W styczniu połączyły się kropki. Najpierw posłuchałam podcastu z absolwentkami mojego kursu, które opowiadały, jak decyzja o zostaniu copywriterem zmieniła ich życie (już wkrótce w Copylogice).
Słuchałam i… autentycznie się dziwiłam.
👇
Swego czasu ludzie przyzwyczaili mnie już do entuzjastycznych opinii o kursie, ale tak jak pisałam: wspięłam się na szczyty kreatywności, żeby to wymazać ze swojej pamięci i udowodnić sobie, że wszystko jest do poprawy.
👇
Kilka dni później nagrywałam podcast o syndromie oszusta. Już same przygotowania do tej rozmowy mocno otworzyły mi oczy, ale kiedy tak słuchałam Małgosi, zaczynałam rozumieć, co stało za tym wszystkim.
👇
A co stało?
👇
Ano strach oczywiście.
Po pierwsze, ten zwykły strach, jaki zawsze towarzyszy osobie niepewnej wartości swoich działań. Kiedyś już ukojony, a potem własnymi rękami i przy pomocy małych codziennych strachów wywołany na nowo. Z jeszcze większą siłą.
👇
Ale pod tym strachem był jeszcze drugi, gorszy.
Strach Jonasza, który bierze nogi za pas, zamiast płynąć do Niniwy.
Strach bohatera, który czuje, że czas na wyprawę, ale zamiast podjąć wyzwanie, będzie sobie udowadniał, że ta stara rzeczywistość nie obejdzie się bez niego.
👇
Bo widzisz…
W tej historii jak w książkach Agathy Christie: to, co najważniejsze, wydarzyło się, kiedy czytelnik nie patrzył. W tym życiu, które czasem odciąga od ogródka i sprawia, że kiedy wracasz, jesteś już innym człowiekiem.
👇
A w moim życiu wydarzyła się r(EWOLUCJA). Myślenie, patrzenie, priorytety. Jakby ktoś wszystko wywrócił na drugą stronę, wytrzepał, popatrzył na mnie zdziwioną i powiedział „No, to teraz sobie radź, Kochana. Radź sobie”.
👇
Kiedy więc wróciłam do mojego ogródka, zaczęłam sobie radzić znanymi sposobami. Praca, duuuuużo pracy. Bo wtedy masz poczucie kontroli. No i nie myślisz, że coś Cię woła.
👇
Taka była strategia na rok 2023. Nie pomogła. Więc w roku 2024 powtórka — jeszcze mocniej. Zamiast spojrzeć na ogródek całościowo i zaprojektować nowe grządki, postanowiłam na nowo przekopać tę, którą znam, bo zajmuję się nią od 9 lat.
To się podobno nazywa „utarte drogi neuronowe”. Kiedy nie wiesz, co robić, to robisz to, co znasz. W moim przypadku: dowalasz sobie pracy i udowodniasz sobie, że jesteś baaaardzo, bardzo potrzebna tu, a nie w miejscu, do którego cię ciągnie.
👇
A mnie ciągnie (m.in.) do pisania jako kreowania. Kreowania światów, ale i (może nawet bardziej) do kreowania własnego świata poprzez odkrywanie własnego głosu i opowiadanie na nowo własnej historii. Po to, żeby żyć lepiej. Bardziej świadomie i bardziej twórczo.
👇
Na szczęście podróż bohatera nie kończy się na wezwaniu, do którego bohater odwraca się czterema literami. Jonasz w końcu zrozumiał i ruszył siedzenie we właściwą stronę. I ja też już rozumiem.
👇
Zamieniam MUSZĘ na MOGĘ, a MOGĘ na MOGĘ TERAZ. I jeśli nie stchórzę znów, to któregoś dnia zaproszę Cię, żebyś i na tę wyprawę wyruszył(a) razem ze mną.
👇
A Tekstowni?
👇
Zostają oczywiście! To nadal moja ukochana grządka :), tyle że już niejedyna. Wszystko zostaje, ale z nowymi porządkami.
👇
Po pierwsze, z całą potrzebną do tego odwagą przyznaję, że wycofanie kursu to był błąd. Dziewczyny przypomniały mi, że robił naprawdę dobrą robotę. Niech robi dalej. Nie porzucam go. Ba! Będę go nawet reklamować. I może wdrożę w nim kilka z tych pomysłów, które miały być w MAC.
👇
Dalej: przeglądam wszystko i wycinam, co nie ma już sensu.
👇
W sm będę może rzadziej, może inaczej. I na pewno odezwę się jeszcze nie raz pod hashtagiem #szczerzeokarierze. Bo wszyscy jedziemy na jednym wózku. Dobrze to sobie czasem przypomnieć.
👇 👇 👇
PS Epilog do tej historii dopisało samo życie. Dosłownie dziś, na chwilę przed napisaniem tego posta, dowiedziałam się, że daleki znajomy, w podobnym wieku, ma raka trzustki.
A gdybym to była ja?
Wolałabym pomyśleć, że przynajmniej spróbowałam, a nie wyrzucać sobie, że rozsiadłam się w swoim Bambuko (Kasia Nosowska raz jeszcze) i wytłumaczyłam sobie, że inaczej się nie da.
#naswoichzasadach