Co odróżnia ludzi sukcesu od tych, którym nie za wiele się udaje? Otóż ci drudzy czekają, aż im okazja z nieba spadnie i nie zastanawiają się nawet, jaka ta okazja miałaby być. Tymczasem pierwsi wyznaczają sobie cel i mają „czułki” nastawione na poszukiwanie dróg do niego. Jeśli Twoje „czułki” są nastawione na zarobkowe pisanie, ale rozglądasz się jeszcze za możliwościami, to mam kilka propozycji.
.
Mało ambitnie, bez umiejętności
Zacznijmy od zleceń z najniższej półki — takich dla każdego. Jedyne, czego potrzebujesz, żeby je podjąć, to decyzja i odrobina czasu, który musisz poświęcić, żeby znaleźć zleceniodawców.
1. Pisanie opinii
Chodzisz po forach, po blogach i piszesz, że tak, post/pomysł fajny, ale Ty miałeś jeszcze fajniejszy. Otóż skorzystałeś niedawno z oferty firmy XYZ i jesteś arcyzadowolony i megadopieszczony, wszystkim polecasz. I dla chętnych zostawiasz link.
Nie potrzebujesz do tego umiejętności — wręcz przeciwnie: wszelkie niedociągnięcia mogą sprawić, że Twoje wypowiedzi zabrzmią bardziej naturalnie. Przyda się jedynie odrobina sprytu — no w końcu Twój komentarz ma wyglądać jak spontaniczny wyraz zachwytu prawdziwego klienta.
Jak to wygląda od strony etycznej? No cóż… Wszyscy z tych opinii korzystamy. Pisząc takie rzeczy, dokładasz swoje 2 grosze do coraz mniejszej wiarygodności Internetu. I sam też masz z tego grosze (kiedy ostatnio słyszałam o tym procederze, to była stawka 50 gr za opinię).
Jednym słowem: stukania dużo, jeśli chce się naprawdę zarobić, a pożytek z tego marny, no ale co kto lubi.
2. Pisanie precli
Precel — pressel SEO — to taka tekstowa galareta służąca pozycjonowaniu stron. Nikt niczego się z niej nie dowie, bo wypełniona jest oczywistościami. Ma się zgadzać tylko liczba znaków i rozmieszczenie słów kluczowych. W tym zakresie dostajesz dokładną instrukcję, więc poradzisz sobie bez wiedzy, bez polotu i bez warsztatu.
No, dobrze by było najwyżej, żebyś miał z grubsza pojęcie o poprawnej polszczyźnie. Ludzie wprawdzie czytać tego nie będą, ale algorytmy wyszukiwarki są już na tyle inteligentne, że potrafią wyłapać błędy i ukarać za nie obniżeniem pozycji witryny.
Czy warto brać takie zlecenia? Cóż, jeśli naprawdę życie Cię przyciśnie, to może i warto. Ale nie radziłabym robić z precli swojej specjalizacji, zwłaszcza jeśli masz jakieś ambicje pisarskie. Istnieje duże ryzyko, że bełkot, który będziesz hurtowo produkować (naprawdę na masową skalę, jeśli chcesz poczuć jakąkolwiek zmianę na koncie) już na zawsze pozostanie charakterystyczny dla Twoich tekstów.
3. Pisanie parafraz tekstów/opisów
Co robią firmy, które chcą mieć oryginalne teksty, ale nie chcą płacić (prawdziwemu) copywriterowi za ich stworzenie? Płacą „copywriterowi” za parafrazę (cudzysłów celowy — oznacza, że copywritingiem bym takiej parafrazatorskiej działalności nie nazwała).
Wygląda to tak: ktoś bierze czyjś opis produktu albo tekst z bloga, daje Ci i prosi, żebyś tak pozmieniał słowa czy zdania, żeby było to samo, ale inaczej. Siadasz i dziobiesz.
Prosty zarobek?
No właśnie niekoniecznie. Nie pisałam nigdy takich parafraz, ale z dawnych doświadczeń redakcyjnych pamiętam, że czasem już łatwiej napisać coś od nowa niż przekształcać. Pomęczysz się — gwarantuję, a pieniądze — jak to przy pracy „dla każdego”.
Ambitnie, twórczo, z warsztatem — na zlecenie
Wbrew temu, co mogłeś pomyśleć po przeczytaniu trzech pierwszych pomysłów, pisarski romans z marketingiem nie musi oznaczać dziobania za grosze i bez sensu. W końcu Internet pełen jest także świetnych treści i ktoś te treści tworzy. Dlaczego jedną z takich osoba nie miałbyś być Ty?
4. Copywriting (i content writing)
Również na zlecenie, ale (zakładając, że mamy do czynienia z najprawdziwszym copy) oczko, a nawet kilka oczek wyżej.
Możesz tworzyć opisy produktów (tym razem samodzielnie projektowane od A do Z), teksty na strony internetowe, teksty sprzedażowe do ofert, mailingów, scenariusze, hasła reklamowe. Możesz też pisać na potrzeby tzw. marketingu treści (content marketingu) — artykuły blogowe albo posty do social mediów. Możliwości jest naprawdę duuużo.
Warunek: polegasz nie na swoim wyczuciu czy nawet talencie, ale na warsztacie (z całym szacunkiem, ale takie rzeczy jak SEO, zasady webwritingu, AIDA, prawa perswazji, storytelling itp. to nie jest coś, z czym można się urodzić).
Tu już nie dostajesz szczegółowych instrukcji technicznych — to Ty jesteś osobą, która powinna się znać na projektowaniu. Płacą Ci już nie za dziobanie na akord (tak jak w poprzednich typach zleceń), ale za wiedzę i — nierzadko — za realny efekt: zwiększenie liczby wejść na stronę, wydłużenie czasu spędzanego przez internautów na stronie, zwiększenie sprzedaży.
Cd. artykułu pod grafiką
Ambitnie, biznesowo samodzielnie
Jeśli zlecenia wszelkiego rodzaju nie są dla Ciebie, a mimo to szukasz sposobu na to, żeby zarobić, nie odchodząc od klawiatury, mam dla Ciebie dobrą wiadomość: też się da!
5. Blog z afiliacjami
Co powiesz na własny blog? Takie miejsce, w którym rządzisz niepodzielnie. Ty decydujesz, jakie będzie layout, o czym będą teksty, jak często będą się pojawiać.
Pamiętaj tylko, że jeśli przy okazji chcesz na takim blogu zarobić, musisz to wszystko zaplanować i zorganizować na tyle sprytnie, żeby zbudować naprawdę dużą społeczność — przyciągnąć ludzi, którzy będą Cię czytali, obserwowali, ba!, może nawet podziwiali.
Kiedy staniesz się influencerem, możesz zacząć promować (odpłatnie) na swoim blogu produkty różnych firm. Ziarnko do ziarnka i kto wie. Może się okazać, że uzbiera się całkiem niezła miarka.
6. Blog z własnymi produktami
Blog z afiliacjami — niezła sprawa, ale nie wiem, czy przypadkiem nie przechodzi powoli do lamusa. Za to blog z własnymi produktami jest wciąż trendy. Możesz sprzedawać obrazki, wykroje, produkty hand made, wydawać checklisty, e-booki, plannery, a nawet kursy — co tylko Ci do głowy przyjdzie.
Wada takiego biznesu: mnóstwo rzeczy jest na Twojej głowie. Produkty trzeba stworzyć (mnóstwo pracy!), a żeby je kiedyś sprzedać, trzeba przez cały czas pracować nad treściami udostępnianymi za free.
Zaleta: Od nikogo tu nie zależysz, sam tworzysz, sam sprzedajesz. Jeśli znajdziesz odpowiednią niszę, trafisz w problem i dasz ludziom poczucie, że rzeczywiście próbujesz im pomóc — możesz zarobić.
Ambitnie, biznesowo, literacko
Na koniec jeszcze kilka pomysłów z nieco innej beczki. Z pisaniem bardziej literackim niż marketingowym w roli głównej.
7. Pisanie wyjątkowych życzeń i krótkich wierszy okolicznościowych
Dawno, dawno temu myślałam o tym „biznesowo”. Potem odpuściłam, ale myślę, że dla osoby o ambicjach literackich pomysł jest naprawdę fajny — choćby na to, żeby dorobić parę złotych do domowego budżetu i mieć z tego masę satysfakcji.
Pisać możesz dla klientów indywidualnych i biznesowych. W tej pierwszej wersji: wiersz czy życzenia piszesz na indywidualne zamówienie — zakończenie roku, walentynki, oświadczyny, rocznice itp.
W wersji biznesowej — możesz się rozejrzeć za kimś, komu sprzedasz licencje na swoje utworki, do wykorzystania np. na kartkach okolicznościowych, zaproszeniach, plakatach.
8. Pisanie spersonalizowanych opowiadań/artykułów/gazetek/broszurek na prezent
Skoro wiersze, to dlaczego nie opowiadania – tak jak Joanna, z którą wywiad znajdziesz na naszym blogu? A może gazetki? Kroniki rodzinne? Okolicznościowe „czasopismo”, które będzie pamiątką z czyjegoś ślubu? Broszurki z instrukcją obsługi męża/żony/dziecka/szefa?
Zobacz: skoro ja na szybko wymyśliłam tyle rzeczy, to Ty z pewnością wymyślisz jeszcze więcej.
A gdyby tak jeszcze do usługi pisania dodać skład, wydruk, grafiki, może nawet nagranie? Będzie z tego prawdziwy artystyczny biznes!
9. Pisanie (a najlepiej i wydawanie — z pięknymi ilustracjami) spersonalizowanych bajek dla dzieci — takich z rzeczywistym dzieckiem w roli głównej.
Krok dalej: skoro opowiadania i inne krótkie formy, to dlaczego nie książki?
Wyobraź sobie radość małego Piotrusia zakochanego w dinozaurach, który od rodziców dostaje na urodziny książeczkę o tym, jak odwiedził krainę swoich ukochanych stworów. Woooow, prawda?
A teraz pomyśl, że Ty — właśnie Ty — możesz przyłożyć do tej radości rękę i jeszcze na tym zarobić!
Już z 15 lat temu słyszałam o wydawnictwie, które robi takie rzeczy. Mały research wystarczył, żeby się zorientować, że wydawnictwo nie tylko istnieje i ma się dobrze, lecz także dorobiło się niezłej konkurencji. Jest rynek!
10. Własna książka
A dlaczego nie? To też sposób, żeby zarobić. Nie powiem, że łatwy — trzeba jednak mieć pomysł, a później dużo samodyscypliny.
Ile można zarobić? To zależy od tego, co napiszesz, jak to wydasz i jak będziesz sprzedawać. Co do gatunku — myślę, że na powieści możesz zarobić, o ile uda CI się stworzyć bestseller. Duże szanse masz z poradnikiem – jeśli tylko trafisz w temat.
Jeśli wydasz swoją książkę w wydawnictwie, choćby i bardzo prestiżowym, zarobisz… no, jeśli dostaniesz 10% ceny od każdej sprzedanej książki, to już będzie całkiem przyzwoity procent. Aha! Ten procent jest od tzw. ceny sprzedaży, nie od ceny z okładki.
Wydanie w tzw. self-publishingu wydaje się lepszym rozwiązaniem, ale… wiesz, łatwo powiedzieć, trudniej zrobić. Cały proces korekty, składu, druku, nie mówiąc już o logistyce, jest na Twojej głowie. To wszystko tysiące złotych kosztów. Zarobek jest dopiero później. No i niestety, żeby go w ogóle mieć, musisz się postarać. No wiesz, marketing, społeczność i takie tam… Tak naprawdę wracamy tu do p. 6.
***
Jak widzisz, możliwości są. Ba! Jest ich tyle, że każdy znajdzie coś dla siebie. Działaj. Czekam na wieści, jak idzie 😊