ale klientka tutaj była zadowolona też, wszystko było OK. Miło było wiedzieć, że rzeczywiście, to co zrobiłam, przyłożyło się do tego, że kampania była zakończona sukcesem.
Przy czym mam świadomość tego, że na sukces składają się nie tylko teksty, tylko wiele innych rzeczy, więc tutaj nie czuję się jedyną matką tego sukcesu. Ale było to bardzo miłe.
Ewa: Ale jedną z matek możesz się czuć.
Dziewczyny, dziękuję Wam bardzo. Jestem niesamowicie dumna, kiedy to wszystko słyszę. Jesteście świetnymi copywriterkami, specjalistkami, macie już fajne informacje zwrotne. Powiedzcie, gdzie można Was znaleźć i zaprosić do współpracy. Myślę, że niejedna osoba, która Was posłucha, będzie chciała być może przyjrzeć się bliżej Waszej działalności. Zaproście naszych słuchaczy na swoje strony internetowe, miejsca w sieci. Oliwia, może teraz Ty zacznij.
Dobry copywriter — gdzie go znaleźć? Miejsca Oliwii, Eli i Oli
Oliwia: Mnie można znaleźć, jeżeli chodzi o social media, to: Facebook @Oliwia Bonarek Copywriting. Oprócz tego, że on istnieje, to nic nie ma, ale można się przez niego skontaktować. Tak jak mówiłam, ja oprócz tego, że jestem copywriterem, jeszcze prowadzę social media klientów i zawsze się śmieję, że na moich nic nie ma, ale to chyba dlatego, że wszystko z siebie daję do tych social mediów klientów. Już na siebie nie starcza mi czasu.
Na Instagramie jestem pod nazwą @ob.copy. Stronę mam jeszcze w budowie, więc na nią zaproszę, kiedy będzie gotowa, a buduje się od roku. Chyba o to chodzi, że uwielbiam cudze strony i uwielbiam działać na nich, ale własne stawiam na ostatnim miejscu.
Ela: Tak a propos tego, że szewc bez butów chodzi, to moja strona wprawdzie jest od 3 miesięcy w budowie, ale ja też sobie za taki punkt honoru wyznaczyłam, że jak najwięcej rzeczy chciałabym zrobić sama, bo chciałabym też po prostu umieć budować takie proste strony i chciałabym przede wszystkim umieć wrzucać w WordPressa teksty tak, żeby o to poszerzyć swoją ofertę. Na razie tego nie umiem. Natomiast na ten moment można mnie przede wszystkim znaleźć w bazie copywriterów Tekstowni.pl.
Można mnie znaleźć na Instagramie na koncie o żenującej ilości postów. Jestem tam jako copywriterka eko i nie ukrywam, że jeżeli chodzi o prowadzenie swojego Instagrama służbowego… Cóż, nie jest to to, co tygryski lubią najbardziej, ale można się też ze mną skontaktować. Zaglądam tam w każdym razie. Nie jest tak, że jest to tak totalnie porzucone, raczej zaniedbane od strony publikacji. Na Facebooku jestem tylko prywatnie i tam nie angażuje się zawodowo, jeśli nie muszę.
Ewa: Ola?
Ola: Trochę lepiej się poczułam, jak dziewczyny powiedziały, że ich media społecznościowe są pustawe. Moje są kompletnie puste. Mnie można znaleźć na LinkedIn — Aleksandra Szewczyk, zapraszam serdecznie. To jest chyba ten kanał, który lubię najbardziej. Na Facebooku jestem, ale tam też przeciąg. Można mnie znaleźć, żeby mnie zaczepić na Messengarze, zapraszam.
Ja mam swoją stronę, ale mam też skomplikowaną nazwę mojej firmy Vactet.pl pisane przez v. To jest skrót od wirtualnej asysty, copywritingu, tłumaczeń, transkrypcji i nauczania języka angielskiego, i mam gdzieś, że to trudne. Myślę, że do tych 2 miejsc mogłabym się ograniczyć. Do LinkedIna i do mojej strony internetowej.
Ewa: Te wszystkie miejsca, o których mówiłyście, adresy Waszych profili, Waszych stron, podam oczywiście w opisie podcastu. Nie szkodzi, że ta nazwa jest trudna. Nawiasem mówiąc, ona może jest trudna, ale jest też intrygująca. Zastanawiałam się, co to znaczy Vactet — Vactet by ola, bo tak masz w mailu, prawda?
Ola: Tak. To jest mój taki mail roboczy. Mam też maila bardziej profesjonalnego bez gmail po @. Jak już się ktoś dowie, co stoi za tą nazwą, to zaczyna mieć sens.
Ewa: Ja jeszcze wyciągnę coś optymistycznego z tego, co mówiłyście. Bo mówiłyście trochę takie zawstydzone: „Ojej, ten Instagram to nie domaga”, „Na Facebooku to mnie nie ma”, „Strona w trakcie prac, stawiana od roku czy 3 miesięcy”. Ale kurczę, to jest super, że mimo tego, że te strony jeszcze nie domagają, a profile mogłyby być nie wiem jak strasznie rozhulane, a nie są, to macie klientów. Rozumiem, że też nie narzekacie na ich brak, cały czas jest ta ciągłość zleceń.
A właśnie młodzi copywriterzy czy młodzi stażem copywriterzy, kiedy przychodzą do mnie na kurs, często zakładają od razu konto gdzieś na Instagramie, bo myślą: „Ojej, to jest obowiązkowe. Jak ja chcę być copywriterem, to muszę prowadzić konto na Instagramie, na Facebooku, na LinkedIn, na Pintereście i jeszcze mieć stronę, i jeszcze nie wiadomo co”. Wcale tak nie jest. Można być wziętym copywriterem i nie mieć rozhulanego konta z milionem rolek i relacji, i karuzeli.
Oliwia: Dokładnie. Możesz nie mieć niczego. Naprawdę niczego. Przyszły copywriterze, który tego słuchasz. Dalej możesz zarabiać.
Ela: Myślę, że warto jest mieć portfolio. Nie czekać z tym tak długo jak ja, że gdyby nie kurs Zostań copywriterem, to pewnie dalej bym nie miała portfolio i dalej bym wysyłała zlepki tekstów. Warto mieć portfolio. To jest najważniejsza rzecz tak naprawdę, jeśli chodzi o zdobywanie klientów, żeby mieć po prostu co pokazać. Na Instagramie co można pokazać? Tak naprawdę niewiele.
Ola: Ładne zdjęcia.
Oliwia: Chociaż na Instagramie też można, tylko trzeba umieć zawrzeć dużo w bardzo krótkim tekście, który pokażesz na zdjęciu. Do krótkich haseł też trzeba mieć osobny talent. To jest inny rodzaj copywritingu.
Ewa: Dziewczyny, tym optymistycznym akcentem, że wszystko się da, że wcale nie trzeba się zamęczać w social mediach, kończymy.
Oliwia: Trzeba znaleźć swoją niszę. Jeśli mogę jeszcze powiedzieć coś na końcu: copywriterów jest dużo, branża jest pojemna i to nie jest tak, że każdy copywriter pisze tak samo i to samo. Po pewnym czasie każdy znajduje swoją niszę i swój styl, więc nie trzeba iść utartą ścieżką.
Zresztą ty, Ewo, wspominasz na kursie, że dajesz jedynie narzędzia, to jak ktoś ich użyje, w którą stronę pójdzie, to to już jest nasza wola i od nas to zależy. To też o to chodzi, żeby ludzie nie zafiksowali się na tym, że muszą w jeden konkretny określony sposób. Również z tymi mediami społecznościowymi.
Ewa: Zgadza się. Dziewczyny, bardzo dziękuję. Dziękuję za tę ogromną dawkę optymizmu, jaką myślę, że wniosłyście — szczególnie dla osób, które się wahają, zastanawiają, czy to w ogóle warto, czy się da, czy to można. Boją się, że jak nie mają talentu do mediów społecznościowych, to pewnie nie dadzą rady. Nie. Wszystko się da. Dziękuję wam za to, że to powiedziałyście.
Dziękuję Wam za to, że w ogóle mogłyśmy się spotkać kiedyś na kursie, a teraz w podcaście. Trzymam kciuki za Wasze dalsze kariery, dalsze współprace z klientami. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś tak sobie porozmawiamy i będzie jeszcze dłużej, a teraz było dosyć długo, i jeszcze bardziej optymistycznie. Trzymam kciuki.
Oliwia: Bardzo mi się podobało. Dzięki, Ewa, za zaproszenie i też mam nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkamy.
Ewa: Jesteśmy w kontakcie cały czas, czy mailowo, czy w mediach społecznościowych, ale tak wiecie, może z perspektywy paru lat będziecie mogły dać jeszcze więcej rad osobom, które będą w tamtym momencie tu, gdzie Wy jesteście dziś.
Ola: Jasne. Dzięki, Ewa, za zaproszenie i dzięki, Dziewczyny. Miło mi było Was poznać.
Ela: Ja też dziękuję za zaproszenie. Dziękuję, Dziewczyny. Dziękuję wszystkim, którzy wytrwali do tego momentu, że słyszą moje podziękowania. Jest mi strasznie miło.
Ewa: Myślę, że wytrwają. Wyszło nam pewnie z półtorej godziny, ale też jest co posłuchać. Ostatnio było tylko 12 minut, więc tak dla równowagi.
Ela: Zawsze można słuchać na raty.
Ewa: Pewnie. Wielkie dzięki!
To już wszystko w tym odcinku, w odcinku specjalnym. Zachęcam Cię do subskrypcji podcastu, bo dzięki temu nie przegapisz kolejnych copyinspiracji i ciekawych (mam nadzieję!) spotkań. Zajrzyj także na stronę tekstowni.pl, gdzie znajdziesz bezpłatną bazę wiedzy z ponad 150 artykułami, są też bonusy do pobrania, są kursy płatne i 1 bezpłatne.
A skoro o kursach mowa, to jak wiesz (albo nie) za parę dni startuje kolejna edycja kursu Zostań copywriterem. Jeśli czujesz, że i Ciebie, tak jak Elę, Olę i Oliwię, wzywa copyprzygoda, zapraszam. Bo nigdy nie jest na to za późno.
Miejsca, w których znajdziesz uczestniczki rozmowy:
Aleksandra Szewczyk
strona WWW: vactet.pl
LinkedIn: @Aleksandra Szewczyk
Oliwia Bonarek
Instagram: @ob.copy
Facebook: @OliwiaBonarekCopywriting
Elżbieta Markowska
Instagram: @copywriterka_eko
Profil w bazie copywriterów: Elżbieta Markowska