Zrobiliśmy nasz pierwszy kurs online. No dobra, ja zrobiłam, a Paweł wspierał, sczytywał, wysłuchiwał żalów i obaw. No więc: zrobiłam kurs. Na razie bezpłatny, żeby spróbować i zobaczyć, czy w ogóle jest z czym do ludzi. 5 lekcji + bonus, 2 tygodnie nauki, 72 strony materiałów własnoręcznie składanych. Mam nadzieję, że uczestnicy sporo się nauczyli. Ja na pewno. Pozwól, że podzielę się z Tobą wrażeniami.
Było stresująco
Teraz już mogę się przyznać, że nie wszystko było gotowe na 15 maja, kiedy to kurs ruszał. Pierwsza lekcja – owszem. Pozostałe – z grubsza. Napisane, złożone, ale… Ciągle coś (moim zdaniem) było nie tak.
A to że za słabo wytłumaczyłam, a to wielkość pisma w paginie za duża, nierówne marginesy itd. (tak się kończy – chwalebne skądinąd – wracanie do dzieła, które się odleżało! Okazuje się, że wizja w międzyczasie ewoluowała).
Chuchałam i dopieszczałam do chwili wysyłki, przez co kilka razy ta wysyłka (planowana na godzinę 11) nieco się opóźniła. No cóż… Mam nadzieję, że uczestnicy wybaczyli.
Memento 1:
Wcześniej, Ewo! Wcześniej! Wszystko ma być dopięte na ostatni guzik i ustawione do wysyłki kilka dni wcześniej. Super, że sczytujesz swoje dzieło, ale skoro to tyyyyle trwa, to zaczynaj wcześniej!
Na szczęście przy kolejnej edycji kursu nie będzie tego problemu, bo wszystko jest już zamknięte, a przynajmniej… Będę żyła w tym przekonaniu, dopóki znów nie wezmę się za sprawdzanie, tak na wszelki wypadek.
Było strasznie
Zdarzyło się to w środę, kiedy na dopieszczenie i rozesłanie czekała 2. lekcja. Mąż wychodził do pracy, a ja – jak przystało na wzorową żonę – postanowiłam odprowadzić go do windy. Odległość: 2 kroki. Co tam: „W szlafroczku wyskoczę” – myślę sobie. – „Przemknę niepostrzeżenie i za chwilę będę z powrotem”.
I wszystko szło zgodnie z planem do chwili, kiedy złapałam za klamkę i okazało się, że… zamknięte! (Bogu dzięki, że udało mi się jeszcze otworzyć windę, zanim ta wywiozła mojego błogo nieświadomego Męża ku innej rzeczywistości).
Co tu dużo mówić. Po odsiedzeniu godziny lekcyjnej na własnej wycieraczce i przywitaniu się ze zdziwionymi sąsiadami miałam rzadką okazję przespacerowania się do samochodu w stroju arcydomowym, z fryzurą pamiętającą lepsze czasy. A potem jeszcze jeden spacerek pod blokiem mojej siostry, u której znalazłam schronienie na czas, kiedy mój (porządnie spóźniony do pracy) Mąż kibicował ślusarzowi.
Czy muszę mówić, że wysyłka znów się opóźniła? Dobrze, że w ogóle była, bo w myślach widziałam już pełne inwektyw maile od uczestników, drwiące komentarze, moje kajanie się i takie tam (nie ma to jak bujna wyobraźnia i głębokie przekonanie, że ludzie żyją oczekiwaniem na twoją twórczość…).
Memento 2:
Droga Ewo! Nigdy, przenigdy nie wychodź na korytarz w szlafroku! Są sprawy na niebie i ziemi, o których nie śniło się humanistom. A poza tym: wcześniej, dziewczyno! Wszystko ma być gotowe wcześniej, bo złośliwe przypadki chodzą po nadgorliwych ludziach!
Małe wyjaśnienie (ku przestrodze!): nie mamy zamka zatrzaskowego. Oba zamki były otwarte. Co się zatem stało? Otóż okazuje się, że może obluzować się w klamce ta część, która na ogół pięknie wchodzi w futrynę, dzięki czemu drzwi się zamykają (zapadka, o ile mnie Google nie myli). I lipa. Wejdziesz do domu parę godzin później, uboższy o stówę zapłaconą ślusarzowi.
Było zaskakująco
No dobra. Wcześniej czy później, ale jednak w wyznaczonych dniach lekcje wędrowały do uczestników, a ja z zapartym tchem śledziłam statystyki. I co się okazało? Że słusznie ostrzegali bardziej doświadczeni.
Słyszałam wielokrotnie, że ludzie nie otwierają maili, które sami zamawiali, i nie korzystają z kursów, na które sami się zapisali. Potwierdzam. Maile otwierała średnio połowa zapisanych, a z tych, którzy otworzyli, mniej więcej połowa pobierała lekcje. Tak oto mamy 25%.
No dobrze, pomyślałabym, że uczestnikom, którzy nie uczestniczą, coś się nie spodobało, ale… Co może powiedzieć o jakości kursu ktoś, kto nie widział ani jednej lekcji? Również maili nie podejrzewam o działanie zniechęcające, bo były to zaledwie 1–2-zdaniowe zapowiedzi z zaproszeniem do pobrania kolejnych materiałów.
Oczywiście biorę poprawkę na to, że nie wszystkie maile dochodziły – kilka osób zgłaszało takie sytuacje (i chwała im za to!). Ale i tak dziwi mnie duży odsetek osób, które nie chciały łyknąć wiedzy za free. Cóż mogę powiedzieć… Ich strata!
Memento 3:
Otwieralność maili na poziomie 50% – niezły wynik. Ściągalność lekcji na poziomie 25% – słabiutko, ale to (zdaje się) normalne.
Było przykro
Tak, kilka razy było mi przykro. Było mi przykro, bo:
- namyślałam się, naprzeżywałam i napracowałam, a statystyki… jak wyżej;
- zaledwie kilka osób odpowiedziało na prośbę o opinię (a była możliwość wypowiedzenia się anonimowo!). Szkoda, bo chciałabym wiedzieć, czy cały mój wysiłek na coś się zdał. Bez tej wiedzy łatwo się zniechęcić. W końcu wysyłam swoją pracę w wirtualne przestrzenie i widzę później tylko liczby. Baaardzo liczyłam na odzew.
Memento 4:
Ewo, nie czyń bliźniemu, co tobie niemiłe! Dawaj zawsze informację zwrotną, jeśli ktoś o nią prosi! Koniecznie! Dla osoby, która czeka na opinię, każde słowo ma wartość złota.
Było miło
Czy muszę mówić, że na tle niewielkich liczb i znikomego odsetka odpowiedzi każdy, kto jednak się odezwał – kto upomniał się o lekcję, która nie doszła, zwrócił uwagę na tę czy inną kwestię, podzielił się wrażeniami – zaskarbił sobie moją sympatię i wdzięczność?
A że przy okazji opinie były dobre – że kurs idealny, bardzo merytoryczny, przejrzysty i zrozumiały, że każda lekcja podana w przystępnej formie odkrywa nieznany obszar i pomaga wychwycić własne potknięcia, a w ogóle że to kompendium webwritera, które początkującym da dużo do myślenia i pozwoli dostrzec błędy…
Serce rośnie i pęcznieje, a skrzydła zrywają się do lotu.
Dziękuję, Kochani anonimowi i nieanonimowi, za Wasze maile, opinie i zaufanie, jakie mi okazujecie, zapisując się na listę oczekujących na kolejny kurs. Dajecie mi poczucie, że warto było się postarać.
Memento 5:
Patrz memento 4. Naprawdę!
***
[2 lata później… :-D]Chcesz wiedzieć, co z tego wszystkiego wyszło? Chodź na kurs. Wypróbowany już przez ponad 500 osób i rewelacyjnie oceniany. Zobacz:
kurs online jest jeszcze przed mną, ale z wielkim zainteresowaniem przeczytałam wrażenie z Twojej produkcji. Szlafroczek rules 😀 Absolutnie się zgadzam z memento nr 1. Wcześniej robić 😀 Do wszystkich wniosków dodałabym jeszcze jedną – nie testować nowych rzeczy przy okazji nowych produktów – w sensie – przetestować nowe narzędzia wcześniej, na spokojnie. bo inaczej mnóstwo czasu odchodzi w niebyt. Za to nerwy rosną… (to jeden z moich wniosków po pierwszym wydarzeniu, które robiłam niedawno 😀 )pozdrawiam serdecznie 🙂
Dzięki za dopowiedzenie. Ja akurat tym razem nie używałam niczego, czego bym nie używała wcześniej, ale zgadzam się w 100%. Sprzęty, programy itp. potrafią płatać figle wtedy, kiedy mamy akurat najmniejsze poczucie humoru i największe oczekiwania. Trzymam kciuki za kolejne Twoje wydarzenia! <3
Ewa dzięki za podzielenie się Twoim doświaczeniem. Faktycznie było emocjonująco i stresująco. Ja na kurs się zapisałam, choć z góry wiedziałam, żę nie dam rady go teraz przerobić ze względu na czas. Jednak zapisałam się, by mi nie uciekł 🙂 Trzymam wszystkie lekcje w osobnym folderze i czekają na spokojniejszy czas 🙂 Po za kończeniu podzielę się opinią :*
Magda, ja wiem, że Ty jesteś zajęta. Spokojnie, nie zabieram materiałów. Jak będziesz miała czas, to zajrzysz. A jeśli dasz mi informację zwrotną, to będę przeszczęśliwa.
Myślę że to jest generalnie problem nadmiaru mozliwości w pozyskiwaniu wiedzy. Ksiązki są tanie i można je kupić przez Internet. Mnóstwo darmowej wiedzy czeka na nas w Internecie – webinary, newslettery, ebooki, kursy.
A nasze moce przerobowe są takie jak były.
Pewnie tak. Do tego wieczny brak czasu 🙁
Kurs jeszcze przede mną, ale pod tymi zasadami mogę się podpisać gdy tworzę wpis do comiesięcznej akcji grupy blogerów językowo-kulturowych, do której należę ? szczególnie nr 1 jest bardzo potrzebny ?
Ojjjj, wiem. I obiecuję sobie, że następnym razem, to… A potem i tak muszę dopieszczać milion i jeden raz, bo wersja sprzed tygodnia się zdezaktualizowała ;).
Jesli chcialas wzbudzic w czytelnikach wyrzuty sumienia to Ci sie udalo 😉 Przyznaje sie bez bicia ze zapisalam sie ale nie sciagnelam, chociaz powinnam jako jedna z pierwszych, bo pisanie to dla mnie meczarnia juz od czasow szkolnych (jestem fotografem i mowie obrazami 😉 )
Nadrobie w ten weekend, obiecuje !
Wyobrazam sobie jak duzo pracy musialas w to wlozyc tym bardziej naleza sie Wam podziekowania chociazby w postaci tego komentarza.
Zawsze sie warto starac. Bo to swiadczy o Tobie i o Twojej pasji do tego co robisz.
Prowadzac bloga z pasji a nie dla pieniedzy i wspolpracy mam szczegolny respekt dla wszystkich pasjonatow 😉
Pozdrawiam, Kejt
Och, droga Kejt! Wierz mi, że absolutnie NIE chciałam w nikim wzbudzać wyrzutów sumienia! Jestem zdziwiona tym, jak dużo osób reaguje właśnie tłumaczeniem się itp. Chciałam po prostu podsumować i zrobić to szczerze. Wierzę w autentyczną komunikację i nie będę pisać, że 101% uczestników pobierało materiały i zasypywało mnie mailami, skoro tak nie było. Poza tym zawsze mnie uczyli, żeby mówić o sobie, nazywać swoje uczucia – i to właśnie zrobiłam. Napisałam, że było mi przykro, a nie, że ludzie są… jacyś tam, bo nie doceniają mojej wielkiej pracy.
Dziękuję za słowa uznania :). A jeśli zechcesz kiedyś przejrzeć mój kurs, to będzie mi bardzo miło. Wierzę, że przyniesie Ci to piękne owoce :D.
Ci, którzy nie skorzystali, niech żałują 😉 Kurs był świetny. Same konkrety. Zero lania wody. Szkoda, że kurs „Pisz skutecznie do Internetu” dopiero jesienią 🙁 Dlaczego każecie tak długo czekać? Kupiłabym od razu 😉
Magda, dzięki! Warto było się postarać. Niech Ci ta wiedza służy i owocuje obficie. A do jesieni czas szybko minie :D.