Piszesz i czujesz, że mogłoby być lepiej? Masz wrażenie, że jakoś mało życia w tych Twoich słowach i w ogóle jakoś tak nie panujesz nad tym, co udaje Ci się wystukać? Spokojnie! To kwestia świadomości i rozpisania. Tę pierwszą możesz zdobyć np. dzięki naszej bazie wiedzy. A co do drugiej — podrzucam Ci dziś parę ćwiczeń. Niech Ci dobrze służą.
Ćwiczenie nr 1: Piszę, więc jestem; jestem, więc piszę
Dlaczego warto?
Przełamiesz się, rozruszasz szare komórki (i palce na klawiaturze), a jeśli dobrze pójdzie, wydobędziesz z siebie zaskakujące pomysły, przemyślenia albo wpadniesz we flow.
Jak?
Siądź i pisz, po prostu. Nie wiesz o czym? Super! Właśnie na takie stany to ćwiczenie jest najlepsze.
Piszesz to, co Ci się nasunie. Że nie wiesz, o czym pisać. Że deszcz za oknem nie odpuszcza i masz już dosyć tej szaroburej zimy. Że myślisz sobie, jakie głupie to pisanie. I tak przez 15 minut.
W najlepszym razie znajdziesz coś, co warto pociągnąć. W najgorszym — spuścisz trochę pary. I to też jest coś!
Ćwiczenie nr 2: Co widać, słychać i czuć
Dlaczego warto?
Po pierwsze dlatego, że to znakomite ćwiczenie uważności, które zakotwiczy Cię w tu i teraz, a tym samym odpędzi demony przeszłości i przyszłości (jeśli jakieś kołaczą się po głowie).
Od strony warsztatowej: to ćwiczenie pomoże Ci tworzyć wielowymiarowe opisy. Nie takie skupione wyłącznie na ogólnym wrażeniu wzrokowym (typu: jabłko jest okrągłe i czerwone, dziewczyna była wysoka i szczupła itd.). Zaczniesz tworzyć opisy, które łączą wrażenia z wielu zmysłów, a tym samym są bardziej atrakcyjne dla czytelnika. Poruszają wyobraźnię.
Jak?
Wybierz sobie przedmiot albo miejsce i stwórz opis wybranego czegoś.
Zacznij od napisania, co widać. Ale tak bardziej dociekliwie i mniej oczywistymi słowami (niebo nie musi być niebieskie, może być w odcieniu baby blue albo w kolorze wyblakłego turkusu). Później przejdź do tego, co słychać, i dalej: co czuć (węch i dotyk). Jeśli możesz napisać o smaku, również o nim nie zapominaj.
Ćwiczenie nr 3: Czasowniki level up
Dlaczego warto?
Bo oduczysz się tekstowego lenistwa (no, przynajmniej tego związanego z czasownikami). Będziesz dzięki temu mieć w tekstach mniej powtórzeń, a więcej życia. Fajnie, nie?
Jak?
Weź swój „zmysłowy” tekst (ten z poprzedniego ćwiczenia). Albo weź jakikolwiek swój tekst. Podkreśl wszystkie formy czasowników być i mieć (jest, są, ma itd.) Zamień te czasowniki na inne, jakieś lepsze. Jeśli się da, to związane z ruchem (porzucić, lecieć, upaść itd.). A jeżeli w ogóle nie da się tak łatwo wymienić samego czasownika, przeredaguj zdanie.
Może inny podmiot? Może inna kolejność zdań składowych w wypowiedzeniu złożonym? A może w ogóle to samo zupełnie innymi słowami? Decyzja należy do Ciebie.
[Że co? Trudne? Super! Tak ma być (zanim stanie się łatwe ;))]
Ćwiczenie nr 4: Tabu
Dlaczego warto?
Bo zaczniesz pisać bardziej subtelnie. Zamiast wywalać kawę na ławę i wyręczać czytelnika w myśleniu, będziesz stosować zasadę show, don’t tell. Zaczniesz słowami malować obrazy i dawać do myślenia.
Jak?
Napisz o miłości — ale tak, żeby nie używać słów: miłość, kocha, szaleje, uwielbia, ubóstwia itp. Opisz po prostu scenkę. Ale opisz ją subtelnie, a zarazem na tyle wyraziście, żeby każdy, kto Twój tekst przeczyta, pomyślał: „Wow, to jest miłość!”.
W podobny sposób możesz opisać złość, zaangażowanie, spełnienie albo cokolwiek innego, co samo w sobie jest tylko słowem, a w rzeczywistości istnieje jedynie przez „objawy”.
Ćwiczenie nr 5: Motylem jestem (albo liściem, albo czymkolwiek)
Dlaczego warto?
Poćwiczysz empatię. I umiejętność patrzenia na świat z mniej oczywistej perspektywy. I uważność. Same plusy!
Jak?
Opisz swój pokój z perspektywy motyla, który właśnie wleciał przez otwarte na oścież okno. Pamiętaj, żeby było wielowymiarowo (patrz ćwiczenie Co widać, słychać i czuć).
Ćwiczenie nr 6: Metafora taka
Dlaczego warto?
Bo nauczysz się mówić o trudnych rzeczach językiem przemawiającym do wyobraźni odbiorcy. Może zaaplikujesz do swojego pisania odrobinę liryzmu. Sprawisz, że będzie niezapomniane. A może po prostu urozmaicisz i je ubogacisz. To już wielka rzecz!
Jak?
Powieść jest to zwierciadło, które obnosi się po gościńcu — to metafora ukuta przez Stendhala na początku XIX wieku, ale tak wymowna, że powtarzana do dziś. Spróbuj doścignąć mistrza. Wymyśl i Ty błyskotliwe metafory. Poezja to… Wolność to… Biznes to…
Podpowiedź: szukaj odniesień, jakich nie użył nikt inny. Nie porównuj np. wolności do latania. To już było, a Ty szukasz przecież czegoś świeżego!
Ćwiczenie nr 7: Telegram
Dlaczego warto?
Bo TL;DR (too long; didn’t read) i zwięzłość zawsze popłaca. Zwłaszcza jeśli na ogół masz tendencje do owijania w bawełnę.
Jak?
Przypomnij sobie jakąś historię, o której słyszałeś albo która przytrafiła się Tobie. Opowiedz ją w 6 zdaniach. A potem skróć do 3 zdań. Na końcu przytnij do jednego, złożonego z max. 6 słów.
Dało się? Brawo!
***
Pozostaje mi powiedzieć już tylko jedno: trzymam kciuki! Daj znać, czy ćwiczenia się przydały. A może wkleisz w komentarzu efekty swojej pracy? Będę przeszczęśliwa, mogąc je przeczytać.
Ewo, dziękuję Ci za te ćwiczenia! Dawno nie czułam się tak zainspirowana do popracowania nad warsztatem. Pierwsze ćwiczenie sobie odpuściłam, bo nie ma dnia, żebym nie napisała czegoś w rodzinnej kronice, na blogu, maila lub fragmentu opowiadania. Trzecie staram się mieć zawsze w pamięci, choć kiedy mi się spieszy i wiem, że czytać mnie będzie co najwyżej najbliższa rodzina, często sobie odpuszczam. Efekty pozostałych ćwiczeń wklejam poniżej.
Asiu, bardzo się cieszę, że ćwiczenia Cię zainspirowały. Z radością przeczytałam. Wszystko bardzo obrazowe i autentyczne (widać, co Cię aktualnie w życiu zajmuje). Gratuluję uważności i cierpliwości w pisaniu.
Ćwiczenie nr 2: Co widać, słychać i czuć
Kiedy na nią patrzę, widzę tylko buraczaną plamę na nowej koszulce i niekompletny zestaw klocków Duplo wciąż porozrzucany na dywanie. Kiedy jej słucham, słyszę tylko wieczne narzekanie, że mleko za gorące lub rodzynek w muesli za mało, oraz żałosne jęki przeradzające się w płaczliwe wycie, jeśli nie spełnię którejś z jej zachcianek. Kiedy po śniadaniu wracamy do pokoju, uderza we mnie dusząca mieszanka olejków eterycznych do inhalacji i rozciśniętego czosnku ze spodka przy łóżku, które miały pomóc na katar, a tylko co dzień mnie rozczarowują. Na pożegnanie, po mokrym od ściekających gili buziaku, mierzę się jeszcze ze smrodem z nocnika, o którym przypomina jej się zwykle już po założeniu śniegowców i kombinezonu.
W końcu zostaję sama, siadam na niczym nieupstrzonej podłodze i wsłuchuję się w coraz bardziej martwą ciszę, wdychając opary środków dezynfekujących. Dopiero wtedy przypominam sobie jej radość z niewprawnego kucyka, który uczesała sobie pierwszy raz tego ranka, słyszę oryginalną piosenkę bez słów i melodii, złożoną z powtarzanej na różnych tonach jednej sylaby i czuję w nozdrzach wspomnienie słodkiego zapachu syropku na odporność z jej ust i ciastoliny niewyskrobanej spod maleńkich paznokci.
Dlaczego umyka mi to, gdy mam jej aksamitną główkę na wyciągnięcie ręki?
Ćwiczenie nr 4: Tabu
Już tylko kilka kroków. Stawiam zakupy na ziemi, wpisuję kod do domofonu, dźwigam torby do windy. Pierwsze, drugie, trzecie … Zaraz odpadną mi ręce, ale już prawie jestem. Powtarzam te same manewry przy drugim domofonie, na piętrze. W korytarzu czuję miły zapach pieczeni, który przypomina mi, że konam z głodu. Jeśli odebrał smsa i wstawił ziemniaki, zaraz zjem pyszny obiad. Gdzie te klucze? A, są. Otwieram drzwi. Cisza. Kuchnia dokładnie taka, jak ją zostawiłam w pośpiechu: brudne garnki w zlewie i talerze ze śniadania na blacie. W sypialni niepościelone łóżko. Ciskam torby na ziemię. Gdybym to ja została w domu, zdążyłabym posprzątać, odkurzyć i umyć podłogę. A jemu pewnie nawet nie przeszło to przez myśl. W korytarzu potykam się o nieschowane buty. Z siatki w spiżarce wysypują się ziemniaki. Mam ochotę kopniakami skierować je do kuchni. Wyżywam się obieraczką, wydłubując dużo większe kawałki wokół ok, niż to konieczne. Nastawiam wodę i wrzucam warzywa do garnka, nie dbając o to, jak bardzo przy tym hałasuję. Reszta zakupów może poczekać. Z zaciśniętymi ustami maszeruję do dziecięcego pokoju, a tam oni: tatuś z maluszkiem. Szturcham obcesowo tego pierwszego i cedzę przez zęby:
– Za dwadzieścia minut obiad.
Przeciera oczy.
– O, zasnęliśmy. Chyba zmęczyła nas zabawa. Zaraz rozpakuję zakupy i posprzątam kuchnię – obiecuje, po czym podrywa się z podłogi i całuje mnie w policzek.
Przyjmuję ten dowód miłości niechętnie, ale z wdzięcznością. Bomba rozbrojona. Dziś już nie wybuchnę. Małżeństwo uratowane. Życie może toczyć się dalej.
Ćwiczenie nr 5: Motylem jestem
Wleciałem tu skuszony soczystą zielenią ścian i podłoża, poprzetykaną drewnem czereśni. Szybko jednak zorientowałem się, że nie znajdę w tej przestrzeni kwiatów. Dostrzegam tylko kolory, a nie czuję zapachów. Mój wzrok przykuwa ognista czerwień ściennego zegara, żółty obrus w słoneczniki, a na nim owoce: jabłka, gruszka, jakaś pomarańczowa kula i coś podłużnego, czego nie znam. Przysiadam na tym ostatnim, zakrzywionym jak sierp księżyca, ale moje nóżki ślizgają się na jego gładkiej powierzchni. To nie prawdziwe owoce, lecz ich atrapy, sztuczne imitacje, które na zawsze zachowają kolor i kształt, ale nigdy nie oddadzą prawdziwej słodyczy. Jeśli chcę przeżyć, muszę się stąd wydostać. Długo czekam przyczajony w cieniu martwej natury. W końcu w dotychczas głuchej ciszy słyszę szybkie kroki. Do pokoju wchodzi człowiek. Kobieta. Wdycham jej perfumy – kolejną imitację przyrody – woni bzu, a pod nimi ledwo wyczuwalny pot. Kobieta otwiera okno. Nie czekam już dłużej. Bez odwracania się za siebie żegnam się z rozjaśnioną sztucznym światłem zielenią i wyfruwam do prawdziwego świata.
Ćwiczenie nr 6: Metafora taka (Zdecydowanie najtrudniejsze! Nie wiem, czy zrobiłam je tak, jak powinnam.)
Pisanie fikcji to relacjonowanie prawdziwych historii nieprawdziwych ludzi.
Dzieci są jak gorąca czekolada – jednocześnie wymagają i dodają energii.
Rodzicielstwo to unikanie błędów swoich rodziców kosztem popełniania własnych.
Miłość to wykorzystanie wszystkich swoich trzech życzeń na rzecz drugiej osoby.
Ćwiczenie nr 7: Telegram
6 zdań: Pewnej zimy w liceum pojechałyśmy z koleżanką na narty. Któregoś dnia zjechałyśmy z góry nie z tej strony, z której powinnyśmy. Tymczasem wyłączono wszystkie wyciągi i nie miałyśmy jak wrócić do autokaru. Długo szukałyśmy rozwiązania, aż wreszcie postanowiłyśmy wrócić stopem. Większość samochodów odjeżdżała zapakowana po sufit, ale ostatecznie udało nam się namówić na podwózkę dwóch Węgrów. I to pomimo iż nie mówili w żadnym znanym nam języku!
3 zdania: Pewnej zimy w liceum pojechałyśmy z koleżanką na narty. Któregoś dnia zjechałyśmy z góry nie z tej strony, z której powinnyśmy. Szczęśliwie znalazłyśmy parę życzliwych Węgrów, którzy zabrali nas do naszego hotelu.
6 słów: Wróciłyśmy ze stoku stopem z Węgrami. / Gdyby nie Węgrzy, nocowałybyśmy na stoku. / Węgrzy uratowali nas z narciarskiej opresji. / Gdyby nie stop, nocowałby nas stok.
6 zdań.
Lipiec był dla mnie inspirującym miesiącem. Kilkudniowa wycieczka w góry, uświadomiła mi, jak ważny dla nas jest ruch.
Doszło też do mnie, jak mało go mam w moim życiu. Cały dzień na rowerach, dostarczył wiele emocji i cudownych widoków. Przyniósł też niesamowite zakwasy. Przez to znów za mocno skupiłem się na odpoczynku.
3 zdania.
W lipcu wybrałem się ze znajomymi w góry.
Zrozumiałem tam, jak ważny dla nas jest wysiłek fizyczny i jak mało go jest w moim życiu. Chciałem więcej, ale cały dzień na rowerach sprowadził mnie na ziemie.
6 słów.
Góry i rower, to bardzo męczący urlop.