Od czasu do czasu na FB ktoś pyta, czy pisania można się nauczyć. Albo inaczej: o czytać albo na jakie zajęcia się wybrać, żeby wyszlifować warsztat. I zawsze, ale to zawsze, znajdzie się osoba – nierzadko zarabiająca piórem – która powie, że czytać to jeszcze można, ale na wszelkie zajęcia szkoda czasu. Trzeba pisać, pisać i jeszcze raz pisać, bo tylko w ten sposób można wyrobić sobie megaumiejętności. Czyżby?
Czy pisanie nauczy Cię pisania?
Co poradzisz osobie, która chce nauczyć się świetnie grać na gitarze, ale na razie wie tylko, że gra na tym instrumencie polega na szarpaniu strun? Raczej nie powiesz, żeby od dziś grała jak najwięcej, bo przy najlepszych chęciach trudno jej będzie to zrobić.
Doradzisz pewnie na początek kilka lekcji. Ktoś przecież musi takiej świeżynce powiedzieć, gdzie szukać dźwięków, jak je wydobywać i na co uważać. I ktoś musi prostować błędy, żeby świeżynka miała szansę zrobić krok do przodu. A potem ktoś musi pokierować i podpowiedzieć, żeby świeżynka mogła dalej szlifować sama.
Z pisaniem jest tak samo. Choć każdy zna litery i wie, do czego służą, nie każdy potrafi złożyć z nich sensowną wypowiedź. Najciekawszą historię zepsujesz, jeśli Twój tekst będzie chaotyczny, całość niespójna, monotonna i naszpikowana błędami językowymi.
Najbardziej poruszająca opowieść nie zrobi na czytelniku najmniejszego wrażenia, jeśli przedstawisz mu ją zbyt oględnie albo zbyt drobiazgowo, używając słów, które nawet po najbardziej zdesperowanych i zainteresowanych spłyną jak lukier po wielkanocnej babce.
Pewnie, że trzeba ćwiczyć
Ale ćwiczyć możesz dopiero wtedy, kiedy już wiesz, jakie właściwie umiejętności masz szlifować. Nie można przecież stosować czegoś, czego istnienia nawet się nie podejrzewa, prawda? Jeśli bierzesz się za pisanie bez wiedzy o warsztacie, w najlepszym razie nie zrobisz żadnych postępów. W najgorszym – utrwalisz złe nawyki. Po co Ci to?
Nauczył się człowiek na błędach (i wciąż się uczy!)
Wierz mi – wiem, co mówię. Nie ośmieliłabym się nigdy dawać rad innym, gdybym nie przerobiła na własnej klawiaturze wielu błędów i wypaczeń.
11 lat temu byłam święcie przekonana, że o pisaniu wiem wszystko. No bo przecież zawsze coś tam sobie skrobałam. Skończyłam studia polonistyczne. Miałam już kilka lat stażu jako pani od polskiego.
Myślałam tak, póki nie wpadłam na genialny pomysł zapisania się na kurs redaktorski, który otworzy mi drogę do „lekkiej i łatwej pracy korektora”. (Tak, tak – tak jak wiele osób wyobrażałam sobie, że fajnie będzie czytać i na tym czytaniu zarabiać… O święta naiwności! Nic bardziej błędnego, ale o tym innym razem).
Zapisałam się na kurs redaktorski i…
stanęłam przed lasem pełnym drzew. Nagle okazało się, że z tymi tekstami to nie jest tak prosto, jak mi się wydawało. Że jest milion niuansików, o których szkolnemu poloniście (!) nawet się nie śniło.
Dowiedziałam się, że czasem jedno słowo robi wieeeeelką różnicę, a ludzie są w pisaniu bardziej manieryczni, niż podejrzewałam, i dotyczy to – niestety – także mnie 😕 .
Potem uczyłam się copywritingu
Jako pani redaktor ze stażem byłam pewna, że już nic mnie nie zdziwi. A jednak! Okazało się, że genialne tytuły i nawyki językowe, które świetnie sprawdzają się w książkach, przy pisaniu tekstów reklamowych mogę schować sobie do szuflady. W marketingu nie ma (prawie) miejsca na literaturę, a Internet rządzi się swoimi prawami.
Później były jeszcze kursy i warsztaty kreatywnego pisania
Uczuliły mnie na przejawy pretensjonalności i pokazały, że tę samą rzecz można opisać na kilka(dziesiąt) różnych sposobów i za każdym razem powiedzieć coś innego. Obaliły też parę mitów o pisaniu, zasianych w głowie jeszcze za czasów szkoły podstawowej. Jednym słowem: udowodniły, że pisanie wymaga nie tylko wrażliwości i intuicji, ale także opanowania rzemiosła.
Ale ja wolę mieć własny styl…
Pomyślałeś sobie coś takiego? Jeśli tak, to spieszę z zapewnieniem, że jedno z drugim się nie gryzie. Więcej! Sprawność warsztatowa sprzyja odkrywaniu własnego języka. Jak to mówił jeden z moich nauczycieli pisania (przytaczam w parafrazie):
Żeby czegoś nie robić, trzeba nauczyć się to robić. Żeby łamać zasady, trzeba nauczyć się je stosować.
Niestety. Mistrzostwo to nie widzimisię, ale świadome naginanie form i norm, a nie ma świadomości bez znajomości warsztatu.
Czytaj o pisaniu, korzystaj z konsultacji, zapisuj się na szkolenia i warsztaty – na żywo i online. Zobaczysz, że dojdziesz do takiego wniosku jak Arleta, uczestniczka mojego kursu 5 lekcji pisania (nie tylko) do Internetu:
Wcześniej, pisząc teksty, nie zwracałam uwagi na niektóre zagadnienia. Ten kurs otworzył mi oczy na to, że pisania można się nauczyć.
Nic dodać, nic ująć. Zgadzam się z każdym słowem. To jest niesamowite, jak bardzo mamy podobny sposób wyrażania się, jak podobne słowa dobieramy. Na moim kursie online z copywritingu niektóre zdania są identyczne. I nawet przykład o gitarze podaję. A najdziwniejsze jest to, że Ty przecież nie masz pojęcia, co mówię w ramach kursu, bo w nim nie uczestniczyłaś. Nie studiowałyśmy razem, nigdy się nie spotkałyśmy (choć do Lublina z Krakowa całkiem blisko). Pozdrawiam Cię, Ewo, bardzo serdecznie!
Fakt, nie spotkałyśmy się (choć wszystko przed nami ;)), ale mamy podobne doświadczenia. Może to lata ślęczenia nad cudzymi tekstami ustawiają ludziom myślenie (i sposób wypowiadania się)? Tak czy siak, również serdecznie Cię pozdrawiam, Patrycja! :D.
Zgadzam się, że tylko trening czyni mistrza. Widzę to na swoim przykładzie – im więcej piszę, tym łatwiej mi to przychodzi. Pomaga w tym również czytanie tekstów innych ludzi (dobrych tekstów) 🙂
Chętnie skorzystam z tego minikursu! Sama wzięłabym udział w podobnych szkoleniach, podejrzewam, że byłabym jeszcze bardziej zaskoczona, niż Ty. Sam temat jest mi bliski i ciekawy. Choć techniki nie mam żadnej, ba, żadnej nawet nie znam, to pisać lubię, jako amator oczywiście 🙂
Zapraszam, Magda! Mam nadzieję, że mój kursik będzie dobrym początkiem pracy nad warsztatem :>.
Bardzo trafny tekst. (Piszę to, mimo, że pisanie nie jest moją mocną stroną.) Błędy stylistyczne i niedopasowanie stylu pisania do rodzaju tekstu rażą mnie u innych, ale trudno mi ocenić własne teksty. Staram się pisać posty na blog z wyprzedzeniem, żeby móc ocenić je z dystansu przed opublikowaniem. W szkole średniej byłam w klasie humanistycznej, ale wydaje mi się, że najlepszych nawyków w pisaniu nabrałam przy pisaniu pracy inżynierskiej. Wiele razy czytałam poszczególne fragmenty i wyrzucałam słowa, które nic nie wnosiły. Teraz piszę zwięźle, ale mam problem z doborem słów, kiedy chcę, żeby tekst był odebrany w określony sposób. Jest tak jak piszesz – każdy rodzaj tekstu to inna umiejętność.
Agnieszka, podchodzisz do pisania profesjonalnie. Gratuluję i oby tak dalej.
Miło czytać takie słowa, tym bardziej, że z ust profesjonalistki. 🙂
😀
Liczę na to, że można się nauczyć 🙂
Beata, bardzo się postaram, żebyś się nie przeliczyła :D.
Na naukę nigdy nie jest za późno. Zapisuję się na kurs.
Super, Wiola! Mam nadzieję, że Ci się przyda :D.
Uważam podobnie. Co prawda prezent urodzinowy mam już rozplanowany ale przy okazji gwiazdkowego mocno zastanowię się nad tym kursem.
Zapraszam Cię serdecznie, Mynio!
Pisania NIE można się nauczyć! Chyba że prostego pisania, językiem zwykłym. Z prostego pisarza nie będzie Nathaniel Hawthorne.
Nathaniel Hawthorne był jeden i nie ma sensu próbować go powielać. Ja myślę, że najważniejsze, żeby każdy był sobą, w pisaniu również. Podtrzymuję swoje zdanie. Ja się nauczyłam pisać. Znam mnóstwo osób, które się nauczyły (nie mówię tu o tworzeniu wiekopomnych arcydzieł, ale o wypracowaniu lepszego stylu). Ale szanuję Pana opinię. Dziękuję za komentarz.