Historia to potężne narzędzie. Może poruszać serca, budować marki i sprzedawać w subtelny, przyjemny sposób. Ale może też… zanudzić, wywołać zażenowanie albo zabić szansę na relację z czytelnikiem. Jak osiągnąć ten ostatni efekty? Poznaj 7 błędów w storytellingu – 7 gwarantowanych sposobów na wprowadzenie czytelnika/słuchacza do narracyjnego piekła.
Błąd 1: Źle ustawione centrum wszechświata
Twoja historia, Twoje zasady, Twoja perspektywa. No niby tak, tylko że słuchacz nie przyszedł na koncert Twojego ego. Jego nie interesują Twoje przeżycia. Interesuje go to, co sam może dzięki Twoim przeżyciom poczuć, zrozumieć albo zobaczyć w sobie.
Problem nie leży w tym, że mówisz o sobie – tylko w tym, jak to robisz. Jeśli Twoja opowieść to zbiór osobistych anegdot bez związku z doświadczeniem odbiorcy, to staje się dla niego bezużyteczna. Jak randka, na której ktoś mówi tylko o sobie i nie zadaje Ci ani jednego pytania.
Antidotum:
Zmień ustawienie reflektorów. Nie musisz znikać z opowieści. Po prostu opowiadaj tak, żeby ktoś inny mógł się w niej rozpoznać. Zamiast: Miałam trudny dzień, powiedz: Znasz ten moment, gdy cały dzień czekasz na jeden telefon i… nic?
Twoja historia może być o Tobie. Ale musi być dla kogoś.
Błąd 2: Historia bez smaku
Było sobie życie. Wszystko szło dobrze. I tak już zostało. KONIEC.
No nieee, to nie działa. Brak konfliktu sprawia, że historia staje się opowiadaniem o niczym. Dlaczego?
Bo bez problemu nie ma rozwiązania. Bez przeszkody nie ma triumfu. Bez smoka nie ma bohatera.
Antidotum:
Pokaż prawdziwe wyzwania. Opowiedz o błędach, niepowodzeniach, momentach zwątpienia. O tym, co poszło nie tak i jak to wpłynęło na dalszy rozwój wydarzeń.
Pamiętaj przy tym, że konflikt nie musi (a nawet nie powinien) być wielkim dramatem. Może to być wewnętrzne zmaganie, wątpliwość, przeszkoda, niepewność. Coś, co nie przytłoczy czytelnika, ale sprawi, że zaciśnie on kciuki i będzie je trzymał aż do szczęśliwego (albo i nie) zakończenia.
Błąd 3: Słowna pikseloza
To był dla mnie ważny moment. Przeżywałam wtedy różne emocje. Pomyślałam o wszystkim, co mnie spotkało.
Tak właśnie wygląda historia, która chciała dobrze, ale wyszło jak zwykle. Niby coś się wydarzyło, niby były emocje… ale nie wiadomo jakie, gdzie, po co i dlaczego.
Słuchacz zostaje sam na środku emocjonalnej mgły. Nic nie widzi. Nic nie czuje. I już szuka wyjścia ewakuacyjnego, bo słuchanie ogólników to jak oglądanie filmu z pikselozą i bez dźwięku. Wiesz, że coś tam się dzieje, ale nijak nie możesz się w to wciągnąć.
Antidotum:
Zamiast mówić, że moment był ważny, pokaż, co sprawiło, że był ważny. Nie opisuj emocji. Daj je poczuć. Opowiedz o butach, które obcierały. O smaku herbaty, która wystygła, zanim padło wielkie „tak”. Nie chodzi o ozdobniki – chodzi o obrazy, które tworzą świat.
Błąd 4: Coś nie tak z emocjami
Zamarłam. Serce zamarło. Czas zamarł. I świat też.
Tak to właśnie wygląda, gdy dramatyzm wylewa się z każdej linijki jak keczup na szkolnej stołówce – wszędzie i bez kontroli.
A może przeciwnie? Może jesteś tym typem, który pisze jakby składał sprawozdanie do urzędu skarbowego. Fakty? Są. Chronologia? Jest. Emocje? Yyyy…
Jedno i drugie to przepis na historię, która działa jak eter – ulatnia się błyskawicznie.
Bo emocje to nie ozdobnik. To silnik opowieści. Ale nie taki stuningowany, który ryczy na pokaz. Raczej taki, który nie zwracając na siebie uwagi, sprawia, że historia płynnie się toczy.
Antidotum:
Zastanów się, która emocja naprawdę niesie scenę, co chcesz, żeby poczuł odbiorca. I dopiero wtedy znajdź dla niej formę. Czasem wystarczy jedno zdanie. Czasem lepiej działa pauza niż wykrzyknik. Np.
zamiast: Zrozpaczona patrzyła, jak jego sylwetka znika w deszczu, a łzy lały się ciurkiem po jej policzkach,
napisz: Nie zapytała, czy wróci.
Mniej znaczy więcej, jeśli trafisz w sedno.
Błąd 5: Brak celu
Zaczynasz od wspomnienia z dzieciństwa, potem nagle jesteśmy w czasach renesansu, a kończymy na cytacie z babci. Niby ciekawie, ale po trzecim zakręcie słuchacz zaczyna się zastanawiać: Ale właściwie… dokąd my jedziemy?.
Nie każda opowieść musi mieć morał jak z bajki, ale każda powinna mieć sens. Bez niego nawet najlepsze metafory, wzruszenia i fajerwerki idą na marne. Bo opowieść bez celu to jak wycieczka z kierowcą, który tylko macha ręką i mówi: Po prostu jedźmy, zobaczymy, gdzie nas poniesie!. A potem kończycie na stacji benzynowej w Pcimiu Dolnym.
Antidotum:
Zanim zaczniesz snuć historię, odpowiedz sobie na trzy proste pytania:
- Co chcę zostawić w głowie lub sercu słuchacza?
- Jakie pytanie ma sobie zadać po tej historii?
- Co ma z niej zapamiętać?
Dobra historia może mieć zakręty, objazdy, nieprzewidywalne przystanki – ale potrzebuje kierunku i powodu, by ruszyć z miejsca. Inaczej to nie storytelling. To błądzenie w ładnych słowach.
Błąd 6: Brak kręgosłupa
Niech Twoja opowieść płynie spontanicznie! Improwizuj! Twórz z serca! – brzmi pięknie, prawda? Za pięknie. Bo widzisz…
Kiedy Twoja opowieść naprawdę płynie, to czasem kończy jak słoik w Wiśle. Nikt nie wie, skąd ten słoik się wziął, dokąd zmierza i dlaczego właściwie leży teraz na mieliźnie.
Historie bez struktury są jak rozmowy z kimś, kto zaczyna mówić o rowerach, a kończy na grzybach w occie. Może i zabawnie, ale raczej nie budzi zaufania ani zaangażowania.
Bo słuchacz, nawet jeśli tego nie przyzna, lubi wiedzieć, gdzie jest – i że zmierza dokądś. Lubi czuć, że ktoś za kierownicą panuje nad całą wyprawą.
Antidotum:
Dobra historia nie musi być stworzona na podstawie tabelki w Excelu, ale powinna mieć kręgosłup. Najprościej: ktoś (bohater) czegoś chce, coś mu przeszkadza, coś z tym robi i to go zmienia. To nie banał. To klasyka, która działa. Od mitów, przez Harry’ego Pottera, aż po reklamy szamponu.
Możesz do tego tańczyć walca, sambę albo poloneza – byle nie zgubić rytmu. Przejrzyj sprawdzone frameworki storytellingowe i wybierz taką, która najlepiej będzie pasować do tego, co Ci w duszy gra.
Błąd 7: Nie dostosowuj tonu do kontekstu
Opowiadasz o wojnie, ale sypiesz żartami jak na stand-upie. Albo odwrotnie: mówisz o zwycięstwie, a brzmisz jakbyś właśnie trzymał świeczkę na stypie. I wtedy nawet najlepsza historia zaczyna zgrzytać jak zbyt wysokie obcasy na pogrzebie.
Ton to nie dekoracja. To nie to, co „dopisze się później”. Ton jest jak światło w scenie filmowej – może dodać magii, ale też zniszczyć wszystko, jeśli jest nie na miejscu.
Bo nie chodzi tylko o to, co opowiadasz. Chodzi o to, jak to brzmi – i czy brzmi spójnie z tym, co chcesz przekazać.
Antidotum:
Zanim naciśniesz „opublikuj” (albo otworzysz usta), zadaj sobie dwa pytania:
- Czy ten ton pasuje do treści?
- Czy ten ton pasuje do mnie?
Idealny ton to skrzyżowanie autentyczności i kontekstu. Nie chodzi o to, że masz zachowywać śmiertelną powagę, kiedy mówisz o poważnych rzeczach. Chodzi o wiarygodność. Jeśli odbiorca Ci uwierzy, pójdzie za Twoją historią.
Historie potrafią rozpalać wyobraźnię, budować relacje i zostawać w głowie na długo. Ale tylko wtedy, gdy nie popełniasz błędów, które gaszą ogień, zanim jeszcze zdąży się rozniecić.
Nie marnuj historii, które mogłyby poruszyć.
A jeśli czujesz, że Twoje historie czasem zbaczają z kursu, nie szkodzi. Da się to naprawić. Już po wakacjach rusza nasz kurs storytellingu, który pomoże Ci opowiadać tak, że ludzie nie tylko słuchają, ale pamiętają.
Zapisz się na listę oczekujących, a prześlemy Ci info o zapisach (i o przedsprzedażowej promocji!):