Przeglądam dziennie kilkanaście do kilkudziesięciu stron. Podglądam konkurencję klientów, dla których piszę, szukam firm świadczących usługi, których sama aktualnie potrzebuję itd. Patrzę, czytam i – to już chyba skrzywienie zawodowe – przyglądam się jakości zamieszczanych na witrynach tekstów. Obstawiam ich skuteczność, zastanawiam się nad warsztatem ich twórców. I dziś postanowiłam pokusić się o spisanie kilku uwag z tych wirtualnych wędrówek. Ku refleksji. I ku przestrodze.
Oto moje prywatne top 5 porażek tekstowych:
Błędy na stronach internetowych: X to nasza pasja
Absolutny i niekwestionowany (w mojej antyhierarchii!) number 1. Coś mi się robi, kiedy po raz 156 jednego dnia widzę to wyrażenie. Konie to nasza pasja. Chrząszcze to nasza pasja. Drukowanie to nasza pasja. Piwo to nasza pasja. Pisanie to nasza pasja. Itp. Itd. To tylko kilka pierwszych przykładów, jakie znalazłam po wpisaniu owego zwrotu w Google.
No dobrze. Mogę zrozumieć to w blogu czy nawet na stronie „O nas”, ale żeby tak na stronie głównej? Jako potencjalny klient natychmiast mamy myśl „A co mnie to obchodzi?”. Odradzam. Nie dość, że wyświechtane, to jeszcze w totalnej sprzeczności z zasadą, o której napiszę w kolejnym punkcie.
Błędy na stronach internetowych: my, my, my
Co byś powiedział, gdybyś po wejściu do sklepu został powitany przez sprzedawcę następującymi słowami: Nasza firma istnieje od 1998 roku. Od początku jej specjalnością jest…
Mija 5 minut, sprzedawca nawet się nie zająknie, a Ty stoisz i… Wkurzasz się, prawda? W końcu przyszedłeś tu załatwić konkretną sprawę, a nie słuchać peanów na cześć firmy.
Tak samo czuje się klient, który odwiedza stronę częstującą go na powitanie podobną kategorią tekstu. No, z tą różnicą, że w wirtualnym świecie można jednym kliknięciem się ewakuować.
A zatem memento: pamiętaj, że potencjalni klienci mają pod ręką myszkę i nie zawahają się jej użyć, jeśli będziesz gadać o sobie zamiast na wstępie informować, co możesz DLA NICH zrobić.
Błędy na stronach internetowych: frazesy i ogólniki
Tu właściwie mieściłby się punkt 1 z mojej listy. Chodzi o wyrażenia, które są już tak zużyte, że spływają po ludziach jak woda po pochyłym chodniku. Irytujące są też ogólniki, z których nic nie wynika.
„Wybitnym” przykładem jest tu strona, na którą natknęłam się pewnego pięknego dnia. Dowiadujemy się z niej, że firma jest x lat na rynku, że ci, którzy ją poznali, wiedzą, czego mogą oczekiwać. Dalej jest jeszcze o sprawdzonych dostawcach i współpracownikach, którzy dają pewność wysokiej jakości usług, o wieloletnim doświadczeniu i elastycznych procedurach, a wszystko okraszone zapewnieniem, że firma znajdzie czas, aby się spotkać i znaleźć rozwiązanie, jeżeli tylko jest potrzebne i że to rozwiązanie będzie na pewno przemyślane, trafione i na czas.
Niestety, nie dowiedziałam się, ile to lat doświadczenia ma firma, na czym polegają procedury, a nawet – uwaga! – jakie właściwie usługi mogę zamówić.
Rada: konkrety, konkrety i jeszcze raz konkrety. Pisz o tym, co robisz, dla kogo i jakie z tego płyną korzyści dla klienta. Słusznie powiedział copyblogger Brian Clark:
Paradoksem jest, że im więcej szczegółów przekażesz, tym więcej osób kupi to, co masz do zaoferowania.
Błędy na stronach internetowych: superlatywy
Jak to łatwo dziś zostać liderem, być najlepszym, mieć wyjątkowy produkt itd. Wystarczy sobie to… napisać. Tyle że już nikt w to nie uwierzy, jeśli owa „najlepszość” i liderstwo nie zostaną poparte faktami. Papier przyjmie wszystko, Internet też, ale internauta już nie.
W moim skromnym odczuciu lepiej jest tak przedstawić ofertę, żeby czytelnik powiedział „wow!”, niż wypełniać pusty tekst superlatywami, na które wszyscy już, dzięki nachalnym reklamom, zdążyliśmy się uodpornić.
Błędy na stronach internetowych: iż, gdyż
Patos dla niezorientowanych. Każdy przeciętnie zorientowany użytkownik języka powinien wiedzieć, że są różne style i słownictwo musi być odpowiednie do sytuacji komunikacyjnej i do odbiorcy, który będzie czytał tekst. „Iż”, „gdyż”, „bynajmniej”, „aczkolwiek” i tym podobne napuszone słowa są jak najbardziej na miejscu w doktoracie, ale rażą na blogu kulinarnym czy w ofercie firmy specjalizującej się w organizacji imprez (zaryzykuję nawet twierdzenie, że rażą w ofertach większości firm, które adresują swoje usługi do zwykłych ludzi).
- Jak zepsuć tekst na stronę firmową. 5 niezawodnych sposobów Antyporadnik, z którego dowiesz się, jak napisać tekst na stronę WWW, który sprawi, że klienci nie będą więcej przeszkadzać Ci w pracy 😛
***
Celowo nie piszę tu o konstrukcji treści czy o ubogacających ją materiałach. Na to przyjdzie jeszcze czas w kolejnych postach. Na razie polecam Ci refleksję nad czarną piątką. Żeby nie było, że nie ostrzegałam.