Wymyśliłam to naprawdę fajnie. Zamiast kursu „Zostań copywriterem” miała powstać Mistrzowska Akademia Copywritingu.
Coś więcej niż kurs. Cała ścieżka copywriterskiego rozwoju. Ba! Nawet kilka ścieżek – kilka specjalizacji.
Ludzie narzekają, że kursów dla początkujących jest mnóstwo, za to dla chcących się rozwijać — mniej. No to proszę. Ze mną jak ze złotą rybką. Mówisz — masz.
👇
Ach, no i kurs podstawowy chciałam zrobić od nowa. Ale tak, żeby nie dało się go nie przerobić, bo zawsze bardzo mnie bolało to, że nie wszyscy docierają do końca. Miałam naprawdę świetny pomysł, jak to naprawić.
👇
No i jeszcze miało być na każdą kieszeń. Można kupić całość, można część, można samodzielnie skomponować sobie program.
👇
Że to miało być dla ludzi coś super – to (mam nadzieję) jasne. Ale gdzie ten szacunek dla siebie? – zapytasz.
👇
Cóż… Szacunek dla siebie miał polegać na tym, że zaoranie nazwałam sobie „porządkowaniem”. Wyobraziłam sobie, że wykorzystam w swoim opus magnum wszystko, co najlepszego stworzyłam w ciągu tych 9 lat. Bo np. kurs KAIZEN Copy to idealna ścieżka specjalizacyjna z copywritingu sprzedażowego. A Tekst SEO krok po kroku – wiadomo.
👇
No więc wykorzystam, ale w takiej lepszej formie. A kiedy już będzie gotowe, to siądę, zadumam się nad tym, jak to pięknie ludziom służy. I odpocznę. Wtedy to wreszcie odpocznę.
👇
Zaczęłam działać. Nagrałam parę podcastów na czas promocji, przygotowałam posty na pierwszy tydzień stycznia i lead magnet – bezpłatny kurs mailowy o tym, jak zostać rozchwytywanym copywriterem w czasach AI.
👇
I tu sygnał 1: bezpłatny kurs ustawiony już w grudniu, strona zapisu i podziękowania zrobiona (nawet z OTO, którą udało mi się zrobić bezkosztowo [duma!]). Tylko że… nikt o nim nie wie. Nie miałam odwagi (!) powiedzieć o nim światu.
👇
No ale co tam, przecież najważniejszy jest sam kurs. Rozpisałam, nagrałam pierwszy moduł.
Naprawdę niezły. Z rozłożonymi na drobne rzeczami, o których wiem, że zawsze sprawiały ludziom problem. Wszystko w malutkich, bardzo praktycznych kawałkach. Oczywiście ze ściągawkami, bo to kursanci zawsze lubią 🙂
Jednym słowem: do przodu.
👇
Tylko – sygnał 2 – jakoś tak się dziwnie złożyło, że raptem w ciągu 1 miesiąca dopadło mnie 5 migren. Po 3 dni każda. 15 dni (na 33 dokładnie) z tykającą bombą w głowie.
No OK, migreny mam od 30 lat. Ale z taką częstotliwością i z takim natężeniem? Nigdy!
👇
Przypomniała mi się Kasia Nosowska. Widziałam kiedyś jej wypowiedź, w której mówiła, że kiedy nie chciała już śpiewać z Heyem, ale jeszcze próbowała, to jakoś tak się składało, że… nie mogła. Co próba to albo przeziębienie, albo chora krtań, albo coś tam. Przyczyny absolutnie niezależne. A jednak wiele mówiące.
Jakby wszystko się sprzysięgło, żeby powiedzieć „Jeśli czujesz opór, nie kop dalej”.
To już mi mocno dało do myślenia.
👇
A potem nadszedł dzień, kiedy kropki się połączyły.